Polonia kontra Polonia – 4

21 stycznia, 2009

A nie mówiłem? Czyli Polonia kontra Polonia ciąg dalszy…Rozprawa, o której pisałem w poprzednim artykule nie weszła na wokandę, czyli wszystko zgodnie z moimi przypuszczeniami. Pamiętasz, Drogi Czytelniku moje słowa: „A nie mówiłem?” 

Oto sala sądowa. W długich ławkach chyba ze sto kilkanaście ludzi; pozywający i broniący się, oraz ich adwokaci. Dyrektor Myssura po prawej stronie długiej ławy pod ścianą ze swoim adwokatem. W ławie przed nią, ale po lewej stronie adwokaci Unii Kredytowej. Zdziwiłem się, że obok zatrudnionego na etacie mecenasa Sosnowskiego siedzi prawniczka z Madison Avenue. To nie są tanie firmy. Czyżby etatowy prawnik Unii Kredytowej był za słaby na tę sprawę…? Kiedy wywołano sprawę „Krystyna Myssura versus Polish & Slavic Federal Credit Union” adwokaci Unii zerwali się z miejsc i ruszyli lewą stroną sali w kierunku potężnego stołu sędziowskiego, – prawą poszli skarżący – Dyr. Myssura i jej adwokat. Urzędniczka przygotowująca dokumentację dla sędziego zaczęła zadawać pytania. Szybko okazało się, że pozwu nie otrzymała członkini Rady Dyrektorów pani Wądołowska. Ot, zmieniła adres nie powiadamiając o tym Uii Kredytowej. Ot, tak. Zdziwiło mnie, że mecenas Sosnowski właściwie nie mówił nic. Dysputę z sędziowską urzędniczką prowadziła adwokatka z Madison Avenue. Naprawdę dziwne. Mecenas Sosnowski jest z Filadelfii…czyżby nie miał nowojorskiej licencji?

Sprawa została odroczona, a pani Myssura zobowiązana do dostarczenia pozwu wszystkim, pozwanym dyrektorom, przede wszystkim zaś pani Wądołowskiej.

Wpadła mi do rąk opinia National Credit Union Administration. Według niej takie usunięcie członka rady Dyrektorów powinno się odbyć poprzez Walne Zebranie Członków, czyli nas, tych, których pieniądze bogacą nasz bank. Na chłopski rozum bardzo logicznie, bo to my głosowaliśmy, więc od nas powinno zależeć, czy ją wyrzucić, czy nie. I właściwie nie musiałoby być żadnych spraw sądowych. Wystarczyłoby trzymanie się rozporządzeń instytucji nadrzędnej. Coś tu nie gra. Poczekajmy do następnej rozprawy.

Kilka dni potem wybrałem się do prezesa Rady Dyrektorów. Powiedział mi, że źle interpretuję opinię NCUA. Skierowałem rozmowę na temat Centrum Polsko-Słowiańskiego. Pan prezes bardzo jest przejęty wartością tej instytucji dla Polonii, ale póki jest tam pani Kamińska dyrektorzy banku nie wezmą udziału w żadnej rozmowie, w żadnym „okrągłym stole”. Zaproponowałem siebie, jako mediatora… „Nie, absolutnie nie wchodzi w grę, – odparł prezes-. Tak długo, jak w radzie dyrektorów będzie Kamińska, my nie będziemy z Centrum rozmawiać – nawet jeśli pan byłby mediatorem”. Szkoda, już myślałem, że będę jak Colin Powell, albo co.

Prezes Matyszczyk gorączkowo szuka nowego sponsora Unii kredytowej i uważa, że powinno ich być więcej. Wymienił Komitet Parady Pułaskiego. Przypomnę- jest to instytucja, która raz w roku robi bal dla tych, którzy słono zapłacą za talerz i miejsce przy stole w sali balowej Waldorf Astoria, raz w roku zamówi mszę św. w Katedrze Świętego Patryka (najlepiej nie płacąc chórom za uświetnienie tej mszy cudownym śpiewem (vide artykuł o Paradzie – październik, 2008), raz w roku po tej mszy zorganizuje śniadanie dla specjalnych gości, z których obecności na wspólnej jajecznicy w Waldorf Astoria nic dla przeciętnego Polonusa nie wynika i  raz w roku jej członkowie przemaszerują wzdłuż Piątej Alei, kończąc ten uciążliwy marsz na trybunie honorowej. Ot, cała robota Komitetu Parady Pułaskiego. A, przepraszam, jest jeszcze jeden setny wysiłek: krótko po paradzie typują (nie mylić z wyborem) marszałka następnej parady. Najlepiej, żeby to był jakiś Amerykanin z polskimi korzeniami, ledwie mówiący po polsku, jakby polskich biznesmenów, ciężko harujących, wspierających dzieci, sportowców, niesprawnych, kulturę było za mało. Tacy już jesteśmy – byle obcy klepnął nas po łopatkach.

Jako „sponsor” Unii Kredytowej, Komitet Parady byłby w prawie do otrzymywania dotacji z tejże Unii. Pytanie tylko na co. Przecież Komitet nie płaci grupom defilującym. A, co się będę rozpisywał…

Tymczasem Centrum Polsko-Słowiańskie prowadzi bardzo szeroki zakres pomocy Polonii. Czy robi to dobrze, to muszą ocenić ci, którzy o tę pomoc proszą. Ja otrzymałem sporo pomocy – w sprawach dotyczących obywatelstwa, koncertów w sali przy Kent Street, cateringu dla chóru i orkiestry, która koncertowała ze mną w Katedrze z okazji Dnia Niepodległości, a nawet reklam w programie telewizyjnym. Czy wykorzystuje (Centrum) wszystkie możliwości, jakie posiada? Tu bym dyskutował, bo na przykład ja bym o wiele lepiej wykorzystał, załóżmy, salę koncertową przy Kent Street. Zresztą ja się tam dwukrotnie „podkładałem” do pracy etatowej, ale najpierw śp. Ojciec Zembrzuski powiedział mi, że nie potrzebują takich jak ja fachowców (tzn. od muzyki),  – no to założyłem własną szkołę muzyczną i działa do dziś, a po ostatnim koncercie kolęd wielu podchodziło, by powiedzieć mi, że moje koncerty i te wielkie i te mniejsze, to zawsze tzw. „wydarzenie artystyczne”. Potem, kiedy „zaaplikowałem” o stanowisko „kierownika kulturalnego”, (co za okropna funkcja – kierownicy najczęściej bywają niekulturalni), to „przesłuchujące” mnie na tę okoliczność grono speców od kultury pod wodzą „poety – prawie noblisty” – Tadeusza Chabrowskiego stwierdziło, że się kompletnie nie nadaję (tymczasem po odczytaniu podczas ostatniego koncertu mojego wiersza o Ojczyźnie ludziom same „kap, kap popłynęły łzy”-Blog, październik, 2008). No to zacząłem robić koncerty w Carnegie Hall, gdzie dla odmiany ludzie nie znający się chyba na organizacji koncertów stwierdzili, że jestem w tym świetny. Zrobiłem pietnaście w ciągu dziesięciu lat, czego w ponad stuletniej historii tej zacnej instytucji nie zrobił żaden człowiek polskiego pochodzenia, a tym bardziej z Rajczy. Słowo daję, że coraz częściej patrzę na tych wszystkich „działaczy”, jak Zeus z jakiego Parnasu i mam ochotę wyrżnąć gromy z błyskawicami, co by w jednych trafiły, a innym rozjaśniły umysły.

Następna rozprawa niebawem. Też pojadę…z ciekawości. A nuż (chciałem napisać „nóż”, bo mi się sam w kieszeni otwiera) będzie coś nowego, albo znowu – „a nie mówiłem…?” To by było na dość, albo „na tyle” (a na „przodzie” tylko piersi do orderów, albo…wyjazdów na szkolenia do ciepłych krajów).
 

1 Komentarz do “Polonia kontra Polonia – 4”

  1. krzysztofhaczek- 21 sty 2009 o 4:04 am

    Panie Profesorze, Pan jesteś, jak ten Słowacki -„Sumienie Narodu” – niech Pan żyje sto lat, albo i dłużej.
    Wiersz jest cudowny, genialny, a prozy niech się uczą pismaki z polonijnych i nie tylko „papier-mediów”.
    Krzysztof Haczek

Trackback URI | Comments RSS

Zostaw Komentarz