Forbes i…ja

1 września, 2014

Cztery lata temu, w 2010 roku, pisałem regularnie, w każdą środę felietony do Nowego Dziennika, aż do czasu, kiedy 4 grudnia, 2010, niejaki Adam Włodyka, z New Jersey (jeśli to nie jest pseudonim…?)  zadzwonił na dyżur dziennikarski i poskarżył się red. Andrzejowi Dobrowolskiemu, że „…Sporek ze swoimi poglądami powinien raczej pisać w Gazecie Wyborczej”.  (wszyscy, którzy znają mnie i moje poglądy dziwili się setnie). Pan Włodyka natomiast „zjechał” mnie strasznie za felieton pt. „Nie dla mnie ten kryzys”. Tego samego dnia red. Dobrowolski odebrał telefon od innego czytelnika, niejakiego Henryka Malinowskiego, który po roku mojego pisania „…zdziwił się, że Janusz Sporek pisze dla N. Dziennika” (wygląda na to, że przez cały rok nie miał tej gazety w ręce) i stwierdził, że moje pisanie mu się nie podoba. Andrzej Dobrowolski nie skomentował, ale tydzień później Janek Latus (naczelny) nie przyjął już mojego następnego felietonu. Tymczasem 24 grudnia, w wydaniu świątecznym ukazała się rozmowa z Czytelnikiem, Tadeuszem Żurkiem z Brooklynu, który powiedział, co następuje: „Jestem zdziwiony, że tyle osób uważa pana Sporka za ‘duże zło’. Ci ludzie są ślepi. Przykro mi, że człowiek wyjątkowo mądry, który wiele zrobił dla Polonii jest tak krytykowany”. Pełniący dyżur red. Marcin Żurawicz też nie podjął się skomentowania opinii czytelnika. Natomiast 14 stycznia, 2011 roku na dyżurny telefon zadzwonił pan Stanisław Wieczorek z Brooklynu i powiedział red. Januszowi Szlechcie: „Janusz Sporek jest animatorem życia polonijnego na polu muzycznym, ale nie tylko. Jest on autentycznym, charyzmatycznym przywódcą Polonii. To przecież dzięki niemu, dzięki jego desperacji „Wall Street Journal” – mam nadzieję – nie będzie więcej pisał o ‘polskich obozach koncentracyjnych’. Zapewne jego teksty były dla kogoś niewygodne, więc musiały zniknąć”. Zacny mój „kolega’, Janusz Szlechta postanowił tę wypowiedź skomentować i zrobił to mniej, więcej tak: „Janusz Sporek, jest świetnym działaczem i znaczącą postacią w Polonii… Wielu Czytelników zwracało nam jednak uwagę, że czasami w swoich felietonach przekraczał on granicę dobrego smaku…Stąd rozstaliśmy się, gdyż w pewnym momencie nie było nam po drodze”. Zdałem sobie sprawę z faktu, że mam do czynienia z zawodową zawiścią i tzw. „kolega po fachu” niczego innego nie mógł wymyśleć. Tym bardziej, że nie on mnie zatrudniał i nie z nim musiałem się rozstać… Jakoż red. Jan Latus, będący wówczas Naczelnym N. Dz. sprostował w swoim „edytoriale”, że wprawdzie nie znalazł w moim pisaniu „przekraczania granic dobrego smaku”, to jednak musi zakończyć naszą współpracę, bo …”pouczam Polonię”. No, więc, jak nie kijem, to „palem”, jak powiedział o palmie miłościwie panujący prezydent. Miało być fajnie, sporo Czytelników zaczytywało się w moich felietonach, ale skończyło się, jak zwykle. Janek Latus nie ustrzegł się odmówienia opublikowania jednego z moich felietonów (trzy dni po katastrofie smoleńskiej); pamiętamy, że katastrofa miała miejsce w sobotę, a moje felietony ukazywały się w środy. Jan Latus stwierdził wówczas, że „za dużo już o tym Smoleńsku”. Można i tak. Co by nie mówić, to mam tę przewagę nad wszystkimi dziennikarzami i „dziennikarzami”, że jako dziennikarz pracowałem we wszystkich mediach polonijnych: gazety, radio (wszystkie rozgłośnie, jakie istniały w N. Jorku)  i telewizja. Piszę o tym również z tego powodu, że rozeznanie moich „chlebodawców” z N. Dz., a i Czytelników w tamtym czasie w tematach, które poruszałem było, lekko mówiąc, mizerne. Intelektualnie ich po prostu wyprzedzałem i mówię to bez kozery. Pamiętam burzę komentarzy na stronie internetowej N. Dz. po wspomnianym wyżej felietonie „Nie dla mnie ten kryzys”. Przewidywałem wówczas, że spory procent ludzi będzie wchodził do tzw. MLM – Multi Level Marketing, bo ani z zarobionych pieniędzy, ani z przyznanych emerytur wyżyć nie dadzą rady. Komentarze „kochających” mnie Czytelników odżegnywały mnie od czci i wiary, głównie zaś w oparciu o wredną notatkę autorstwa Matyszczyka i Chmielewskiego pod moim życiorysem, jako kandydata do rady dyrektorów Unii Kredytowej, mówiącą, że ogłosiłem bankructwo. W tamtym czasie owa „zagrywka” tych dwóch geniuszów miała być piłą łańcuchową podcinającą mi nogi w kandydowaniu do rady. Bali się mnie, jak ognia. Stało się akurat odwrotnie – wygrałem wybory. I oto, cztery lata po tym wszystkim natrafiam na artykuł w Forbes, podkreślam FORBES, nie Nowy Dziennik, nie Super Express, czy Polska Gazeta, FORBES, którego autor, jakby skopiował mój felieton z 2010 roku, a w każdym razie jego główny zamysł. Jak przystało na dziennikarza piszącego dla Forbes’a udokumentował swoje pisanie rozmową z „naocznymi” świadkami. Kto nie wierzy, może przeczytać sam: http://www.forbes.com/sites/robertlaura/2014/08/29/would-you-join-a-multi-level-marketing-company-for-retirement-income/

A ja chcę powiedzieć, że właśnie w MLM dorabiam do mojej codziennej pracy. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że nasi przemądrzy wodzowie narodów doprowadzą ostatecznie do tego, że pieniędzy dla emerytów zabraknie, bo przecież oni – rządcy – muszą przykrywać dziury budżetowe. A Polonusy, starym zwyczajem krytykujcie, ujadajcie, nienawidźcie. To wychodzi Wam najlepiej. Przepraszam, jestem niesprawiedliwy, chodzi o tych „dyżurnych” krytykantów typu Włodyka, czy Malinowski, dzięki którym nie można pisać w gazetach, tak, jak pisać się powinno. W cenie są infantylne dowcipy, albo bezpłciowe artykuły o niczym. Ale to też kwestia „naczelnych”, albo właścicieli gazet, bo to przecież oni „ustawiają” profil swoich dzienników.

Komentarze do “Forbes i…ja”

  1. Piotr Wilk- 01 wrz 2014 o 9:27 pm

    Janusz, powyzszy artykul dotyczy wielu spraw z zycia Polonii i nie tylko. Ja jednak chcialbym skoncentrowac sie na „Multli Level Marketingu” – MLM, o ktorym wspominasz. Otoz jestem emigrantem z 27 letnim stazem. Mialem w tym kraju trzy „klasyczne” biznesy i wiem ile ciezkiej pracy, ryzyka finansowego i osobistego poswiecenia trzeba poniesc aby „wyjsc na swoje”.

    Od kilku lat zajmuje sie MLM, ktory oferuje wspaniale produkty i rewelacyjne mozliwosci zarobkowe. Kiedy rozmawiam z ludzmi, ktorzy prowadza swoje „klasyczne” biznesy nigdy nie slysze krytycznych uwag nt MLM. Natomiast takie uwagi czesto plyna z ust ludzi, ktorzy nigdy nie odwazyli sie na wlasna dzialalnosc. Czy jednak powinienem przejmowac sie opinia nt biznesu (ktorym MLM niewatpliwie jest) osob, ktore nigdy nie byly przedsiebiorcami?….

    Przyjechalismy do tego kraju z marzeniami o dostatku i spelnionym zyciu. Ameryka powstala na barkach ludzi przedsiebiorczych. Jeszcze sto lat temu 90% Amerykanow pracowalo dla siebie, dzisiaj jest ich tylko 10%!? Wymierajaca amerykanska przedsiebiorczosc to ciagle najbardziej cenna rzecz tego spoleczenstwa – nie zostalo jej wiele ale jeszcze jest. Czyz nie przyjechalismy z kraju, w ktorym kiedys brakowalo ludziom prawa do przedsiebiorczosci i w ktorym promowana byla postawa pasywna ? Czyz nie chcielismy aby tutaj bylo inaczej?

    Swiat bardzo szybko sie zmienia. 30 lat temu typowy przedsiebiorca wyrabial produkty, ktore rynek konsumencki szybko spozywal. Dzisiaj swiat charakteryzuje nadprodukcja i typowy przedsiebiorca to bardziej dystrybutor niz producent. Latwo jest cos zrobic trudno jednak sprzedac.

    MLM to systemy dystrybucji najwyzszej jakosci produktow. Pozwalaja one na ominiecie oglupiajacych reklam i trikow marketingowych, ktore niepotrzebnie obciazaja produkt cenowo. MLM pozwalaja ludziom nie majacym kapitalu i powiazan na otwarcie dzialalnosci biznesowej. Ci, ktorzy traktuje je jak biznesy zarabiaja jak w biznesach. Ci, ktorzy traktuje je jak sklepy, staja sie ich konsumentami. To proste.

    Mimo wielu roznych opinii nt MLM, Polska jest jednym z bardziej preznych panstw europejskich zajmujacych sie ta metoda dystrybucji towarow. W Polsce mieszka tysiace zawodowych dystrybutorow MLM. Ameryka od dawna usankcjonowala ten biznes i wspiera go na rowni z kazda inna przedsiebiorczoscia.

    Na zakonczenie mojego komentarza wspomne tylko, ze firmie MLM, w ktorej ja mam przyjemnosc dzialac, w ciagu ostatnich 9-ciu lat powstalo 160 milionerow (dwoch mieszka w Polsce)…..czyz nie brzmi to imponujaco?

    Pozdrawiam i zapraszam do rozmowy.

  2. Jan Sporek- 01 wrz 2014 o 11:35 pm

    I wspaniale, że skupiłeś się na MLM. Ja chciałem tylko unaocznić, jacy jesteśmy wzajemnie dla siebie. Co gorsza, jak widać na przykładzie mojej „przygody” z N. Dz. złe opinie są ważniejsze, niż dobre. I tak właśnie traktują ludzie MLM: przychodzą na spotkanie z góry nastawieni negatywnie i z założeniem, że oni wiedzą lepiej: to piramida. Szkoda czasu na nich i najlepiej, jakby od razu wyszli. Jak wiesz na moje konto spływa co miesiąc pewna kwota pieniędzy. Jeśli spróbuję zarekomendować ten biznes, to tylko komuś, kto potraktuje go, jak biznes. Jak napisał FORBES: „jeśli potraktujesz to, jak hobby, nie spodziewaj się biznesowych zarobków”.
    Dodam od siebie: hobby kosztuje, więc trzeba się liczyć z tym, że się będzie dopłacało.
    Tylko ludzie, którzy chcą coś zmienić w swoim życiu mają szanse, po jakimś czasie zostawić pracę, którą wykonują teraz. Życzę Ci powodzenia. Sobie też…

Trackback URI | Comments RSS

Zostaw Komentarz