Jan Sporek 26 listopada, 2007
Próbę w Maryland nosiłem w sobie jeszcze dobrych kilka dni; to cudowne uczucie, gdy słyszy się te łkające skrzypce, buczące trąby, gdy słyszy się ten cudowny Angelus, w którym modlą się nie tylko chóry, ale wszystkie instrumenty, gdzie słyszy się kościelne dzwony i małe sygnaturki nawołujące na majowe nabożeństwo. Muzykę, po prostu słyszałem tę muzykę, którą kreowaliśmy tam, w dalekim Maryland z setką muzyków. Rozmowy na antenie Polskiego Radia 910; wspaniałe prezenterki: Mariola Durzyńska, Izabela Laskowska, Ela Ringer; artykuły w Nowym Dzienniku; ogromny wywiad z Anną Kostrzyńską w Kurierze Plus przeprowadzony przez przesympatyczną Agatę Galanis. Były też i rozmowy z Konsulatem. Mój koncert bardzo „wklejał” się konsulatowi w jego działalność, choćby z tej prostej przyczyny, że w Dzień Niepodległości nasza, dyplomatyczna placówka nie zaplanowała żadnych uroczystości. Tego dnia było zaplanowane…odsłonięcie pomnika Jana Karskiego i…ławeczki, na której słynny „Kurier” siedzi przed Konsulatem. Ta sprawa jest dla mnie dość dziwna i tyleż zasmucająca. Otóż Czytaj Dalej »
Jan Sporek 26 listopada, 2007
Czas działał niezwykle pozytywnie. Z dnia, na dzień widziałem, a raczej słyszałem, że „treningi” wokalne Ani Kostrzyńskiej przynoszą coraz lepsze rezultaty. Pod koniec września Wokalizę śpiewała już na poziomie….próby generalnej. Z Angelusem jednak ciągle był problem. O ile przechodziła juz do drugiego E, a nawet zahaczała o G, o tyle wejscia na to „trzecie C”, które Kilar każe w dodatku śpiewać sześć razy pod rząd sprawiało jej dość sporo problemów. Ale zaczynałem być coraz lepszej myśli widząc upór i determinację tej znakomitej artystki. Pracowała uparcie i konsekwentnie. Pewnego dnia poprosiła o próbę z fortepianem. Zacząłem podgrywać partie niektórych instrumentów, a Kostrzyńska poczęła kreować swoje. Dochodzimy do wysokiego C i …Nie, to nie to. Następnego dnia powiedziałem jej coś w rodzaju: „Aniu, albo zaśpiewasz tę górę, albo nie śpiewaj jej w ogóle, – zrób wszystko oktawę niżej”… Czytaj Dalej »
Jan Sporek 25 listopada, 2007
Pobyt w Polsce, to zawsze zapomnienie o Nowym Jorku. Wtopiłem się w polskie życie z taką rozkoszą, że trudno to opisać. Kilka dni w Warszawie, to przełykanie każdej godziny, jak największego szczęścia danego prosto od Boga. To szczęście było we wszystkim; w matce mojej przyjaciółki z Nowego Jorku, ktora przyjechała po mnie na lotnisko; w jej pięknym domu na Wawrze; w każdym posiłku, który tam zjadłem tego popołudnia. Szczęście było w historycznych, pokręconych korytarzach Dziekanki, gdzie mieszkałem przez pięć dni; w kawiarniach Placu Zamkowego, znajomych i nowopoznanych – spotkanych tam właśnie; w filiżankach kawy i dymie z papierosa – dozwolonym w Warszawie, – zabronionym w Nowym Jorku. W spacerze po Saskim Parku, Alejach Ujazdowskich, Łazienkach, Muzeum Powstania Warszawskiego, w kościele Św. Anny i Św. Krzyża, – wszędzie ! Wreszcie szczęście było w spotkaniu maturzystów mojego rocznika, spotkaniu z rodzina, przyjaciółmi z dzieciństwa, górach, rzece, która nauczyła mnie pływać, która dawała natchnienie do młodzieńczych wierszy. Wszędzie ! Krótko mówiąc szczęście jest tam /przynajmniej dla mnie/ na każdym kroku. O koncercie począłem myśleć dopiero, gdy ponownie, na pięć dni przed powrotem do Stanów przyjechałem do Warszawy. Czytaj Dalej »
Jan Sporek 24 listopada, 2007
Mój największy i..najdziwniejszy koncert.
To było 12 miesięcy pracy. W październiku, 2006 roku zarezerwowałem datę w Katedrze Sw. Patryka. Jeszcze nie za bardzo wiedziałem, co wyprodukuję, ale ustalenie daty było tak czy inaczej najważniejsze. Kilka tygodni, a może nawet kilka dni później mogłem już tej daty – 11 listopada, 2007, – nie mieć do mojej dyspozycji. W dzień, kiedy Jennifer (dr. Pascual – Dyrektor muzyczny Katedry, organistka i chórmistrz w jednej osobie), oznajmiła mi, że mam tę datę, wymyśliłem artystów: Anna Kostrzyńska, sopran koloraturowy, jako solistka, chór, który dopiero chciałem reaktywować po ponad dwuletniej przerwie spowodowanej moim zawałem serca, a brakowało mi orkiestry i ewentualnie jeszcze kogoś, jako solisty. Myslałem o Mariuszu Kwietniu. Niestety, Mariusz nie mógł; spojrzał w kalendarz i powiedział, że ten termin jest dla niego niemożliwy. Wiedziałem, że chcę mieć bardzo polski program, ale miałem trochę ograniczone możliwości, choćby dlatego, że Polonia nie dysponuje orkiestrą. Zadzwonilem do byłego dyrektora orkiestry z Fredericksburga, w Wirginii, czy mógłby dać mi kontakt na nowego dyrygenta. Jim Baker szczerze powiedział mi, że szkoda mojego czasu. Orkiestra, niestety nie reprezentuje nawet tego poziomu, co pięć lat temu, gdy miałem z nimi koncert w Carnegie Hall, (a już wtedy nie był najwyższych lotów). Dał mi telefon do Sheldona Bair’a w Bel Air, Maryland z zapewnieniem, że ten 30 lat temu stworzył orkiestrę, która jest teraz naprawdę świetnym zespołem. Czytaj Dalej »