Były sobie domki dwa…

12 kwietnia, 2007

Nie przeczytasz w New York Time’sie, ani Washington Post. Nie zobaczysz na CNN, CBS, ABC, NBC, MSNBC, ani żadnym „BC”, ale jak pomyszkujesz, to możesz znaleźć na Internecie.

A Ty, Czytelniku zdecyduj, który z domków należy do działacza na rzecz ochrony środowiska…

Podczas tegorocznych „Oskarów” na scenę poproszony został Al Gore, były v-ce Prezydent za Clintona, Billa zresztą, kadencji. Podpasiony piewca apokaliptycznego ocieplenia globu z dumą odebrał statuetkę i pewnie polazł gdzieś potem na jakieś podrygiwane, zakrapiane alkoholem przyjęcie, dumny, że oto znalazł się pośród aktorów, reżyserów, producentów, kompozytorów, scenografów i wszystkich innych „…ów” świata filmowego. A znalazł się tam, bo od wielu lat straszy nas wizją do czerwoności rozgrzanego ziemskiego globu, horror zaś, wiadomo, to przecież kasowa kategoria filmu. Gore straszy wszystkim, czym się da: nie wycinać lasów (o tym mówili już nasi dziadkowie, a w zgniłym komuniźmie sadziliśmy hektary lasów w słynnych akcjach „zielonym do góry”), gasić światło, ograniczyć produkcję samochodów, ograniczyć zużycie i wydobycie naturalnych źródeł energii, etc. Przy okazji krytykuje politykę rządu George’a Busha, no bo tak mu wygodnie. Jako v-ce prezydent niewiele zrobił w tej sprawie (ochrona środowiska), ale na politycznej emeryturze wziął się do roboty i straszy świat wizją zagłady.

Nie na północy, ani nawet nie w środkowo-zachodniej części Stanów, ale na gorącym Południu, na obrzeżach Nashville, w stanie Tennessee, stoi sobie olbrzymi dom; 20 pokoi, osiem łazienek. Do tego basen i domek nad basenem i jeszcze osobny dom gościnny, a wszystko ogrzewane naturalnym gazem. Amerykanie nazywają ten środek energetyczny „foosil fuel – pochodzący spod ziemi, z pozostałości prehistorycznych zwierząt i prehistorycznej flory, czyli krótko mowiąc podziemne bogactwo natury, które obrońca czystości Ziemi zwraca Naturze w postaci wstrętnych wydzielin. Rachunki za prąd i gaz w tym wielkim domu na południu Stanów wynoszą miesięcznie ponad $2400. Posiadłość ta zużywa dwudziestokrotnie więcej gazu naturalnego, niż przeciętny, amerykański dom. A wiecie czyj to domek? Tak, tak! Oskarowego v-ce Prezydenta, nieugiętego bojownika o powstrzymanie procesu ocieplenia globu m. inn. poprzez oszczędne używanie naturalnych zasobów energetycznych Ziemi. To dom Ala Gore’a stawiającego siebie za wzór działacza w dziedzinie ochrony środowiska. Amerykanie zaliczyli go ostatnio do grona tzw. „filmmakers”, które to określenie można rozumieć bardzo szeroko; jego adresat może być zarówno reżyserem, jak i scenografem, producentem, ko-producentem, itp. Nieodżałowany Ronald Reagan, aktorem wielkim specjalnie nie był, ale został jednym z największych przywódców w historii tego kraju. Kalifornia stała się terenem przekształceń z aktora na polityka i teraz też jakoś nie narzeka na rozpoczętą „dysnastię” Schwarzeneggerów. Nigdy jednak nie było tak, żeby prezydent został aktorem, albo innym „filmmakerem”. Al Gore prezydentem nie był, zastępcą zaś był nijakim. Jako film-chałupnik (tak sobie przetłumaczyłem słowo filmmaker…a co -źle?) dostał Oskara, który powinien być mu natychmiast odebrany, choćby dlatego, że dwa tygodnie po tym, jak dali mu statuetkę za film o ociepleniu globu zaatakowała zima, paraliżując całą Amerykę, a stało się to na pięć dni przed kalendarzowym nadejściem wiosny, czyli 15 marca (pamiętam, bo jechałem z NY do Bostonu i z powrotem – normalnie 4 godz. w jedną stronę,- 24 godziny walki ze śniegiem i mrozem – Syberia). Kiedy piszę ten artykuł jest już 12 kwietnia, a temperatury ciągle w pobliżu zera, do tego leje, a od czasu do czasu posypie drobnym śniegiem, synoptycy zapowadają zaś na najbliższy weekend opady…śniegu.

Goerge W. Bush za nic w świecie nie chce respektować rozporządzeń (zwłaszcza finansowych) przeróżnych gremiów międzynarodowych bijących na alarm w wyżej wymienionym „ocieplonym” temacie, bo uważa, że USA ma (i ich przestrzega) najwyższe, światowe standarty oczyszczania spalin, ochrony przyrody, kontroli wycinania lasów, czystości rzek etc. W USA każdy dbający o higienę swego wnętrza obywatel może zakupić najwyższej jakości i funkcjonalności filtry do oczyszczania wody, a obszar chronionych parków narodowych jest tu większy, niż pół Europy.

Na południu Stanów, nieopodal Crawford, w stanie Texas stoi dom zwany „Teksaskim Białym Domem”. Cztery tysiące stóp kwadratowych, cztery sypialnie, – dom umiejscowiony na suchej, jałowej prerii amerykańskiego Zachodniego Południa. W samym środku tego domu (centralnie) zabudowana jest geotermiczna pompa  połączona z rurą sięgajacą 300 stóp pod ziemię i pobierającą wodę z wnętrza ziemi. Ta głębinowa woda ma z reguły 67 stopni F (ok. 24 stopnie C) i zimą służy do ogrzewania domu, a latem do jego ochładzania. System ten nie zużywa żadnych paliw typu olej, czy gaz, natomiast zużycie elektryczności jest zaledwie jedną czwartą tego, co potrzebuje konwencjonalny system grzewczo-chłodzący. Woda deszczowa odprowadzana jest systemem rynien do cysterny wkopanej w ziemię o pojemności 25 tysięcy galonów. Z kolei woda zużyta pod prysznicami, w kuchni, ubikacjach, umywalkach, czyli brudna, odprowadzana jest do specjalnych zbiorników filtrujących, a potem przepompowywana do cystern. W ten sposób zaoszczędzona woda wraca do natury, jako, że użyta zostaje do nawadniania terenów należących do posiadłości zwanej „Texas White House”, dając pić kwiatom, krzewom  i teksańskiej prerii. I już wiadomo, czyj to jest dom… Oczywiście, to dom George’a W. Busha, który nie krzyczy o ochronie przyrody, o ociepleniu globu, o apokaliptycznej wizji świata.

Były sobie domki dwa…Hi, hi, hi, ha, ha, ha.

1 Komentarz do “Były sobie domki dwa…”

  1. Alexander- 18 kwi 2007 o 6:52 am

    Szanowny Panie,

    Po pierwsze jestem pewny, ze filmu “Inconvenient Truth” pan nie ogladal.

    Po drugie, snieg w kwietniu i te niesamowite anomalia pogodowe, to wlasnie moga byc skutki “global warming”, przemieszczania stref temperaturowych, nienormalnych wiatrow, pradow morskich i dziesiatek innych rzeczy, o ktorych pan nie przeczytal i nie dowiedzial sie przed pisaniem swego artykulu. To nie panskie problemy podczas jazdy z Bostonu sa obecnie wazne, ale sytuacja na krancach naszej planety, gdzie topnienia lodowcow drastycznie zaczynaja wplywac na to, co bedzie sie wkrotce dzialo.

    Po trzecie, powinien pan wziac pod uwage, ze pobieranie opinii z internetu, to jak grzebanie po ciemku w smieciach. Czasami sie znajdzie cos godnego uwagi, ale w wiekszosci – to jest to brud i smrod, czyli propaganda amatorow, ktorym sie wydaje, ze po przeczytaniu jakiegos trzeciorzednego artykulu pozjadali wszystkie madrasci swiata. Niech sobie Gore mieszka jak chce – ani ja ani tez pan w jego domu nie byl. Rachunkow za jego prad tez nie placilismy.
    I choc prawda jest, ze ja tez uwazalem go za matolka podczas Clintonowskiej kadencji, to po obejrzeniu filmu (co bardzo radze, aby pan przejrzal na oczy bez propagandowskiej mgly tym razem) latwo zrozumiec, ze to nie opinie Gore’a i nie jego kwestionowany talent kinematografa daly mu Oscara, lecz jego udzial w produkcji i konsekwentnej promocji dokumentu, do ktorego uskutecznienia przyczynila sie bardzo duza grupa ludzi z ogromna wiedza na temat.

    Po czwarte, jesli pan tak opiewa amerykanskie standarty, niech sie pan troche zaglebi w fakty i poszuka, gdzie Ameryka wyrzuca swoje brudy i toksyny, i jak sie zyje tamtym biednym narodom, ktore za pol-darmo udostepniaja swoj lad na nasz syf. Ten rzad, ktorego tak pan broni, nawet po 9/11 klamal o stanie czystosci powietrza tylko po to, by czym predzej przywrocic dzialanie na Wall Street – chorobowe skutki czego juz sa widoczne. I tego lgarstwa materialistow bez duszy pan broni?

    Po piate, zauwazam odrobine niekonsekwncji w panskich wypowiedziach. Z jednej strony Polak – patriota slusznie oplakujacy sytuacje w Polsce, ale z drugiej zaciekly obronca Bushowskiej paranoi rzadowej, ktora ta wlasnie biedna Polske, jak zreszta rowniez i caly swiat ma w d… Cale dla Busha szczescie, ze jeszcze sie w tej Ameryce jaka tako w miare komfortowo zyje i ludziom sie nie chce za “widly” chwytac. Ciezko bowiem znalezc drugi narod, ktory tak spokojnie by siedzial, podczas gdy jego rzad w imie pieniedzy i ropy, o przepraszam, w imie demokracji skazuje swych mlodych zolnierzy na katorge na Bliskim Wschodzie, a ktorego prezydent szczyci sie 20-sto procentowa aprobata spoleczenstwa. Ile pan placi za benzyne jadac do Bostonu? Co chwile slysze, ze ceny skacza przez Bliski Wschod… ale bardzo malo na temat, ze Exxon znowu zarobil rekordowa sume za ubiegly kwartal fiskalny. To jest ciekawe, a nie Gore’a dom.

Trackback URI | Comments RSS

Zostaw Komentarz