Chora przewrotność

27 lutego, 2009

Czyli, jak polsko-słowiańska wojna na Greenpoicie ma się do całości Polonii.
Jest rok 1988 – zostaję wybrany Generalnym Dyrygentem Siódmego Okręgu Związku Śpiewaków Polskich w Ameryce, czyli na stany NY, NJ, PA i CT. Co rok, na konwencjach chóralnych słyszę: „trzeba zmienić repertuar, wprowadzić młodych ludzi do Związku, etc”. Próbuję wprowadzić nowy repertuar, próbuję wprowadzać mlodych ludzi i oto na konwencję do Chicago, w 1998 zabieram z chórem Hejnał kilkoro młodych ludzi, którzy śpiewają znakomicie, nie są wplątani w żadne plotkarskie „tajemnice”. W programie konkursowym mam m. inn. świetny utwór Kaszyckiego, „Jastrząb i Orzeł”. Całkowicie współczesna faktura, ale z młodymi ludźmi Hejnał śpiewa to świetnie. Delegaci tejże konwencji wybierają mnie na stanowisko Dyrygenta Generalnego całego Związku. Wydawało mi się, że dostałem kredyt zaufania dla moich artystycznych koncepcji. I co? Jeszcze w Chicago śmiertelnie obraził się na mnie mój poprzednik, który cały czas udawał przyjaciela, licząc na to, że przygotuję mu mój Siódmy-największy w całym Związku Okręg-do koncertu galowego. Oczywiście, że przygotowałem, ale niechcący wybrano mnie w jego miejsce. Koniec przyjaźni, koniec współpracy artystycznej. Kiedy trzy lata wcześniej w Detroit wybierano go na to stanowisko, zrobiłem w moim okręgu specjalną kampanię wyborczą na jego rzecz; agitowałem wśród delegatów moich czterech stanów i w końcu Andrzej Rozbicki został wybrany. Ale w Chicago właśnie delegat z jego chóru postawił wniosek, że generalnym powinienem być ja. Andrzej siedział obok mnie. Zanim wstał ów delegat, ktoś inny postawił wniosek, aby dokonać zmiany dyrygenta generalnego. Ani ja, ani Andrzej nie mieliśmy pojęcia kto mógłby być kontrkandydatem. „Jędrek”, (jak nazywałem Andrzeja) nachylił się do mnie i powiedział:
-„Jak wystawią jakiegoś kandydata, to ja stąd wychodzę”.
-Nie wygłupiaj się – zripostowałem, – nie będzie żadnego kontrkandydata.
W tym momencie wstał ów „nieszczęsny” delegat (zresztą prezes chóru, z Hamilton, w Kanadzie, którym dyrygował Andrzej) i wmówił wszystkim, że ich dyrygent nie nadaje się na to stanowisko, bo to i tamto…no, i podał moją kandydaturę. Andrzej podeptał mi po butach; wyrwał z sali obrad, jak oparzony. Kompletnie nie rozumiałem ani tego zachowania, ani urazy, jakiej doznał. Pół godziny potem, po tajnym głosowaniu ogłoszono, że jestem nowym Generalnym. W tym momencie Państwo Chróścielewscy (tak ci sami z Polskiego Domu Narodowego, na Greenpoincie, w którym ćwiczył mój Hejnał, w którym co roku mój chór śpiewał na akademiach 3 Maja, 11 Listopada, czy w okresie Bożego Narodzenia, ten sam pan Antoni, który trzy lata wcześniej błagał mnie, bym uratował koncert w Katedrze Św. Patryka; „Pan ma tam świetną pozycję, a nasz koncert wisi na włosku, będzie H. M. Górecki i Bachleda”, – błagał.  Oczywiście pomogłem), poczęli krzyczeć, że nie zdajemy sobie sprawy, jak potworny błąd zrobiliśmy, jaką krzywdę wyrządzono ich wspaniałemu przyjacielowi. Przewrotność kabotyńska. Pani Lunia w windzie porównała mózgi niektórych pań-delegatek do mózgów dwónożnych stworzonek szukających ziarenek na podwórkach chłopskich zagród, tak była wściekła, że zastąpiłem „ich przyjaciela”. Tragedia, larum grają! A dyrygenci innych chórów podchodzili do mnie z gratulacjami; bez ogródek wyrażali nadzieję, że „teraz coś się zmieni”. Andrzej, który wydzwaniał do mnie dwa razy w tygodniu z Kanady pytając, jak tam pieśni do koncertu galowego, nie zadzwonił już do mnie nigdy od 1998 roku. Państwo Chróścielewscy zorganizowali „swojemu przyjacielowui” koncert z jakąś zbieraną orkiestrą w kościele Św. Tomasza i wymyślili chór Angelus stawiając inne chóry, z których podbierali członków na krawędzi rozpadu. Na mnie obrazili się dodatkowo, bo nie wyraziłem ochoty na współracę przy owym koncercie, więc po jednej z prób Hejnału dowiedziałem się od prezesa Chróścielewskiego, że „mnie zniszczy”. Minęły trzy lata, wprowadziłem do repertuaru chórów polskich w Ameryce i Kanadzie kilka wspaniałych pieśni Józefa Świdra. Nie ma w Polsce takiego chóru, który nie miałby pieśni tego kompozytora w swoim repertuarze. Znany Polonii Chór Mariański, z Krakowa, który był tu i śpiewał podczas mszy w Katedrze Świętego Patryka w dzień Parady Pułaskiego, ma ponad dwadzieścia utworów Józefa Świdra w swoim programie. Józef Świder jest po prostu genialnym, współczesnym kompozytorem muzyki chóralnej. Przyjechałem na zjazd do Johnstwon, w Pennsylwanii, znowu przywożąc dwie młode śpiewaczki z moim chórem, ale takie, które nie były w Chicago, bo ci młodzi, którzy byli ze mną w stolicy Illinois zrezygnowali natychmiast po powrocie do Nowego Jorku na skutek wydarzeń, jakich byli świadkami na owej konwencji. Konwencja w Johnstown przyniosła mi ogromne rozczarowanie, bo okazało się, że niektórzy dyrygenci mnie po prostu oszukiwali, mówiąc, że ćwiczą, że wszystko jest w porządku. Potem okazało się, że pieśni były kompletnie nie przygotowane, a w końcu balon pękł i bez oporów zarówno dyrygenci, jak i śpiewacy wyrzucili swoje pretensje, że „im się ta muzyka nie podoba”. Zaskoczony był jedynie młody dyrygent z Hamilton (ten, który zastąpił Andrzeja), bo jak oznajmił „on, osobiście jest zakochany w muzyce Świdra”. Jeden z prezesów błysnął z mównicy dowcipem i szerokim intelektem stwierdzając, „że Generalnemu „zaświdrowało” w głowie od muzyki Świdra i każe nam „to” śpiewać.
Pomyślałem: skoro mnie nie chcą takiego, jakim jestem, nie chcą moich koncpcji, to…z Panem Bogiem. I złożyłem rezygnację, choć nie padł wniosek o zmianę dyrygenta generalnego, a jedynie, aby się opamiętał i nie wprowadzał „nowości”. Ale ja nie chciałem być ich ciężarem, wiedząc, że swoich trendów nie zmienię. Dwie młode, które pojechały ze mną nie wróciły nigdy do Hejnału. W Hejnale natomiast, jak tylko przestałem być „Generalnym” uaktywnił się jeden „działacz” i nic tylko podkładał mi nogi, urabiając atmosferę burzącą przeciwko mnie, siejąc plotki o ludziach z zarządu, pisząc paszkwile na skarbniczkę, aż pewnego dnia dowiedziałem się, że za moimi plecami poszukuje dyrygenta. „A to cwany lis” – pomyślałem. Po czternastu latach ciężkiej pracy, z uśmiechem przez krzywe zęby, – taki Czesio, a jednak.
Złożyłem wymówienie, zanim znalazł tego dyrygenta i poczułem ulgę. Zawsze źle się czułem pośród zdrajców i dwulicowców. Moje apele z Chicago i Johnstown o integrację chórów, konsekwencję repertuarową, zaniechanie rywalizacji, bo chórów coraz mniej, nabór młodych posypały się, jak groch o ścianę. Po prawie dziesięciu latach zniknęło z mapy Siódmego Okręgu klilka chórów. Szkoda. Związek Śpiewaków Polskich w Ameryce i Kanadzie jest jedną z najstarszych organizacji. Powstał w 1889 roku. Po co to napisałem? A, no po to, że zaczynam nie bardzo rozumieć, dlaczego działacze społeczni, którzy ponoć nie mają żadnych profitów tak uparcie trzymają się tych krzeseł i tak zaciekle walczą o swoje pozycje, funkcje itp. Moja praca też była społeczna (dla ciekawych: wynagrodzenie roczne Dyrygenta Generalnego Związku, jakie otrzymywałem wynosiło:… $200 – dwieście dolarów. Powtarzam – roczne. Więc wszystko w tej materii, to społecznikostwo)
Jest początek XX wieku. Polscy emigranci skupieni w organizacjach nabywają przepiękny obiekt zwany „Prospect Hall”, na Brooklynie. Wspaniałe, stylowe wnętrze, piękna scena, balkony, mnóstwo sal bocznych, cudowny hall wejściowy. To był Polski Dom. I cóż z tego? W końcu działalność tego „Domu” ograniczyła się do spotkań zarządu. Nieporozumienia personalne, brak umiejętności zarządzania spowodowały, że miasto zabrało „Dom”, wystawiając go na licytację. Polonijni „społecznicy” nie dali rady. No, tak, ale jak się dzisiaj zapuści głębiej w te tematy, to można usłyszeć przeróżne rzeczy na temat przekrętów, wykrętów, chytrości, pazerności, itp. Kupili Grecy. Ludzie, jakie cacko oni z tego zrobili, jakie krecą pieniądze. To się w głowie nie mieści. Nie uwierzycie: są jeszcze ludzie, którzy zasiadali w zarządzie owego Polskiego Domu i są w organizacjach i nie mają problemu, że doprowadzili do katastrofy.
Jakieś „Koło Demmokratyczne” zaciekle walczy o Polski Dom, podobno nielegalnie zagarnięty przez jakichś żydów, czy Bóg wie kogo, w Manhattanie. Potrafimy wiele wybudować, ale potrafimy też niezwykle umiejętnie zniszczyć własny dorobek.
Wojna polsko-słowiańska między Unią Kredytową, a Centrum Polsko-Słowiańskim rozwija się w nalepsze, podobno w imię „dobra Polonii” – takie jest hasło szefów Unii Kredytowej. Działacze społeczni z jednej i z drugiej strony walczą o swoje pozycje, aby móc nadal służyć Polonii; za darmo i w czynie społecznym; bez benefitów, bez nagród, bez możliwości kupienia domu o dwa procent niżej, bez wyjazdu na dobre wakacje, bez bonusów, bez możliwości mniejszego oprocentowania, bo niby mieszka się w tym domu, który się kupiło, ale się …nie mieszka. Hipokryzja, jakiej świat nie widział, ale hipokryzja na pograniczu przekrętu, a może i przestępstwa. Unia oskarża Centrum o malwersacje, Centrum oskarża Unię o to samo, plus samowolę i wtrącanie się w nie swoje sprawy. „Żądamy ujawnienia finansów Centrum”. Pani Kamińska nie chce ustąpić. A ja bym ustąpił, przecież to funkcja społeczna. Ósmego marca Centrum robi zebranie, aby ujawnić finanse. Dziś rozpoczynają się nawoływania, aby to zebranie zbojkotować. Pani Konarska szczytuje w hipokryzji. To własnie ta pani w swoich komentarzach postulowała, aby centrum pokazało swoje finanse. Teraz, w jednym z ostatnich nawołuje do bojkotu. Przewrotność do bólu. O co tu chodzi? Pani Iwono, – są jakieś szanse, że spotkamy się w Centrum 8 marca? Bardzo proszę, naprawdę chciałbym Panią poznać. To jak, – do zobaczenia? Mam coraz mniej czasu na pisanie.
A może by tak postawić pytanie: a jak tam kondycja naszego banku? Ile zarobiliśmy na inwestycjach? Jak się ma ten miliard dolarów i ile zarobił dla członków, którzy stworzyli potęgę tego banku? Wbrew temu, co się mówi, że to dyrektorzy są głównymi autorami tej potęgi. Podczas otwarcia na Maspeth padło, że wsród Polonii nie ma tzw. „foreclosure”. A może dlatego, że zanim ogłoszono „foreclosure” już ktoś zdążył kupić? Ja tylko pytam…Ale te inwestycje, to ciekawy temat, już z kilkanaście osób pytało mnie, czy może wiem, ile nasz bank zarobił na inwestycjach. Jedni pytają o inwestycje giełdowe, ktoś o inwestycje w Teksasie. A czy ja tam wiem, gdzie oni inwestują. Ale pewnie napiszą wyraźnie w raportach, co? Przecież to ludziska te pieniądze ciułają, to i wiedzieć piwninni, jak to jest rządzone i co się z tym dzieje.

Komentarze do “Chora przewrotność”

  1. Leszek- 27 lut 2009 o 6:30 pm

    Panie Januszu !
    smutne to, nic dodac nic ujac .Ukazal Pan dokladnie mechanike myslenia i dzialania wielu „polonijnych dzialaczy” i jezeli nie wiadomo o co chodzi to recze , ze chodzi o duze pieniadze ,ewentualnie profity ( bo o co innego ?).
    Z „niewyjasnionych pobudek wykoszono” ludzi naprawde spolecznie zaangazowanych bo byli i sa niewygodni, bo bez pardonu patrza na rece „spolecznych” dzialaczy i glosno mowia o wszystkich nieprawidlowosciach. Skutkiem niestety swojej uczciwosci zostaja wykluczani ze” spolecznosci” polonijnej , obrzucani sa niegodziwosciami -unika sie ich jak tylko mozna ,oraz „pomaga” nie zaistniec na zadnej plaszczyznie Polonii. Pozostaje mi jednak nadzieja ,ze jak pisze poeta „lecz ludzi dobrej woli jest wiecej i mocno wierze w to , ze ten Swiat nie zginie dzieki nim ” bo maja szacunek i powazanie posrod uczciwych , a tych jest wiecej!
    Pozostaje z szacunkiem Leszek z Bronxu

  2. Sebastian- 27 lut 2009 o 11:08 pm

    Panie Januszu. Artysci maja to do siebie, ze za zycia bankrutuja. Tym wiec na Pana miejscu nie przejmowalbym sie az tak bardzo. A w sprawie Unia-Centrum, skladek, skladow i wykladow zapytalbym zasiadajacych w Radzie Unii Dyrektorow. O ile mnie pamiec nie myli, Pani Sawczuk latami byla Dyr. Wykonawczym Centrum i o wszystkich , owczesnych wydatkach Centrum najlepiej powinna byc poinformowana wlacznie z wynagrodzeniem i premiami, ktore z tegoz Centrum otrzymywala. Nie mowie juz o podpisywanych i zrywanych z Unia umowach. Pan Mleczko, najwiekszy „detektyw polonijny” znow zaczepil sie w Unii, musza tam byc dobre pieniadze. Pani Marchaj-odwieczny wrog Jozwiaka. A Pan sie zastanawia skad konflikt? Z „pieniazkow”, jak powiedzialaby pani Sawczuk. Bo Ona o „swoje pieniazki” zawsze bardzo dbala. A ze Pan sie „sprzedal” Centrum za sale? Panie Januszu, w historii kultury artysci szli na wieksza „prostytucje”. Centrum istnieje po to, aby swoje sale udzielac artystom za darmo i nikt nikomu nie robi laski. Zawsze Pana cenilem za mocne slowa, choc nie zawsze sie z nimi zgadzalem ale teraz z calego serca zycze Panu sukcesow nawet za cene „prostytucji” z CPS.

  3. Jacek Bakowski- 01 mar 2009 o 10:50 am

    Przez kilka dni bylem poza Stanami – nie bardzo mialem czas na czytanie Twojego blogu…
    Jak widze niec sie nie zmienilo na lepsze – mam nadzieje ze bedziemy mogli spotkac sie (rowniez z p.Iwona) na zebraniu Centrum – mam nadzieje ze mnie tam wpuszcza (bo czlonkiem CPS nie jestem).
    Wracajac do ostatniego akapitu ostatniego blogu – czas zaczac pytac Naszego Przywodce Prezesa PSFCU jak tam Unia laduje przy obecnych zawirowaniach na rynkach finansowych – bo nie sadze ze uchowala sie od wpadek inwestycyjnych.
    Widzac ze CITI spadlo z $25 na $2 – to jakie sa notowania Unii????
    Mam nadzieje ze Prezes i jego poplecznicy beda grali z nami w otwarte karty – jak sie beda wzdragac, to chyba poprosimy NCUA o pomoc.
    Ale do tego wrocimy juz jutro.
    Pozdrowienia z Amsterdamu
    Jacek Bakowski

  4. Marek Czarnomski- 02 mar 2009 o 1:18 pm

    Sprzataczka rozdaje stypendia
    Co prawda nikt jeszcze nie oglosil kiedy unia rozpocznie kampanie do wyborow, ale pani Kajewska Pielarz, ktorej kadencja chyba dobiega konca (wreszcie!) juz rozpoczela swoja kampanie wyborcza. W Nowym Dzienniku calostronicowy wywiad z Pielarzowa (zdjecie chyba sprzed 20 lat) szefujaca rozdawaniem stypendiow. Dodatkowo Pielarzowa pojawia sie w Nowym Dzienniku jeszcze raz przy okazji otwarcia odzialu Unii na Maspekt. Ciekawe swoja droga kto mogl powierzyc szefowanie tej komisji akurat tej odrazajacej postaci. Kumoterstwo w unii siega absurdu i prawdopodobnie chyba jacys znajomi dyrektorow unii beda wyciagac rece o stypendia, skoro mianowano na to stanowisko kobiete, ktora przed kilkoma laty organizowala zabawe w kosciele na Brooklynie i podobno nie potrafila rozliczyc sie z brakujacych wielu tysiecy dolarow.
    Poza tym mysle, ze czytelnicy Nowego Dziennika chetni przeczytaliby co Kajewska robila w Hong Kongu i w Barcelonie za ich pieniadze. Mozna tez zapytac ja ile kosztuja czlonkow unii jej nieustanne loty na zebrania i rozne imprezy organizowane przez Unie. Kajewska mieszka na Florydzie i unia placi za wszystkie jej wycieczki do Nowego Jorku.
    Placimy zatem sprzataczce (taki byl jej ostatni zawod), ktora dostala sie do Unii Kredytowej. Trzeba byc kompletnym durniem aby tego typu osobe wybrac do rady dyrektorow. Ale durniow w naszej polonijnej spolecznosci najwyrazniej nie brakuje.
    Panie Januszu, moze Pan poinformuje nas komu jeszcze w tym roku konczy sie kadencja.
    Z powazaniem

    Marek Czarnomski
    Boro Park

  5. Jan Sporek- 02 mar 2009 o 1:39 pm

    Jeszcze raz przypomnę, że nie odpowiadam za styl, błędy i formę komentarzy.
    Nie wiem, kto jeszcze kandyduje i szczerze mówiąc przestało mnie to interesować. Widzę dość jasno, że bezsilność Członków głosujących, biorących udział w walnych zebraniach i w starciach z dyrektorami jest istotnie znamienna. Nie ma jawności, czyli tego, co było obiecywane. Mnie tez interesuje, jak dyrektorzy biorą udział w szkoleniach, zwłaszcza w „dalekich krajach”, bo nie w tym rzecz, że tam polecieli, a w tym, jak skorzystali ze szkolenia, które ma się przecież zawsze przekładać na przydatność ich wiedzy w rozwój naszego banku.
    Bożena Pielarz poinformowała mnie, że od dłuższego czasu przebywa w Nowym Jorku i Unia nie musi płacić za przeloty.
    A co do Hong Kongu, to przecież była tam też i pani Baumgartner i pan Bortnik. Wygląda na to, że szkolenia w Hong Kongu mają najwyższy poziom i konieczność udziału w nich jest niezwykle wskazana. Ciekawi mnie, czy prezes poprosił np. o notatki z sesji szkoleniowych, albo szczegółowe informacje, którymi wyszkoleni na Dalekim Wschodzie dyrektorzy mogliby podzielić się z innymi członkami Rady Dyrektorów, którzy niestety, polecieli na trochę niższego poziomu szkolenie na Hawajach, albo w Las Vegas, albo innym Meksyku.

  6. Jacek Bakowski- 02 mar 2009 o 5:44 pm

    Komentarz co do szkolen czlonkow Rady Dyrektorow:
    Warto pamietac ze, bez wzgledu na to czy jakis czlonek Rady podoba nam sie czy nie, kandydujacy zazwyczaj nie maja przygotowania ktore pomagaloby wybranemu w kierowaniu Unia.
    Stad tez organizowane sa dla nich szkolenia – jakkolwiek, wydaje sie ze Unia powinna wymagac od uczestniczacych w seminariach sprawozdan ktore pozwalalyby innym, ktorzy na danym szkoleniu nie byli, skorzystac z doswiadczen tych co za pieniadze Unii (czyli nasze!) wyjezdzali.
    O ile moje informacje sa prawdziwe, to nikt nidgy nie napisal nic o tym co sie nauczyl… A szkoda – bo wyglada na to ze setki tysiecy dolarow wydawane co roku na szkolenia ida na marne.
    Ciekaw jestem skad taka niechec do dzielenia sie doswiadczeniami – wynika to z niecheci do pisania? braku znajomosci ortografii i skladni?? problemow z jezykiem angielskim???
    Moze kiedys, w biuletynie wydawanym przez Unie, przeczytamy o wrazeniach z ostatniej podrozy? Jezeli juz nie informacje fachowe z bankowosci to przynajmniej kto co gdzie zwiedzil, jakie hotele polecaja czlonkom Unii, gdzie mozna zjesc dobry posilek – to sie chyba Waszym pryncypalom nalezy?!! Bo przeciez to wlasnie my, czlonkowie Unii, jestesmy Waszymi chlebodawcami?!?!
    I cos sie nam za to nalezy…

  7. Jacek Bakowski- 02 mar 2009 o 6:18 pm

    Nie watpie ze nie jeden z dyrektorow Unii czyta ten blog i komentarze do tegoz blogu:
    Stad tez mam do Rady Dyrektorow prosbe o podanie do naszej, czlonkow, wiadomosci szczegolowych informacji o stanie finansowym Unii.
    Nie watpie ze zarzadzaja naszymi pieniedzmi tak jak tylko potrafia (takze korzystajac z umiejetnosci jakie nabyli na kazdym ze szkolen…) – ale chyba czlonkowie zasluguja na szczere informacje ile z dotychczasowych inwestycji mielismy zyskow – jak tez na czym Unia ostatnio stracila.
    Firmy inwestycyjne prowadzone przez panow Madoff’a i Stanford’a niezbyt chetnie dzielily sie swoimi klientami informacjami jak i gdzie inwestuja…
    CITIBANK mozna bylo kupic dzis za $1,15 (w ostatnim roku akcje byly warte $27,35).
    Bank of America $3,27 ($43.46).
    HSBC oglosil 70% spadek zysku net za 2008.
    A co z nasza Unia?!
    Nie watpie ze Janusz Sporek udostepni lamy swego blogu na opublikowanie wyczerpujacej odpowiedzi.
    Majac na uwadze, ze w najblizszy weekend dyrekcja CPS ma przedstawic szczegolowe sprawozdanie co do dzialalnosci Centrum, bedziemy mieli zapewniona lekture na zimowe wieczory (koniec zimy tuz tuz – proponuje pospiech w przygotowaniu sprawozdania Unii!!!).

  8. Tomek- 03 mar 2009 o 3:15 pm

    Dane finansowe naszej unii sa publicznie podawane
    co kwartal na stronie NCUA
    – amerykanskiej fereralnej agencji nadzoru unii kredytowych

    http://www.ncua.gov/indexdata.html
    („Charter number” naszej unii to: 22592)

    Ostatni raport finansowy jest z grudnia 2008 czyli z przed
    dwoch miesiecy.
    Troszke ciekawszych liczb…

    „Statement of Financial Conditions”
    Depozyty czlonkow (17) $1,022,139,308 ( 1 miliard )
    Reserwy(= equity) (28+29+33+35) $134,209,337 (134 milionow)

    Inwestycje (13) $419,769,087 ( 420 milionow)
    Pozyczki czlonkowskie (23) $710,171,465 (710 milionow)
    Foreclosure (25d) —-> $0
    Budynki i ziemia (26) $28,406,747 (28 milionow)
    Suma bilansowa (37) $1,198,714,435 (1.2 miliarda)

    „PCA Net Woth Calculation Worksheet”
    Net worth ratio (12) 11.73%
    ( 6% to wymagane minimum bezpieczenstawa unii)

    „Miscellaneous Information”
    Liczba czlonkow (4) 67,013
    Liczba pracownikow (6) 237 (+ 13 na nie-pelny etat)

    „Statements of Income and Expense”
    Przecietne zarobki pracownikow z benefitami = (18) / 244 =
    = $17,123,873 / 244 = $70,180.

    Przecietny depozyt czlonkowski 1,022,139,309 / 67,013
    = $15,253

    Ops… moze troszke za duzo naraz…..

  9. Jacek Bakowski- 04 mar 2009 o 8:38 pm

    Panie Tomku!
    Dzieki! – O to wlasnie pytalem.

Trackback URI | Comments RSS

Zostaw Komentarz