Naiwny, czy głupi…?

26 czerwca, 2009

Artykuł jest długi, przyznaję, ale też nie można zamknąć spraw polskich w lakonicznej notatce. To, co mnie zawsze do cna wnerwiało u przedstawicieli władzy, to ich zadufana pewność, że tylko oni wiedzą, co i jak jest politycznie poprawne. Krytykować ich, to już polityczna niepoprawność. Tymczasem, co jakiś czas koło historii wyrzuca ich za burtę, bo ich polityczna „poprawność” sięgnęła dna idiotyzmu, lekceważenia społeczeństwa, a przede wszystkim zaślepienia władzą.  Według polityków muzyk winien zajmować się wyłącznie muzyką, szewc robieniem butów, lekarz opieką nad chorymi. Wara wiara od polityki i polityków. My najmądrzejsi. Jako muzyk chcę przypomnieć, że wielki pianista, Ignacy Jan Paderewski do dziś zajmuje poczesne miejsce w hierarchii mężów stanu. Teraz nie ma już „mężów stanu”, są wyłącznie politycy i politykierzy; od wyborów do wyborów, – nie od pokolenia do pokolenia; nie od myślenia o przyszłości narodu. Dziś i teraz, a po nas choćby potop. Usłyszałem zarzut, że w sposób niefrasobliwy, a przy tym krzywdzący naród polski napisałem, iż dając Platformie tak wysokie poparcie w sondażach, naród wykazuje naiwność. Mój adwersarz przeprowadził dowód wprost, że naiwny znaczy tyle samo, co głupi. Tymczasem w języku polskim są dwa, posiadające swoje indywidualne i odrębne znaczenia słowa: naiwność i głupota. Gdyby były jednoznaczne, ktoreś z nich powinno zniknąć z naszego słownika. Używając tego słowa -naiwny- myślałem głównie o tym, że ma ono koneksje z ufnością. I spotykamy się z tym na co dzień. Ot, ktoś naiwnie uwierzył, że jeśli wypełni jakąś tam aplikację typu „sweapstake”, wyśle np. 15 dolarów, to otrzyma niebawem czek na milion zielonych. Naiwność połączona z nieznajomością działania tych reklam. Ale, czy głupota? Nie? Chciał uwierzyć, bo marzy o poprawieniu sobie bytu.
Nie odważyłbym się użyć słowa „naiwność”, jako równoznacznika głupoty, tym bardziej w stosunku do narodu, z którego pochodzę. A teraz zastrzegam sobie prawo do użycia tego słowa, jako synonimu ufności w coś, lub w kogoś, kto sprawiał wrażenie, że chce dobrze. Kandydaci do przejęcia rządów w Polsce, półtora roku temu robili wszystko, aby sprawić wrażenie, że chcą dobrze. Naród ich wybrał. Było półtora roku „nic-nierobienia”, ale ufność nie spadała. Naiwnie podtrzymywano wiarę w to, że coś się jednak zmieni i to na lepsze. Z równą ufnością owe 24 procent społeczeństwa poszło do urn, aby wybrać euro-posłów. W naiwnej ufności, czyli z wiarą niepopartą jednakowoż wnikliwym analizowaniem tego, co się dzieje, oddający głos ponownie dali kredyt zaufania.
Dwa mininone dni były swego rodzaju trzęsieniem ziemi w Polskim parlamencie i w polskiej sferze politycznej. Czy ufność pozbawiona zostanie naiwności? Nie wiem. Powodów, aby tak się stało jest kilka.

Deficyt budżetowy: Oto skandaliczna wypowiedź premiera, Donalda Tuska z sejmowej mównicy: „Kiedy jest sztorm, kiedy wszyscy na statku rzeczywiście powinni sobie pomagać, żeby przez ten sztorm przepłynąć. I znajduje się grupa ludzi, która w tym czasie, kiedy wszyscy, bez wyjątku ciężko pracują, plądrują walizki pasażerów.”  Zacytowałem słowo, w słowo z telewizyjnej wypowiedzi. Nie jest to składnia czysto polska, ale sens można zrozumieć. Drodzy Czytelnicy, czy rozumiecie to, co ja, czy ja mam jakiś problem ze zrozumieniem języka polskiego? Bo można też zrozumieć, że te walizki plądrują ci właśnie, którzy ciężko pracują. Pół roku temu opozycja, ale przede wszystkim prezydent Kaczyński wzywali do wspólnej debaty nad planem antykryzysowym. Premier uważał jednak, że Polska „z kraja”, nas kryzys nie dosięgnie. Słynna paplanina w Davos: „Polska jest oazą spokoju na wzburzonym oceanie kryzysu”. Tusk kocha metafory, ale tym nie wyżywi się narodu i nie załata dziur budżetowych. 25 czerwca, 2009 premier grzmiał z mównicy, mieląc w ustach niesmaczną metaforę o statku, sztormie i plądrowaniu walizek. Kto to są ci „ciężko pracujący”? Czy premier wie, jak nazywają się ludzie, którzy rozkradają mienie ofiar katastrof? Premier obraził moje uczucia patriotyczne. Jestem z prawej strony, a ta strona jest w opozycji. Czy dlatego, że jest się w opozycji przestaje sie być patriotą? Za te słowa premier powinien odpowiedzieć przed Trybunałem Stanu. Postawił znak równości pomiędzy ludzkimi hienami, wyzutymi z ludzkich uczuć i żerującymi pośród ciał ofiar, rozkradającymi ich dobytek, a opozycją. Akurat on nie ma prawa tak mówić.

Bardzo dziwnie zabrzmiał głos „bohatera” tego dramatu, ministra Rostowskiego. Powiedział z sejmowej mównicy: „Muszą być jakieś granice absurdu, – tyle kłamstw, w tak krótkim okresie?” Wyglądało na to, że zarzuca te kłamstwa opozycji, a ja myślę, że powinno to być pytanie do niego i jego szefa, Donalda Tuska… -Tyle kłamstw w tak krótkim czasie? Musi przecież być jakaś granica absurdu. I słusznie, panie ministrze finansów. A radzi to panu…muzyk.

Lista podatków na rok przyszły, które mogą zostać podwyższone zaczyna się wydłużać. Politycy PO mówią o powrocie 40-procentowej stawki PIT, czy o podwyższeniu składki rentowej. I tak dochodzi do paradoksu: liberalny rząd PO podwyższa podatki, które obniżył prawicowy, ponoć konserwatywny rząd PiSu. Chichot historii, ale trudno tu pękać ze śmiechu.

Niestety, konflikt w koalicji zaczyna być widoczny i to jest bardzo niepokojące, bo akurat teraz najmniej potrzebne są Polsce przedterminowe wybory. Są inne wyjścia.

Eugeniusz Kłopotek, poseł z PSL: „Minister Rostowski mógłby zacząć od siebie, od swojego resortu; czy naprawdę jest potrzeba, żeby miał ośmiu, czy nawet dziewięciu podsekretarzy stanu?”

Premier mówi: „Będziemy mieć odwagę Polakom powiedzieć, jeśli zajdzie taka potrzeba o ewentualnej podwyżce podatków”. Odwagą byłoby przyznanie się do winy zaniedbania, lekceważenia i okłamywania społeczeństwa.

Zaś szef Kancelarii Prezydenta odpowiada: „Rząd proponuje najbardziej prymitywne rozwiązanie możliwe: jeżeli brakuje w budżecie pieniędzy, no to po prostu zabrać obywatelom”. Opozycja  w sali sejmowej używała tych samych argumentów, kłopot w tym, że od początku rząd PO-PSL nie słuchał jej głosu.

Polityka w naszym kraju opiera się na chorej ambicji, a nie na dobrej woli gospodarskiego rządzenia krajem.

A jednak, wniosek o odwołanie Rostowskiego nie przeszedł. Ta nieodpowiedzialna decyzja spada wyłącznie na Platformę i na PSL. PO coraz częściej odkrywa swoje prawdziwe oblicze. Promując Platformę przed wyborami, premier swoim zwyczajem, czarne nazywał białym i odwrotnie. Obiecywał również i nawoływał, że musimy wejść do strefy Euro. Tymczasem Komisarz UE d/s gorspodarczych i walutowych, Joaquin Almunia oznajmił, że perpsektywa naszego wejścia do strefy euro oddala się i w tej chwili nie jest realna wcześniej, niż po pięciu latach. Już w kwietniu, nasz minister finansów, na pytanie tegoż Komisarza UE, „Jacek, co się dzieje?” – odpowiedział: ”nie wiem”.  

Zwracam uwagę: w kwietniu. A co słyszeliśmy przed wyborami? „Jak najszybciej eouro”, zaraz potem słyszeliśmy, że w „drugiej połowie tego roku wejdziemy do RM2”, – mimo, iż te dwie rzeczy od samego początku były kompletnie nierealistyczne, ale to akurat nie przeszkadzało ekipie Tuska i jemu samemu bajerować obywateli przed wyborami. Dalej słyszeliśmy: „kryzys nas omija”, „nasza gospodarka jest wiodąca nawet w porównaniu z takimi potęgami, jak Niemcy, czy Francja” itp. bzdury.

„To bardzo dziwne”-, komentuje komisarz UE- że minister finansów nie wie…”.

Teraz ciekawi mnie, skąd w czerwcu TV Polska wzięła migawkę z konferencji prasowej Joaquin Almunia’ego? Nigdy przedtem tego materiału nie pokazano; Cisną się dwa smutne wnioski:

1-Rząd, co najmniej od kwietnia, właśnie od tego pytania komisarza wiedział, że idzie w złym kierunku. A co mówił obywatelom…?  więc kłamstwa, kłamstwa, PR i pogoń za stanowiskami w Parlamencie Europejskim.

I wniosek drugi, a w nim dwa podpunkty:

A-Jeżeli polskie media wiedziały o sprawie od kwietnia, to znaczy, że w serdecznej sympatii do platformerskiego rządu ukryły tę wiadomość. Mamy więc do czynienia z bezczelnym uchybieniem etyce dziennikarskiej w stosunku do obywateli.

B– Jeśli otrzymały ten materiał teraz od obcych redakcji, to znaczy, że głupotę i niekompetencję polskiego rządu i jego ministra finansów oglądali wcześniej obywatele innych krajów, a więc wystawiono nas na śmiech i kompromitację.

Wyobraźmy sobie, że taka wpadka przydarza się komuś z otoczenia braci Kaczyńskich, albo, nie daj Boże, któremuś z Bliźniaków… Strach się bać.

Ustawa medialna, czyli finansowa kastracja mediów, to skandal poprzedniego tygodnia. Jest to ostateczne podporządkowanie mediów polityce i politykom. Nawet prorządowi dotychczas dziennikarze stwierdzają, że rząd po prostu podporządkowuje sobie media, a to staje się  już katastrofą. Dziennikarze otwarcie mówią, że jeśli chodzi o telewizję, to jest to koniec telewizji publicznej, o ile nie stanie się to końcem mediów w ogóle. Prezydent może ją podpisać, zawetować, albo odesłać do Trybunału Konstytucyjnego. Najbardziej prawdopodobną jawi się ta trzecia możliwość, a wówczas sprawa może bardzo się przeciągnąć. W tym wypadku, sztandarowe hasło PO: „Likwidacja abonamentów” nie doczeka się w najbliższym czasie realizacji. I chwała Bogu.

Chodzi o kwotę 880 milionów złotych. Na subwencję tę i tak musi wydać zgodę Komisja Europejska, a o ile wierzyć polskim mediom – nie ma, jak na razie na to zgody.

Dr. Zbigniew Bajka, medioznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego: „…Przecież były projekty likwidacji. Likwidacji ośrodków regionalnych, sprzedaży, skomercjalizowania, być może, że to jest bardzo ważny etap na drodze do likwidacji w ogóle telewizji publicznej w Polsce”.

Po raz pierwszy od objęcia rządów przez ekipę Donalda Tuska usłyszałem opublikowaną w telewizyjnych „Wiadomościach” opinię, że premier został pozbawiony wiarygodności. Dlaczego? Dlatego, że okłamał nawet swoich koalicjantów. A może o likwidację takich oświadczeń chodzi obecnemu rządowi? To przecież za rządów Platformy wyrzucono z telewizji „Misję Specjalną” pod redakcją Anity Gargas. Komu przeszkadzała?

Stawka abonamentowa, to 17 złotych. Póki ustawa nie weszła w życie, płacenie abonamentu jest obowiązkiem. Problem w tym, że populistyczna zapowiedż premiera o likwidacji abonamentu spowodowała, iż ściągalność abonamentu wyraźnie spadła.

Dr. Karol Jakubowicz, medioznawca: „Pieniędzy będzie coraz mniej, czy to abonamentowych, czy to budżetowych i w związku z tym czeka je (media) agonia prowadząca być może do śmierci”.

Chwała rządzącym. A na koniec smutna prognoza: im dłużej naród będzie naiwny, tym konsekwentniej zbliżać się będzie do głupoty. Wtedy sformułowanie naiwność = głupota będzie w pełni uzasadnione.

1 Komentarz do “Naiwny, czy głupi…?”

  1. edward@edward...- 26 cze 2009 o 2:29 pm

    Edward.
    Szanowny Panie Sporek, – znajomi polecili mi Panski blog i muszę powiedziec, ze jestem zdumiony i bardzo zaskoczony Pana erudycja i zakresem zainteresowan. Sa dziennikarze, ktorzy zajmuja sie wylacznie pisaniem, ale nie zajmuja sie przy tym muzyka i promowaniem kultury. Pan znajduje czas na nieprawdopodobna prace promocyjna (z calym szacunkiem dla sp. Wojewodki, ale on nie robil nawet 10% tego, co robi Pan, jak widze na stronie glownej). najmocniej dziekuje za powyzszy artykul, chocby dlatego, ze nareszcie wiem, po co im ten Buzek w Euro-parlamencie: chyba tylko dla poprawienia zblamowanego autorytetu w oczach Europy. Tylko co z tego bedzie mial narod. Wszedzie podaja, ze to stanowisko jest wlasciwie glownie do otwierania i zamykania obrad.
    Jesli ma Pan czas, to czekam na nastepne artykuly, a w miedzyczasie bede czytal od poczatku wszystko, co Pan napisal.
    Z wyrazami SZACUNKU- Edward Debowski.

Trackback URI | Comments RSS

Zostaw Komentarz