Katyń i zaprzańcy

7 kwietnia, 2010

„Tatku, tatku, weź koszyk z jedzeniem, tatusiu!” – krzyk czternastoletniej Isi usłyszeli stłoczeni w bydlęcym wagonie oficerowie Wojska Polskiego. Zapytali o nazwisko.
-Jedynak – krzyknęła zapłakana dziewczynka.
Wzięli od niej koszyk z chlebem, kiełbasą owocami. Ojciec na krótko wychylił się z wagonu. Wtedy widziała go po raz ostatni. To wspomnienie 85-letniej Marii Harędzińskiej, z domu Jedynak. Spotkałem się z tą pełną dystynkcji i niezwykłego spokoju damą w minione Święta Wielkiej Nocy, w Kansas City.
  „Ciocia Isia” – tak ją nazywamy – jest niezwykle pogodną kobietą noszącą w sercu i pamięci wspomnienia niewiarygodnie trudnych lat wojny. Wszyscy kochamy Ją, jak rodzinny skarb. Kochamy Jej pogodę ducha, serdeczność, ciepło, jakim obdarowuje nas i najmłodszą latorośl. A przecież ma całkowite prawo być zgorzkniałą, pełną zaszłego bólu żywą legendą największej tragedii XX wieku. Uwielbiam Jej szczery śmiech, jako reakcję na dowcip. Z największym oddaniem podaję Jej rękę, gdy schodzimy po schodach i z ogromną radością patrzę, gdy to samo robią nastoletnie dzieci Ewuni. Wszystkie urodzone tutaj, ale będą wiedziały z jakim bolesnym bagażem przyjechali tu ich Przodkowie z dalekiej Polski. I to już zasługa takich wspaniałych ludzi, jak Ewa właśnie, która zaprosiła Isię z odległego Foenix, w Arizonie, gdzie mieszka z córką i zięciem i zaprosiła mnie, bym spędził z Nimi te cudowne Święta. Były najwspanialszymi Świętami Wielkanocnymi od czasów, gdy przeżywałem je w Polsce.

Po raz pierwszy spotkałem Ciocię dwadzieścia cztery lata temu w Chicago, ale wtedy nie znałem tej strony Jej życia. Z moją daleką, lecz jakżesz bliską mojemu sercu szwagierką, Ewą Reynolds – siostrą żony mojego Bliźniaka, na stałe mieszkającą w Kansas spędzamy z Ciocią długie godziny na notowaniu Jej wspomnień. Właśnie Ewa spisała te wspomnienia w formie szybko notowanych słów kilka lat temu z myślą, aby dać informację o życiu Isi całej rodzinie. By przeżycia te pozostały w świadomości najstarszych i najmłodszych, by przechodziły z pokolenia, na pokolenie. Chcę spisać te wspomnienia w formie książki. Każdego dnia mojego tam pobytu spisuję miejsce, po miejscu od Baranowicz, przez Ural, potem Syberię – Pietuchowo, Spasówkę, do Uzbekistanu, i dalej Persję, Afrykę, Anglię, ślub z mechanikiem legendarnego Dywizjonu 303, aż do Chicago. Kiedy zmęczona dniem, wspomnieniami Ciocia udaje się na zasłużony sen konstatujemy z Ewunią dramat, tragedię i nieludzkość losu, jaki tym ludziom zgotowali inni ludzie. Ewa, prowadząca prestiżową „Eva Reynolds Fine Arts Gallery” w Kansas City, sama będąc artystką ma niezwykłą wrażliwość na ludzką krzywdę, ciężki los. Zasnute łzami oczy patrzą w przeszłość, jakby chciały zobaczyć mlodziutką Isię przeżywającą trudne czasem do opisania chwile, kiedy ociera się o śmierć, kiedy ewidentne „cuda” ratują Ją od najgorszego.
-Wiesz, – mówi mi pewnej nocy, tuż po zniknięciu Isi w Jej sypialni – nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Ona miała wszelkie szanse, aby nigdy nie zasiąść z nami do tego świątecznego stołu”.

Ileż w tym stwierdzeniu tragicznej prawdy. Takich dramatów, jakie niosło z sobą życie Isi były setki tysięcy. Ciocia Isia jest tych setek tysięcy żywą legendą.
Isia – właściwie Maria, – istotnie pokonywała każdy dzień wygnania, jakby kradła kolejne chwile, aby jeszcze trochę pożyć, jeszcze przeżyć kilka godzin, może dzień cały, może noc. I znów był dzień następny i znów pragnienie życia i przeżycia. Napisać z tego wszystkiego książkę to niewiarygodnie trudna rzecz i ogromna odpowiedzialność. I trochę się tego boję. Ale bałem się już na emigracji wielu rzeczy. – kiedyś np. mojego pierwszego koncertu w Carnegie, albo pierwszej pracy, jako hydraulik, przecież nie miałem o tym pojęcia. A jednak jakoś to wszystko się udało. Teraz też będzie trudno, ale chcę podołać. Wspomnienia Marii Harędzińskiej warte są książki, filmu, warte są pamięci. Mówią nie tylko o Niej. Mówią o tysiącach, setkach tysięcy, jak Ona przechodzących przez ziemskie piekło.
Wróciło wspomnienie Katynia, bo przecież ojciec Isi tam właśnie zginął. „Zaproszony” do Moskwy z oficerami Wojska Polskiego pod pretekstem „czegoś ważnego” został, jak inni osądzony i skazany przez Stalina na…Katyń, czyli strzał w tył głowy.
O jego śmierci w katyńskim lesie dowiedziała się dopiero po opłynięciu Afryki od północnego wschodu, przez krótki czas w Johannesburgu, RPA, do północnego zachodu, gdy w drodze do Angli dotarły do Niej komunikaty o tej nieludzkiej tragedii.
Dziś Putin nie mówi „przepraszam”. Padły w Katyniu słowa na które częściowo czekały rodziny bestialsko pomordowanych. Wypowiedzał je zarówno premier Rosji, jak i premier Polski, Donald Tusk. Do całkowitego obnażenia i ujawnienia tej okropności jeszcze długa droga. Jakkolwiek 7 kwietnia, 2010 należy zapamiętać, jako istotny krok w kierunku częściowego chociaż uznania Rosji, a Stalina na pewno, winnymi tej zbrodni.
Mnie dręczy przeszłość. Jak to się stało, kim byli „wodzowie” Polski, którzy zaprzedali tę straszliwą historię komunistycznej niepamięci? Zaprzedali tę straszną hstorię podłej ideologii bandyty, który wydał rozkaz. Jego wąsate zdjęcia widniały w szkolnych korytarzach, w biurach. Potem przepasano je czarną wstążką, bo umarł. I komunistyczni bandyci czcili jego pamięć zapierając się pamięci o „Kwiatach Polskiej Inteligencji”. Następna generacja bandytów czciła niepamięć o Katyniu zaprzedając Polskę z jej tragiczną historią. Ale i dzisiaj lewicujące odłamy polskich polityków bliżsi są rehabilitacji Jaruzelskich, Kiszczaków i innych sługusów ruskiego reżimu, oddając im z powrotem wysokie emerytury, gdy ich ofiary żyją w nędzy.
Po II Wojnie Światowej każdy kraj kłamał o swojej historii, a najbardziej kłamali ”zwycięzcy”. Churchill i Roosevelt oddali tamte, polskie ziemie wąsatemu bandycie, ani raz nie ogłaszając, że był bandytą, bo przecież łatwo dzieli się czyjś kraj, a bandycie najlepiej się nie narażać. Polscy politycy lewackiej PZPR bili brawo kolejnemu rozbiorowi naszej Ojczyzny, a dziś ich pomioty chcą ratować ich „dobre imię” i nie odpuszczają, aby ciągle być u władzy.
Anglia milczała o polskich pilotach, Ukraina kłamie o banderowcach. Zbyt długo siedzieliśmy cicho. Bohaterowie tamtych czasów zwolna opuszczają ziemski padół.
Co przekażemy młodym pokoleniom? Kim są dziś ludzie, którzy chą unicestwić Instytut Pamięci Narodowej? Kim są lewaccy zaprzańcy, którzy chcą utrzymać niepamięć? Trudno to zdefiniować.

Najjaśniejszym i najprostszym do zdefiniowania jest bohaterstwo tych, którzy oddali życie za Polskę, za naszą przyszłość, za naszą wolność. Niech pozostaną w nas, naszych sercach, umysłach i pamięci na zawsze. Na wieki.
Część Ich Pamięci.

1 Komentarz do “Katyń i zaprzańcy”

  1. Kazimierz z Krakowa- 08 kwi 2010 o 7:52 am

    Wspaniały tekst o Katyniu i ofiarach II Wojny w ogóle. Wspaniały, bo połączony z żywą, jak Pan pisze „legendą” -świadkiem tamtych czasów.
    Musimy o tym pamietac. A kiedy będzie książka?
    Kazimierz z Krakowa

Trackback URI | Comments RSS

Zostaw Komentarz