Nina była tylko jedna

18 lutego, 2014

Ninę (Janinę) Polan poznałem 11 listopada, 1988 roku podczas uroczystej akademii z okazji rocznicy Niepodległości Polski, w Centrum Polsko-Słowiańskim. Miała wówczas 61 lat i od razu zaprzyjaźniła się ze mną, 40-letnim smarkaczem, emigracyjnym żółtodziobem.

 Łączyła nas miłość do polskiej kultury. Od tego czasu nasze drogi krzyżowały się z różną częstotliwością i różnymi aspektami; a to Nina prosiła o pomoc w znalezieniu jakiegoś śpiewaka, lub aktora, a to chciała się spotkać, aby skonsultować coś, co dręczyło Ją w Jej nowych planach artystycznych, a to zadzwoniła, żeby pogadać.  Wiedziała doskonale, czym ja się zajmuję i nigdy nie proponowała, abym angażował się w Jej projekty. Wręcz mówiła: “Dobrze, że ty zajmujesz się klasyką, róbmy swoje, kiedyś nas docenią”. Ale też najczęściej dodawała: „Najprawdopodobniej dopiero, jak nas już nie będzie”, i tu śmiała się w głos.  Te słowa uważałem akurat za smutną konkluzję, która jednak boleśnie realnie dotyczy wszelkiej maści społeczników. A Nina społecznikiem była. Co wiedział o Ninie zwykły zjadacz emigracyjnego chleba? Czy wiedział, że pochodziła z rodziny dyplomaty? Że była jedyną córką senatora II Rzeczypospolitej, Tadeusza Katelbacha, postaci niewiarygodnie barwnej, patriotycznej, intelektualnej? Czy wiedział, że mieszkała w Wilnie i Warszawie, ale ostatecznie, ponosząc konsekwencje bycia córką dyplomaty, dziennikarza, emisariusza rządu, wychowywała się w Londynie? Czy zwykły Polonus wiedział, że Nina otrzymała znakomite wykształcenie aktorskie w Królewskiej Akademii Sztuki Dramatycznej? Czy wiedział polonijny emigrant, że Nina debiutowała w Teatrze Dramatycznym w Londynie? Że występowała na londyńskim West End, grając w spektaklach reżyserowanych przez wielkiego Petera Brooka; „Dark of the Moon”, „Henryk IV”, z Robertem Shaw?  Czy goniący za etatem przy „ kontraktorce”, „plejsami”, zwykły zjadacz emigracyjnego chleba wiedział, że w Londynie grała też w Polskim Teatrze Dramatycznym, Teatrze Polskim ZASP i Teatrze Nowym? I w końcu, czy wiedział, że w Nowym Jorku Nina Polan występowała na Broadway ‘u, w słynnym Teatrze La MaMa i, że była od 1984 roku dyrektorką naczelną i artystyczną Polskiego Instytutu Teatralnego? Nina Polan teatr kochała nade wszystko, ale, czy wiemy, że zagrała też u boku wielkiej Meryl Streep w głośnym filmie Alana J. Pakuli, „Sophie’s Choice” – „Wybór Zofii”? Nie. Przeciętny zjadacz ciężko wypracowanego, emigracyjnego chleba nie wiedział i nie wie. Ale i tak wiedziało wielu i wielu będzie Jej brakowało.

Nina Polan była instytucją. Jej odejście stworzyło bolesną wyrwę w kulturze Polonii. Jeśli mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, to w przypadku Niny Polan to powiedzenie nie ma racji bytu. W obecnych realiach twórczo-społecznikowskich Polonii nie widzę nikogo, kto mógłby kontynuować Jej dzieło. Zawsze pogodna, zawsze serdeczna, uśmiechnięta, z tym Jej cudownym, wileńskim zaśpiewem w głosie. Wychowana i wykształcona w Londynie, mieszkająca w Stanach od 1954 roku, mówiła przepiękną polszczyzną. Nie było takiej możliwości, aby Nina, mówiąc po polsku wtrącała amerykańskie „garbecie”, „kornery”, „strity”, „frendy”  i inne „angielskości”. Nina powinna być Damą Polonii, Nestorką. Uwielbiała Modrzejewską, ale Polonia nigdy nie oddała Jej nawet setnej części tego, co… Amerykanie dali Modrzejewskiej.

Nino Droga, nie zapomnimy, co robiłaś i, co zrobiłaś dla polskiej kultury tu, na twardej, amerykańskiej ziemi.

Ostatni raz spotkałem Ninę w Fundacji Kościuszkowskiej, podczas przyznawania wyróżnień Krzysztofowi Pendereckiemu i Rafałowi Olbińskiemu. Było to 12 grudnia ubiegłego roku. Nina, swoim zwyczajem objęła mnie, jak stara, serdeczna przyjaciółka i z tym czarownym uśmiechem, patrząc prosto  w oczy, powiedziała: „Tak się cieszę, kochany, że widzę cię w dobrej kondycji, słyszałam, że masz kłopoty z serduchem. Dajże spokój, chłopie, masz jeszcze tyle do zrobienia”.  A ja na to: „Nina, jak widzę Ciebie i Twoją kondycję, to mi wstyd, że w ogóle mam jakieś kłopoty”. I wtedy Ona zupełnie poważnie, jakby nie wypowiedziała poprzedniej sekwencji, skonkludowała: „Janusz, pamiętaj, masz jedno życie, a oni (tu powiodła oczami, jakby chciała objąć wzrokiem całą Polonię) i tak najchętniej będą ci rzucać kłody pod nogi”. Rozmawiała wtedy z wieloma ludźmi, Była pełna życia. Godzinę później podeszła, aby mnie uściskać na pożegnanie. Zrobiła to z matczyną czułością, całując mnie w oba policzki. Nie podejrzewałem, a Ona się nie poskarżyła, że była ciężko chora. To było nasze pożegnanie. Nie przypuszczałem, że… ostateczne.

Nino Kochana, tylko Ty wiesz i zabrałaś to teraz ze sobą w Niebiosa, co czułaś, oddając życie polskiej kulturze na obczyźnie, ale wiedz, że są ludzie, są polscy emigranci, którzy nigdy Cię nie zapomną i nigdy nie zapomną Twojej ciężkiej pracy dla polskiej kultury.

Cześć Twojej Pamięci. Wieczny odpoczynek dla Twojej Duszy. Żegnaj, Droga Przyjaciółko. Żegnaj Krzewicielko polskości w Ameryce.

1 Komentarz do “Nina była tylko jedna”

  1. Ireneusz- 16 mar 2014 o 8:30 pm

    Ta droga skladam kondolencje rodzinie, znajomym i przyjaciolom SP Pani Niny. To byla wielka osoba. Bije sie w piersi, ze nie doszla do mnie ta przykra wiadomosc.

Trackback URI | Comments RSS

Zostaw Komentarz