Polonijne Metamorfozy – odcinek 1 PSFUK
Jan Sporek 23 czerwca, 2007
PSFUK, czyli Polsko-Słowiańska Federalna Unia Kredytow.
Skąd bierze się u mnie nawyk do społecznej aktywności? – trudno mi powiedzieć. Od licealnych lat mieszałem się w sprawy dziejące się dookoła i tak mi to jakoś zostało. W przeciwieństwie do moich, bywa, że czasem bardzo bliskich przyjaciół, (którzy mogliby, ale chyba im się nie chce, mieć znaczący wpływ na to, co się w tych oragnizacjach dzieje – już to dzięki ogromnemu autorytetowi, juści przez wrodzoną, lub nabytą mądrość), próbuję, tu w Stanach, znaleźć czas, aby brać udział w zebraniach, zwłaszcza tych walnych, sprawozdawczo-wyborczych, ze szczególnym uwzględnieniem Unii Kredytowej i Centrum Polsko-Słowiańskiego. Bądź, co bądź są to organizacje skupiające kilkadziesiątkrotnie więcej członków niźli, mający jednak o wiele większy prestiż polityczno-społeczny, Kongres Polonii Amerykańskiej, zaliż też będącymi stokroć lepiej wyposażone w zielone symbole amerykańskiego bogactwa, z wizerunkiem pierwszego prezydenta USA, Jurka Waszyngtona (do dziś nie wiem, dlaczego ten facet sygnuje swoją twarzą jednego dolara, a nie banknot o nominale sto?) Najciekawszą rzeczą, jaką zaobserwowałem po dwudziestu latach życia w najbardziej polskiej dzielnicy Nowego Jorku, czyli na Greenponcie, jest… metamorfoza. Dziwne, co? Tak jednak jest, – metamorfoza, czyli zmiana, – przeobrażenie zaistniałe w czasie, dotyczące zachowań, charakterów, postępowań itp.
Jeszcze do niedawna byłem bardzo zadziorny i, rzekłbym – emocjonalnie spontaniczny. Nie kontrolując szybkości napływającej do mózgu adrenaliny wdawałem się w jakieś przegadywanki i pozwalałem mojemu organizmowi na nerwowe przeżycia. Aliści, kiedy przeżyje się pierwszy zawał sprawy zaczynają nabierać innego wymiaru. Siedzę spokojnie i słucham; Najprzód więc bzdur przedstawicieli „władz”, plotących czasem tak od rzeczy, że zastanawiam się, jakie szkoły trza było pokończyć, żeby tak głupio gadać, potem zdenerwowanych, wykrzykiwanych krytyk ze strony „delegatów”, którym z reguły nerwy puszczają po pierwszym zdaniu. Widać oceniają sytuację podobnie, jak ja, ale nie mieli jeszcze zawału, – i gdzieś tam po d koniec, zanim znienacka ogłoszą koniec „wolnych głosów”, zabieram krótki głos, w punktach obnażając ubogość myślenia „działaczy” z rady dyrektorów.
Metamorfoza pierwsza, zaznaczam jednakoż, że ja też owe metamorfozy przeszedłem we własnym wnętrzu:
Kiedyś więc sympatyzowałem z radą dyrektorów Unii kredytowej, gdy myślałem, że jej przewodzący, a prawnik z wykształcenia i w jakimś tam sensie mój znajomy, o rzymskim imieniu Marco wprowadzi nieco ładu i normalności. Rychło jednak okazało się, że popełniłem tzw. pomyłkę, bo Marco wprowadzil nielad, upikantniony podejrzeniami, że z Unii raczej wyprowadza się pieniądze, niż się je tam kumuluje. Zamordyzm, jaki zaprezentował na walnym zebraniu przeszedł wszelkie moje, najgorsze oczekiwania, a że jednym z powodów mojego wyjazdu z Ojczyzny był fakt, że komunistycznego zamordyzmu miałem dosyć, toteż zdecydowałem nigdy już na „rzymianina” nie głosować i przerzuciłem się na „intelektualistę”, tyle, że też cholera imię miał jakieś macedońskie, na szczęście bez przydomka „wielki”, aliści był, jak ów Macedończyk, Pierwszym Alxandrem, którego wybrano na stanowisko „jego wysokości, prezesa”. Licząc na to, że jako intelektualista, w dodatku na lewo i prawo krzyczący, że dostał nagrodę Pulizzera wprowadzi nieco kultury i ogłady, sam po części organizowałem mu kampanię wyborczą, jak idiota też na lewo i prawo wmawiając ludziom, że właśnie Alex będzie najlepszy. Z tym „pulizzerem”, to też przesada. Myślałem, że to on go dostał indywidualnie, ale kiedy wszedłem na te strony internetowe dowiedziałem się, że była to nagroda dla całego zespołu redakcyjnego, a sam „macedończyk” miał bodaj najmniejszy wpływ na jej przyznanie. Był nawet taki tytuł na jednym z linków: „Alex,- oddaj Pulizzera”, a autorami tego tekstu byli…dawni koledzy z redakcji. Pamiętam, że podczas zebrania, na którym Marco obnażył najgorsze cechy swojego intelektu, kultury, grzeczności, taktu, etc, usiadłem na chwilę obok Alexa i obaj skomentowaliśmy postawę Marca, jako „żenującą”, on zaś, „macedończyk” dołożył kilka ubliżających „rzymianinowi” epitetów. Po tym zebraniu stali się…bliskimi współdyrektorami Unii Kredytowej. Alex został wybrany prezesem i krok, po kroku nabywał od „rzymianina” najgorszych cech. To, co zaprezentował na kolejnym walnym zebraniu, przeszło moje wszelkie i też najgorsze oczekiwania. Już w kampanii przedzebraniowej szpikował opinię publiczną kłamstwami i blagami o wspaniałości Unii, wydając kolosalne kwoty naszych, członkowskich pieniędzy na swoją reklamę „wspaniałego prezesa”. Po nim rządy objął prezes o imieniu odkrywcy Ameryki, więc niech mu będzie „kolumb” i jest nim do dziś, znaczy prezesem. Znałem go, jako kulturalnego, o spowolnionym do znudzenia sposobie mówienia. Kompletnie bez jaj, takie bla, bla, bla, można się było zes…snu zbudzić. Przeprowadził jedno zebranie sprawozdawczo-wyborcze, za to zrobione na wyjeździe, w nadziei, że do odległego Clark nikt z Greenpointu się nie wybierze, ale, jak to mówią walnąl się o całą stówę,- przyjechali skubańce, mimo, że niedziela, mimo, że daleko. „Kolumb” pokazał „klasę” zbliżoną do swoich „rzymsko-macedońskich” poprzedników; odbierał głos, do księdza mówił „pan”, nie odpowiadał na pytania itp. Pokazał był natomiast, zrobiony za pieniądze Członków film, w którym wykreował się prawie na twórcę miliardowego majątku Unii. „Kolumb” na początku filmu i „kolumb” na końcu. Zapamiętajcie, to ja tego dokonałem!!! – tak można by wywnioskować z tych, ponad półgodziny walących z ekranu filmowych kadrów, wplecionych w zebranie kosztem wolnych głosów Członków, którym potem odbierano mikrofon, lub nie dopuszczono doń wcale, bo…skończył się czas dyskusji. Mizeria. „Rzymianina” nie ma już w radzie, – „macedończyk” ma jeszcze jedną kadencję, a „kolumb” został na nowo wybrany, bo kończyła mu się kadencja. Ma jednak w radzie „swój obóz” w postaci bezrobotnej, byłej pracowniczki Unii, zwolnionej z tej instytucji, której na otarcie łez „rzymsko-macedońska” spółka „zasądziła” 60 tysięcy dolarów, – nikt nie wie za co i nikt, oprócz „spólki” nie wie, jakim prawem; dalej pani tłumaczącej z angielskich książek informacje, jak dojść do bogactwa w Ameryce, która dała się poznać tym, że zawetowała wniosek o to, by dzień pogrzebu Polskiego Papieża był dniem wolnym, oprócz tego wysyłała na cały świat e-maile oczerniające „niezależnych” kandydatów, odsądzając ich od czci i wiary. W wolnych chwilach tłumaczy z angielskiego, jak odnieść w Ameryce „sukces” – konia z rzędem temu, kto po tych doradach został milionerem…Do tego obozu dochodzą jeszcze jakieś inne trzy osoby, których nie znam, bo choć w przedwyborczych życiorysach pisały o swoich zasługach dla Polonii, to ja w życiu nie słyszałem, ani o nich, ani o tym, co dla Polonii zrobili. Uwierz mi, Drogi Czytelniku, – jestem w samym sercu polonijnej działalności i bez namysłu mogę powiedzieć, kto jest od szabli, kto od tańca, kto sprowadza teatry, kto filmy, kto kabarety, kto uczy muzyki, kto prowadzi chóry, kto jest od parady…Pułaskiego i kto w końcu jest od tej zwykłej parady. Obóz „kolumba” ma większość, zatem wejście do składu dwojga ludzi z Centrum Polsko-Słowiańskiego niczego nie zmieniło. Tydzień po zebraniu dumny przezes, jakby conajmniej właśnie przed chwilą odkrył indiański ląd i „suk-cesowna” dama sfotografowali się z czekiem na STO TYSIĘCY DOLARÓW, – naszych pieniędzy, który zprezentowali Uniwersytetowi Columbia, aby bajko-horro-pisarz antypolskich książek mógł rozwijać swój wielce wątpliwy talent pisarski; facet, dwojga imion: Jasiu-Tomuś, a nie żaden tam Icek, który, gdyby była taka klasyfikacja, to w Sztokhlomie mógłby dostać Nobla za oczernianie narodu polskiego. I taką mamy „większość” w Radzie Dyrektorów Polsko-Słowiańskiej Feralnej Unii Kryzysowej, przepraszam, Federalnej Unii Kredytowej. Ale kryzys nastąpi, gdy derektorstwo doczyta do końca umowę pomiędzy Katedrą Języka Polskiego, a…tymi, co dają pieniądze. Otóż, jeśli w ciągu konkretnego czasu, chyba do 2010 roku, Katedra nie uzbiera tzw. „żelaznego funduszu”, około trzech milionów dolców, to katedry nie będzie, a dolaro-dawcy nie otrzymają najmniejszego nawet zwrotu swojego „darczyństwa”. Pogratulować gospodarności.
Koniec odcinka pierwszego. W drugim, ale nie wiem kiedy, będzie o Centrum Polsko-Słowiańskim i metamorfozach z tymże związanych. Krótko mówiąc: C. d. n.