Koncert Roku 2007, Odc. 2

25 listopada, 2007

Pobyt w Polsce, to zawsze zapomnienie o Nowym Jorku. Wtopiłem się w polskie życie z taką rozkoszą, że trudno to opisać. Kilka dni w Warszawie, to przełykanie każdej godziny, jak największego szczęścia danego prosto od Boga. To szczęście było we wszystkim; w matce mojej przyjaciółki z Nowego Jorku, ktora przyjechała po mnie na lotnisko; w jej pięknym domu na Wawrze; w każdym posiłku, który tam zjadłem tego popołudnia. Szczęście było w historycznych, pokręconych korytarzach Dziekanki, gdzie mieszkałem przez pięć dni; w kawiarniach Placu Zamkowego, znajomych i nowopoznanych – spotkanych tam właśnie; w filiżankach kawy i dymie z papierosa – dozwolonym w Warszawie, – zabronionym w Nowym Jorku. W spacerze po Saskim Parku, Alejach Ujazdowskich, Łazienkach, Muzeum Powstania Warszawskiego, w kościele Św. Anny i Św. Krzyża, – wszędzie ! Wreszcie szczęście było w spotkaniu maturzystów mojego rocznika, spotkaniu z rodzina, przyjaciółmi z dzieciństwa, górach, rzece, która nauczyła mnie pływać, która dawała natchnienie do młodzieńczych wierszy. Wszędzie ! Krótko mówiąc szczęście jest tam /przynajmniej dla mnie/ na każdym kroku. O koncercie począłem myśleć dopiero, gdy ponownie, na pięć dni przed powrotem do Stanów przyjechałem do Warszawy. W stolicy była już od kilku tygodni Anna Kostrzyńska. To właśnie z nią włóczyłem się po Parku Łazienkowskim i po Muzeum Powstania. Była z nami wspaniała Zdzisława Donat. Opowieści o planowanym programie koncertu przy kawiarnianych stolikach, rozmowy o sztuce w ogóle, wspominanie koncertu polsko-greckiego, itp. Powoli w mojej głowie krystalizował się „wygląd” tego koncertu i zwolna poczynałem wchodzić w owo cudowne podniecenie, jakie daje możliwość kreacji tam, na podium. W mojej ukochanej Rajczy, mocząc ciało w  zimnych wodach Soły i wygrzewając je na kamieniach, pewnikiem pamiętajacych moje tam dzieciństwo, napisałem w myślach króciutką wokalizę z myślą o Annie właśnie. Zapisałem ją później w domu moich kuzynów, Marka i jego cudownej żony Wiesi, którzy dali mi klucz, bym do woli mógł korzystać z pianina. Anna zupełnie jednak inną wokalizę zaśpiewa w Katedrze. Będzie to niezwykle piękna Wokaliza Wojciecha Kilara z filmu Romana Polańskiego „Dziewiąte Wrota”. Moje spotkania z Wojciechem Kilarem napełniły mnie nadzieją, że przyleci on do Nowego Jorku. Wpisał mi to nawet na tytułowej stronie partytury „Angelus”. Czułem, że moje baterie skutecznie podładowywały się z każdym dniem. Wielce kreatywne spotkanie u Deszkiewiczów, z mlodziutką, niezwykle utalentowana dyrygentką, Moniką Wolińską, to plany koncertu w 10-tą rocznicę śmierci Stanisława Wisłockiego. Wreszcie powrót do Stanów. Musiałem pożegnać deszczową tego dnia Warszawę i robilem to z pełną żalu duszą, która chciała zostać, która natychmiast po przekroczeniu barierek granicznych tęsknić poczęła za warszawskim brukiem, za Krakowskim Rynkiem, za czystym powietrzem okolonej górami Rajczy. Trudno, musiałem zostawić to po drugiej stronie lotniskowych szyb i ścian; zostawić to w dole, pod wznoszącą się nad płytą lotniska, a później nad Warszawą i dalej Europą Zachodnią i Oceanem, kupą żelastwa o dźwięcznej nazwie boening z jakimś tam numerem. Po dziewięciu godzinach nie było już stolicy Polski, była  stolica świata. Okrzyczane miejsce marzeń wszystkich artysów. Rozpocząłem próby z chórem już po kilku dniach. Dochodziło coraz więcej ludzi. Zespół konkretyzował swój profil; rozmowy z Sheldonem coraz bardziej zbliżały nas do wspólnych prób z orkiestrą. Zupełnie niespodziewanie odwiedził mnie w Nowym Jorku Jacek Sykulski, dyrektor chóru Uniwersytetu Adama  Mickiewicza z Poznania. Przygotowywali tournee po kilku stanach Wschodniego Wybrzeża. Ze względu na moje plany nie byłem w stanie im pomóc, ale teraz, w sierpniu wpadło mi do głowy, że skoro będą, to przecież mogę dać im szansę na koncert w Katedrze, czy nawet w Maryland, gdzie planowaliśmy koncert na tydzień przed  Katedrą. Data tego koncertu, a raczej jej ustalenie doprowadzało mnie do pasji. Zarząd orkiestry nie był w stanie ustalić tej daty, aż do połowy września, a to tylko z powodu niezdecydowania zarządu szkoły sredniej, która dysponowała wspaniałą salą koncertową. Napisałem więc do Jacka, czy miałby ochotę wziąć udział w tych dwóch koncertach. Wiedziałem, że i tak będą to najbardziej prestiżowe wydarzenia w całym tournee chóru. Jacek oczywiście natychmiast się zgodził. Wmówiłem Sheldonowi, że mam znakomity chór, który musi być w programie . Koniec, kropka. A Sheldon nie oponował. Skorygowaliśmy program dodając Glorię, którą chór akademicki postanowił wykonać – utwór Jacka Sykulskiego. Znakomity, niezwykle dynamiczny, rytmiczny, o kapitalnej harmonii, różnicach dynamiki. Po prostu popisowy. Anna Kostrzyńska przyleciała do Stanów 21 sierpnia i wznowiła pracę na Wokalizą i Angelusem. Nagle, 1 września tragiczna wiadomość z Warszawy przyciska tę młodą artystkę do samej ziemi: jej ukochany Dziadek, w którego obecności spędziła dzieciństwo i młodość, który był jednym z najbliższych jej ludzi, odchodzi. Anna leci z powrotem do Warszawy. Napisałem o śp. Ferdynandzie Kostrzyńskim we wspomnieniach „Polska po latach” w odcinku 6-tym i wierszu „Odchodzą Powstańcy Warszawy”. Stress Anny był tak straszliwy, że począłem się zastanawiać, czy da ona radę wystąpić. Straciła głos. Nie była w stanie zaintonować niczego powyżej g1. Wpadliśmy z Sheldonem w małą panikę; z jednej strony byłoby nam cholernie głupio w stosunku do Anny, angażować jakiś inny sopran. Z drugiej nawet ona, dzwoniąc z Warszawy zapewniała nas że będzie się starać, ale  jednocześnie mówiła: Janusz, nie jestem pewna, nigdy w życiu nie miałam czegoś takiego. Rozmawiałem ze Zdzisławą Donat. Stwierdziła, że są to dolegliwości, z którymi śpiewacy muszą się liczyć. Nadmiar płaczu, zaciśnięte gardło – wszystko to powoduje powstawanie czegoś w rodzaju „guli” i nie zezwala na śpiewanie. Zdzisia poleciła Ani jakieś środki farmakologiczne, ale najważniejszy był tu czas i praca nad świadomością: Zrozumiały był żal za Dziadkiem, ale życie prące do przodu nie pozwala nam na zbyt długie przystanki. Dla Ani był to tym większy dramat, że Dziadek jej czekał na video z tego koncertu. Carnegie Hall nie zezwala na filmowanie koncertów i nawet, jako producent nie chcę nadwyrężać swoich możliwości. Nie ma więc żadnej pamiątki tego typu po dwóch recitalach Ani w tych prestiżowych salach; Weill Reciatal Hall i Zankel Hall. Katedra dała mi zezwolenie i artyści będą mogli mieć pamiątkę w postaci video-filmu. Rozpacz Ani pogłębiona była tym właśnie faktem: ukochany człowiek nie dożył możliwości zobaczenia swojej wnuczki na koncercie. Próbowałem jej wmawiać, że Dziadek będzie ją widział i słuchał, stamtąd…spod Boskiego tronu. Nadto w tekście Angelusa są słowa, których Anna absolutnie nie była w stanie wyśpiewać: „…I w godzinę śmierci naszej…” Kolejne próby wykonania Angelusa, prowokowane przeze mnie kończyły się w tym właśnie miejscu. Nie była w stanie wejść w ten cudowny skądinąd chorał. Byłem załamany, a widmo angażowania kogoś innego stawało mi przed oczami coraz realniej. Nie chciałem już Tiffany CasaSante, choć to znakomita śpiewaczka, ale śpiewała już ze mną Angelus trzykrotnie. Anna była na afiszach; zmienianie tego było właściwie katastrofą. Wielu miłośników śpiewu operowego zapowiadało się na ten koncert właśnie ze względu na nią. Nie, to po prostu nie wchodziło w rachubę. Ona musi się pozbierać – myślałem – i próbowałem jej to wmawiać każdego dnia. Poza tym nasza wzajemna relacja, pełna przyjaźni i obopólnego zrozumienia dawała gwarancję, że – pomijając cudowność samej muzyki- byliśmy w stanie stworzyć kreację, która zachwyci słuchaczy. Nade wszystko zaś – Anna jest Polką i to był największy i najważniejszy argument. Angelus, to polska modlitwa. W tym czasie zaczęło się wymienianie życiorysów artystów; ja do Maryland, bo przygotowują program koncertu 3 listopada do druku; oni do mnie, bo musiałem przygotować do druku program koncertu w Katedrze. Wszystko coraz bardziej zacieśniało się wokół wspólnych prób. Moje codzienne życie wypełniło się lekcjami fortepianu i skrzypiec w mojej szkole. A Anna nadal nie wydobywała głosu, jakim normalnie dysponowała. Próba w Katedrze ustalona była na środę, 10 października, zaś w Maryland na wtorek, 16 października. Czy Anna pozbiera się do tego czasu? Miałem nadzieję, że tak. Konkretne daty mobilizują, zmieniają myślenie, zmieniają odczucia. Cdn… 

http://www.youtube.com/watch?v=iu_6aYHYqRw  – Polonaise A-Major, Military

http://www.youtube.com/watch?v=1XD1_MixPUc – Vocalize – audio

http://www.youtube.com/watch?v=OgxKN4sMhw4 – Vocalize – video 

Trackback URI | Comments RSS

Zostaw Komentarz