Koncert Roku 2007 Odc. 8 ostatni

13 grudnia, 2007

Każdy koncert, to długie miesiące koronkowych działań, które połączyć mają ludzi – artystów i ewentualne osoby towarzyszące; obiekty – sala (miejsce) koncertu, hotele, lub miejsca, gdzie artyści będą mieszkać; transport – linie lotnicze, autokary; wizy – artyści występujący w USA muszą posiadać specjalne wizy dla artystów, – jest to proces, który trwa około trzech miesięcy i kosztuje dokładnie $205 za każdą petycję. Jeśli dokumenty są złożone później, niż trzy miesiące przed koncertem, z reguły trzeba się liczyć z tzw. „primium processing”, czyli „przyspieszeniem”, co kosztuje …$1000.00 za każdą petycję i jest załatwione w ciągu dwóch tygodni. Taki problem spotkał mnie gdy robiłem koncert Śląska, Skadów i Waldemara Malickiego z Arturem Banaszkiewiczem.
Dzieje się tak – i we wszystkich powyższych przypadkach tak się stało – najczęściej dlatego, że artyści nie dostarczają potrzebnych dokumentów w terminie, o który proszę. Dotychczas żadna grupa nie zgodziła się pokryć choć połowy kosztów tego wydatku, mimo, iż wina leżała po ich stronie. Nie miałem tego problemu z dwoma dżentelmenami, a moimi przyjaciółmi – Waldemarem i Arturem. W przypadku koncertów w Maryland i Katedrze nie miałem, na szczęście artystów przylatujących z Polski – nie liczę chóru z Poznania, bo ten przyleciał na własne tournee i na własny koszt, ja jedynie wzbogaciłem ich trasę o możliwość wzięcia udziału w tych dwóch i tak w sumie najpoważniejszych koncertach na ich trasie – zatem miałem w tej materii sprawę uproszczoną. Nigdy jednak nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być…gorzej. Stu-osobowa orkiestra, trzy chóry, próby w Maryland, próby w Katedrze, próby z moim chórem. To ogrom, który może być ogarnięty jedynie przy perfekcyjnej organizacji czasu i zajęć. Jestem sam, – nie mam sekretarki, mam jeden komputer, jeden skaner, kopiarkę, drukarkę, telefon, jedno pomieszczenie biurowe i…24-ro-godzinną dobę. Praca nad projektem afisza zaczyna się, gdy dopięte są terminy, nazwiska artystów, czy grup, czas i miejsce koncertu, oraz temat koncertu i kompozytorzy. Niezwykle ważnym elementem treści afiszów są sponsorzy. Logo każdego z nich musi być widoczne i żadnego nie można ominąć. Potem, oczywiście trwa wielogodzinne, a czasem wielodniowe korygowanie wyglądu, literówek etc., by wreszcie oddać to do drukarni. Po odbiorze z drukarni następuje kolportacja (rozwieszanie) afiszów, wysyłanie kartek pocztowych, rozsyłanie informacji Internetem, a więc wszystko to, co ma poinformować społeczność, o tym, że przyjeżdżają znakomici artyści. Dalej uzgadnianie, które agencje będą sprzedawać bilety, pobieranie biletów kasy (Carnegie, albo Lincoln Center) i wreszcie oczekiwanie, czy sprzedaż zwiększy się tuż przed koncertem, bo tak już jest, że Polonia kupuje bilety na ostatnią chwilę. Te pełne nerwów dni przed samym koncertem są nerwowe wyłącznie dlatego, że w tych właśnie dniach ważą się losy finansowe koncertu; albo koncert się zwróci, albo przyniesie jakiś zysk, albo będzie klapa. Jest to część życia każdego producenta i każdy musi przez to przejść.
W lutym, kiedy ustalałem z dr. Pascual szczegóły koncertu zaproponowałem, że bedę sprzedawał karty wstępu po dziesięć dolarów. Liczyłem, że jeśli będzie dwa, do trzech tysięcy ludzi, to wpływ pokryje koszty całego przedsięwzięcia i wszystko bedzie bez nerwów. Niestety, w czerwcu Jennifer zadzwoniła do mnie i oznajmiła mi niezbyt dla mnie sympatyczną wiadomość. otóż w kwietniu Katedra prezentowała koncert Beethovenowski. Sprzedano sporo kart wstępu, ale w dzień koncertu wierni, którzy przyszli na mszę o 17:30 nie ustąpili miejsca z ławek i sporo ludzi, którzy zakupili karty, mało, że nie miało miejsc siedzących, to niektórzy po prostu odeszli rozżaleni.  Efekt? – katedra zakazuje robić koncerty za biletami. Możesz zrobić kolektę – to jedynie rozwiązanie – pocieszyła mnie dr. Pascual. W tym momencie wiedziałem, że to właśnie zaczynają się schody. Wiedziałem, że nawet jeśli przyjdzie trzy i więcej tysięcy ludzi, to kolekta nie przyniesie spodziewanego efektu. Ludzie są zbyt przyzwyczajeni do składania dolara. Były zaskoczenia, kiedy przeliczaliśmy pieniądze w Katedrze, bo nawet był banknot stu-dolarowy i kilkanaście 50-tek, sporo 20-tek, 10-tek, 5-tek, ale generalnie przeważały „jedynki”.  Więcej już o sprawach finansowych nie będę pisał, bo temat nie jest ciekawy w żadnej mierze.
Jest cudownie, kiedy, szukając sponsorów trafia się na otwartych ludzi -dyrektorów, właścicieli biznesów, organizacji itp. Jest natomiast okropnie, kiedy potencjalny sponsor traktuje mnie, jak pijawkę, która czycha na jego pieniądze i dla jakichś tam widzimisię chce od niego wyciągnąć ciężko zarobiona krwawicę. Nigdy nie zapomnę właścicielki jednej z restauracji, na Greenpoincie, która po przedstawieniu jej całej informacji o planowanym koncercie, przeprosiła mnie na chwilę odchodząc od stolika, po czym otworzyła kasę na ladzie, wyjęła z niej pieniądze i położyła przede mną na stole…5 dolarów – pięć dolarów!!! Trudno opisać, co poczułem wychodząc stamtąd bez tych pieciu dolarów.
Rozmawiałem kiedyś z człowiekiem, który współpracował z agencją sprowadzającą River Dance – słynny, irlandzki zespół stepujący i w ogóle cudownie tańczący, który przez kilka miesięcy przebywał na koncertach w Nowym Jorku, który to człowiek powiedzał mi, że irlandzkie biznesy dały taką forsę na promocję, że stać ich było na reklamy telewizyjne, reklamy i artykuły w New York Times, reklamy w WQXR-Stacja muzyki klasycznej- i tysiące afiszów. Powiedział też, że słowo „sponsor” jest w takich przypadkach słowem raczej umownym: żaden sponsor nie jest na afiszu za darmo. Pieniądze, które dał na tzw. sponsoring są mu zrekompensowane reklamą i to bardzo szeroką reklamą: afisze. pocztówki, fliersy, strony internetowe i wykaz w programie koncertu. Prestiż sali podnosi cenę, jaką stawia się sponsorowi za możliwość pokazania swojego logo. Tak jest w przypadku firm amerykańskich, ale niestety nie jest tak w przypadku firm polonijnych. Richard Malone, mój wieloletni przyjaciel, śpiewak operowy, dyrygent, działający na Brooklynie, powiedział mi niedawno, że dostał 20 tysięcy dolarów realizację widowiska operowego w bardzo podrzędnej sali na Staten Island. Dlatego właśnie River Dance „królował” w Wielkim Jabłku długie tygodnie. Nie występowali ani w Carnegie Hall, ani w Lincoln Center. Występowali na Broadway’u i nawet dziś nie pomnę, w którym teatrze, ale zrobili kasę i furorę. Poznało ich tysiące ludzi. Bilety były horrendalnie drogi i to właśnie dlatego, że astronomiczne sumy wydano na reklamę. Takie coś, dokładnie takie coś marzyło mi się, gdy sprowadziłem Śląsk. Niestety, nie udało się. Ten wspaniały zespół wystąpił w Nowym Jorku tylko dwa razy przy kompletnie NIE wypełnionej sali słynnego Beacon Theatre, na Brodway’u. Amerykanie, którzy byli na koncercie Śaląska jednoznacznie stwierdzili, że jest to jeden z najwspanialszych zespołów na świecie, zjawisko, które mogliby oglądać codziennie. I stwierdzili, że $80 w pierwszych miejscach, to po prostu pół darmo. To była największa klapa w mojej karierze.
 Cokolwiek by nie powiedzieć, to prawda jest taka, że nie da się promować sztuki bez środków finansowych od tych firm, które wspierają takie wysiłki przez zakupienie miejsca na logo. Ponieważ moje ambicje nie są wygórowane w żadnej mierze za każdym razem jestem tym firmom niezmiernie wdzięczny. Bez ich finansowego wsparcia nie mógłbym nawet rozpocząć pracy nad sprowadzeniem jakiegokolwiek artysty, czy zorganizowaniem jakiegokolwiek koncertu. To są ci ludzie -właściciele, lub dyrektorzy, którzy rozumieją tę prostą prawdę i którzy tak, jak mogą pomagają mi w tych przedsięwzięciach. Od wielu lat, dokładnie od pierwszego koncertu, jaki zrobiłem w Carnegie Hall, czyli 23 listopada, 1999, a przedtem przez długie lata, gdy działałem w Związku Śpiewaków Polskich w Ameryce firmą, która najbardziej i zawsze wspierała tę moją działalność była i do dziś jest Adamba Imporst International. Jej szefem jest mój najbliższy przyjaciel z lat dzieciństwa, Adam Bąk. Nie odmówił nigdy i w większości koncertów, zjazdów chórów itp. był głównym sponsorem. Owszem, czasem ma do mnie pretensje, że tracę czas i pieniądze, gdy sala świeci pustkami, ale zawsze pomaga. Sponsorzy ostatniego koncertu mają ogromne zasługi w tym, że ten koncert się w ogóle odbył i pragnę Im z całego serca podziękować.
Z racji bardzo narodowego i patriotycznego charakteru tego koncertu patronat honorowy objął Konsulat Generalny RP. Oprócz tego nasza placówka dyplomatyczna wzięła na siebie ogromną część akcji reklamowej, oraz pokrycia kosztów druku tabloidów i pocztówek. Stało się to po raz pierwszy i dlatego chcę to bardzo uwypuklić, a moja szczególna admiracja związana z tym faktem wynika również z zerowego poparcia dla moich wysiłków poprzedniej ekipy, kiedy to zostały zliwkidowane koncerty chopinowskie w Konsulacie. Zarząd na FLorydzie przekazał Fundację Chopinowską po pięciu latach mojej pracy i ponad 25 koncertach w Konsulacie, niejakiemu panu Stryjniakowi, na jego zresztą prośbę i obietnice zrobienia niewiadomo jakich koncertów. Niestety, zrobiwszy zaledwie dwa koncerty w ciagu półtora roku prezes Stryjniak zlikwidował Fundację…Przypomnę, że przez ponad 20 lat prowadził Fundację jej założyciel śp. Profesor Jan Gorbaty, wybitny pianista. Postawa kierownictwa Konsulatu w osobach Konsula Generalnego Krzysztofa Kasprzyka i V-ce Konsul, dr. Ewy Ger zasługuje więc na moją szczególną wdzięczność.
Moją ogromną wdzięczność chcę również wyrazić niżej wymienionym firmom i ich dyrektorom i właścicielom, którzy potraktowali mnie, jak człowieka walczącego o polską kulturę w Nowym Jorku, szczególnie zaś w tym niezwykle polskim, patriotycznym, rocznicowym wydarzeniu.
Polskie Linie Lotnicze LOT,  
Żubrówka -Bak’s Bison Grass Vodka,
Orbis,

Polisch & Slavic Federal Credit Union,
Polish & Slavic Center,
International Sponsorship,
G. E. S.
Manhattan Bridal Boutique
 
Sponsorzy medialni:
Kurier Plus
Nowy Dziennik,
US Polsat,
Polskie Radio, 910
Radio Rytm
 
Nie byłoby najmniejszych szans, aby zawieźć chóry do Maryland, nie byłoby żadnych szans, aby wydrukować afisze i wszystkie plakatowe wersje, całej reklamy, dać posiłek orkiestrze, sprowadzić stu-osobową orkiestrę do Nowego Jorku, wypożyczyć partytury i głosy orkiestrowe, które zwłaszcza w przypadku kompozytorów współczesnych są nieprawdopodobnie drogie. I tak jest, że z jednej strony ja winien im jestem wdzięczność, a z drugiej polonijna i nie tylko polonijna publiczność powinna być im wdzięczna, bo tylko dzięki ich pomocy mogła przeżyć tę duchową ucztę, o której ciągle się mówi, jako o największym koncercie roku 2007. Sponsorom wdzięczni są artyści, ktorym zawsze uświadamiam, że gdyby nie ci ludzie, których logo widzą w programach, czy na afiszach pod ich nazwiskami, to właśnie tych ich nazwisk nigdy by tam, na afiszu nie było; to nie wystąpiliby w sali, w pokryciu kosztów której partycypowali właśnie sponsorzy z dołu afisza. Jest to ciągłe przedłużanie tego, co niegdyś nazywało się wielkim mecenatem sztuki. Nie miejsce to i czas na przykładanie miary wielkości, czy mniejszości. Oni są. Sponsorzy współuczestniczą w promocji i każda ich oferta współtworzy te wydarzenia, w których nowojorska publiczność może podziwiać polskich artystów.
Wszystkim sonsorom koncertu z okazji Święta Niepodległości Polski składam tą drogą moje najglębsze podziękowania i wyrazy wdzięczności. Choć koncert ten miał nieprawdopodobną ilość przeciwności i kłód rzucanych przez los, to bez wsparcia sponsorów, nawet po pokonaniu wszystkich przeszkód nie mógłby sie odbyć.
Dziękuję w imieniu własnym i wszystkich wykonawców.
Janusz Sporek
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Trackback URI | Comments RSS

Zostaw Komentarz