Irena – wspomnienie

22 stycznia, 2012

Była wielka i w tej wielkości niezwykle skromna, serdeczna i ciepła. Jedna z największych DAM polskiej piosenki. Na scenie elegancka, cała w muzyce, którą śpiewała; patrzyła w oczy wybranych słuchaczy i nawiązywała bezpośredni kontakt. Nie potrzebowała wyzywających kreacji; wychodziła, śpiewała i zachwycała publiczność. Motylem jestem, Kawiarenki, Beatlemania story, Wymyśliłam cię.  A zaczęło się od “Gondolierów z nad Wisły”. Kiedy poznałem Irenę, tu, w Nowym Jorku olśniła mnie bezpośredniością. Zaśpiewała sześć kolęd solo i kilka z moim chórem. Najpiękniejsze, polskie kolędy. Żartowała, że może też zaśpiewać piosenkę o Jerzym Gondolu. Nie znałem tej anegdoty.
-Nigdy nie słyszałem, żebyś śpiewala o jakimś Jerzym…
-Jak to nie słyszałeś? Przecież śpiewałam ‘Gondol Jerzy z nad Wisły’, – śmiała się przy tym szczerze, rozjaśniając swoją śliczną twarz cudownym uśmiechem.
Spotykaliśmy się wiele razy; a to na kawie, w którejś z polonijnych restauracji, na Greenpoincie, a to w komisji jurorskiej na Festiwalu Polskiej Piosenki w Filadelfii, a to na polonijnych balach. Z daleka już witała mnie serdecznym uśmiechem, a potem wpadaliśmy sobie w swoje ramiona, jak starzy przyjaciele, jak ludzie tej samej, artystycznej profesji, ale bez zawiści, bez zazdrości; z serdecznością i wzajemną sympatią. Uwielbiałem zwłaszcza te kawki. Irena była wtedy zwykłą kobietą, rozprawiającą o Polsce, Polonii, o muzyce, a ja wpatrywałem się w tę piękną twarz, w której najbardziej fascynowały mnie oczy. Irena miała śliczne oczy.
Nie szukała poklasku, nie skandalizowała. Kiedy podczas jakiegoś polonijnego balu otaczał ją tłum wielbicieli, cierpliwie pozowała do zdjęć i właściwie zawsze, albo Jasiu Wiśniewski, były menażer Niemena, albo ja musieliśmy ją uwalniać, bo zanosiło się, że ani nie zje głównego posiłku, ani nie zdąży na deser. Poza wszystkim chcieliśmy Ją mieć przy naszym stole, jak najdłużej.
Należała do największych gwiazd polskiej piosenki i to tych gwiazd, które określamy słowem “damy”; bez pozascenicznych awantur utrzymujących obecne “gwiazdy” na pierwszych stronach gazet, bez skandali. Jarocka – i wystarczyło. Sama w sobie była symbolem, ucieleśnieniem łagodności, dobroci, wspaniałej sztuki, a jej przyciemniony głos czarował i olśniewał publiczność i tam i tu i wszędzie, gdzie śpiewala te swoje, cudownie melodyjne i ujmujące w treści piosenki.
Irena ogromnie tęskniła za Polską. Polska była zawsze pośród tematów przy naszych kawach. Oboje czuliśmy, że nasze korzenie są mocno wrośnięte w tamtą ziemię. Zawsze podkreślała, że we mnie najbardziej fascynowało Ją to, że promuję polskich artystów i polską muzykę. Mieliśmy wielki plan na Carnegie Hall. Kilka lat temu to było wręcz szaleńcze myślenie o Jej koncercie w tej cudownej sali. Dostała propozycję nagrań w Polsce. Musiała wyjechać. Byliśmy w kontakcie telefonicznym i e-mailowym. Wróciła do Stanów, ale nie mogła sprecyzować, kiedy mógłby nastąpić najlepszy termin. Miała dalsze plany na Polskę. Potem ktoś inny wszedł w “paradę” i naopowiadał Jej, że ma pieniądze, że ma sponsorów. Irena zadzwoniła do mnie. Spotkaliśmy się w “Krystyna’s Restaurant”, przy Manhattan Ave. Tam najczęściej przyprowadzałem polskich artystów. Mariusz Kwiecień spożywa tam posiłki regularnie, kiedy śpiewa w MET. Przeprosiła, że chyba zdecyduje się na innego producenta, bo on już ma pieniądze i zrobił rezerwację w Carnegie. Nie wierzyłem, ale nie złościłem się. Zakończyłem temat pytaniem:
-Ireczko, jesteś pewna, bo Carnegie nie rezerwuje się z miesiąca, na miesiąc?
-Wiesz, nie mam podstaw, żeby mu nie wierzyć.
-Na kiedy jest ta rezerwacja?
-Maj.
-Za trzy miesiące? To jest niemożliwe, Irena.
-No, tak mi powiedział. Ale wiesz co, ty zrobiłeś tam już kilkanaście koncertów, L. zrobił jeden. Sądzę, że masz możliwości, żeby sprawdzić, czy jest taka rezerwacja.
-Jeśli chcesz mogę zadzwonić teraz, ale wtedy może ci się popsuć nastrój, a ja chcę w pogodzie ducha wypić z tobą kawę.
-Nie, nie dzwoń teraz, masz rację. Ale sprawdź, jak będziesz miał chwilkę.
Zakończyliśmy temat. Dalej było “po naszemu”: Polska, Polonia, życie. Podczas tego spotkania dała mi swoją najnowszą płytę, z serdeczną dedykacją.
Nie skarżyła się. I nawet nie wiem, od kiedy chorowała.
Sprawdziłem Carnegie. Nie było żadnej rezerwacji. Nie chciałem od razu dzwonić. Nie chciałem Jej zadawać bólu. Była zbyt delikatna, zbyt szlachetna, żeby dwa dni po tym, jak lojalnie poinformowała mnie o zmianie producenta uderzyć Ją taką informacją. Zadzwoniła sama, kilka dni później. I sama zaczęła temat.
-Nie wiem co o tym myśleć, ale coś mi nie gra w rozmowach z L.
-Irenko, nie chciałem cię denerwować. L. nie zrobił żadnej rezerwacji. W Carnegie nie mają pojęcia o twoim koncercie.
-cisza….
-Proszę cię, nie złość się i nie bądź smutna. Właściwie, to przygotowałem cię na tę ewentualność. Powiedziałem ci, że to raczej niemożliwe.
-Dlaczego on to zrobił? – zapytała smutno.
-Nie wiem, może nie ma forsy i za miesiąc zamierzał zadzwonić do ciebie i powiedzieć, że Carnegie przesunęło koncert na następny rok? Nie wiem. Ja nie uprawiam takich podchodów.
Mieliśmy wrócić do tematu po powrocie z Polski. Wróciła. Zadzwoniła z lotniska, że leci do Teksasu, do męża, do rodziny. “Będziemy w kontakcie, całuję cię, Januszu”.
A potem była ciągle w jakichś planach; a to płyta, a to koncerty. Carnegie, jakby poszło w odstawkę. Życzenia świąteczne, – najczęściej e-mailem.
A może, już wtedy…?
Teraz wiem, że prawdopodobnie już zaczęło się dziać coś niedobrego. Kontakt się urwał. Pozostała pamięć i czekanie na znak. Byłem pewien, że aktywnie pracuje w Polsce. Była tak niezwykle oddana swojej sztuce i była taka polska i taką miała energię do tej swojej pracy, że byłem pewien – pracuje w Polsce. Teraz pozostanie już tylko pamięć. Zostały mi zdjęcia. I nawet takie, na których razem śpiewamy polską kolędę.
21 stycznia, 2012 – od rana myślałem o mojej Matce. To dzień Jej urodzin. Gdyby żyła, kończyłaby dzisiaj 94 lata. Dzień Babci, o którym moi synowie zawsze pamiętali i dzwonili do Niej z życzeniami. Dzień pełen był myśli o Niej. Planowałem pójść wieczorem, po lekcjach do kościoła, pomodlić się za Nią, zapalić lampkę. Jak co roku. Przed pójściem do kościoła włączyłem na Internecie Tele Express. Szok, ból i ogromny smutek. Nie wierzyłem, więc jeszcze Wiadomości. Trudno było, – nie mogłem się pogodzić z tą śmiercią. Kościół. Modliłem się już za dwie, wspaniałe kobiety, za spokój Ich Dusz, za Ich spokój wiekuisty. Jakżesz trudno żegnać wielkich ludzi, zwłaszcza, gdy byli tak bliscy.
Zapaliłem dwie lampki. Czy spotkają się TAM? Bo to, że są w Niebie, to wiem na pewno.
Ireno, pozostaniesz w pamięci milionów. Zasłużyłaś na to.
Dziękujemy, że byłaś, że śpiewałaś.
Niech dobry Bóg da Ci spokój wieczny.
Dziękuję Ci Mamo, zaopiekuj się Ireną, zawsze Ją bardzo kochałaś. Wszyscy kochaliśmy Irenę. Jej po prostu nie można było nie kochać.

Komentarze do “Irena – wspomnienie”

  1. Helena- 22 sty 2012 o 3:05 pm

    Poplakalam sie. Wzruszajace epitafium. Dziekuje Panu.
    Helena

  2. Michał Osiecimski- 29 sty 2012 o 5:58 am

    Panie Januszu.
    Dziwny przypadek. Słucham właśnie Trójki. Jest wspomnienie o Irenie. Nie mogę powiedzieć, że znałem Ją osobiście, a już na pewno Ona nie mogłaby tak powiedzieć o mnie. Spotkałem Ją gdzieś, kiedyś, przypadkowo tak, jak się spotykają Polacy w Ameryce. Ona – znana postać, gwiazda estrady. Ale najmniejszego zadęcia, najmniejszej pozy. Urok i wdzięk. I taka naturalna życzliwość dla ludzi. Jakie to rzadkie. Tak, wspominam Ją bardziej jako osobę przypadkowo spotkaną, ale z tych rzadkich, z którymi spotkanie, nawet krótkie i przypadkowe, pozostaje w pamięci na zawsze, niż piosenkarkę. Irena Jarocka należała do tych unikatowych postaci, które rodzą się po to, żeby być Kimś.
    A co z tym przypadkiem? Otóż słucham tego wspomnienia, słucham, a tu, nie wiem, kiedy i jak, otwiera mi się Pana strona, Panie Januszu i czytam Pana wspomnienie o osobie, którą właśnie wspominam słuchając Jej piosenek. Metafizyka?
    Pozdrawiam Michał Osiecimski.

  3. Daniela- 12 mar 2012 o 6:18 am

    Panie Janie. Bardzo wzruszyly mnie pana wspomnienia. Tak. Taką zapamietamy tu w Polsce jak i za Oceanem czy w innym kraju gdzie mieli to szczęscie Ja poznac. Wszedzie i zawsze byla sobą. Kochaną, skromną, mądra i ciepla osobe. Boze, jak mi jej brak:-(
    Choc nie bylam z Nia zaprzyjazniona a czuje strate jak kogos najblizszego.
    Pozdrawiam

  4. Eilidh- 15 wrz 2013 o 1:54 pm

    Dzień dobry,

    Dziękuję Panu serdecznie za wpis do Księgi Gości Ireny Jarockiej oraz za link na Pana blog ze wspomnieniem o pani Irenie Jarockiej… Okruchy wspomnień o Niej są dla nas, teraz szczególnie cenne -to perły bezcenne… Może zamieściłby Pan jakieś ze zdjęć z Irenką ? Raz jeszcze najpiękniej dziękuję 🙂
    Eilidh

Trackback URI | Comments RSS

Zostaw Komentarz