Pamięć

7 września, 2010

Jak długo trwać będzie pamięć o Ofiarach smoleńskiej katastrofy? Czy zasnuje ją woal czasu, czy zniknie za wstydliwym uczuciem wyśmiewanych pamiętających i o pamięć wołających, czy też zatruje ją agresja nienawidzących pamięci? A może zniknie za wyrzutami sumienia rządzących, czy może wreszcie rozpłynie się w coraz bardziej obojętnym na patriotyczny etos społeczeństwie, przedkładającym ”święty spokój” nad dociekanie prawdy; przedkładającym „byle mnie było dobrze” nad losy kraju; losy tych, którzy nie załapali się na koniukturę; tych, których skrzywdził egoizm rządzących, egoizm wyniesionych na barkach robotników, działaczy Solidarności.
Jak długo? Pytanie jest retoryczne; pamięć już poddana jest trudnej próbie: przykładu z góry. Przeczytałem wstrząsający artykuł na „niezależnej.pl”, Nowy Dziennik, na pierwszej stronie cytuje Petera Kinga, w Wiadomościach pokazano szczątki tupolewa od czterech miesięcy leżące na płycie lotniska w Smoleńsku; wystawione na deszcz, ptasie, psie, kocie i innego zwierza odchody. Szczątki samolotu, własności polskiego państwa, a panowie z góry milczą. Najważniejsi przedstawiciele polskiej własności nie reagują. Milczy prezydent, milczy premier, milczy marszałek sejmu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Cztery zacne Niemowy wzmocnione są milczeniem ministra obrony narodowej i największego fircyka w tym rządzie – ministra d/s zagranicznych. Ten nie tylko, że na temat tupolewa milczy, to z uporem pijanego idioty wmawia wszystkim, że rzetelność i niezwykła sprawność bratnich śledczych jest dowodem na bezprecedensowe zbliżenie dwojga narodów. Kto dał mu prawo mówienia w imieniu narodu?
A tupolew leży, rdzewieje na deszczu, wichrze i słońcu. Natura skrzętnie zaciera ślady. Ignorancja „bezprecedensowo” zbliżających się do siebie polityków dwojga narodów sięga już wyżej, niż najwyższy punkt trajektorii lotu tupolewa, gdy był jeszcze w stanie wznieść się w niebo. Tu właśnie, na wierchuszce rozpoczyna się proces zapomnienia. Rosyjski minister przyjechał (4 września) i nie doszło do żadnych, sensownych konkretów, ale społeczeństwu wmówiono wspaniałość tej wizyty i jej wiekopomne znaczenie. Bezwstyd, jakim popisują się teraz politycy polscy jest tak poniżający zarówno dla osieroconych rodzin Ofiar, jak i dla narodu, że trudno jest to opisywać. Czuję rodzaj obrzydzenia. I po tym wszystkim; wstrząsajacym artykule, Wiadomościach i „wznisołych” meldunkach o nadchodzącej przyjaźni idącej w jedynym i słusznym kierunku zapragnąłem przeżyć żałobę posmoleńską jeszcze raz. Wrzuciłem na Internecie wszystkie możliwe źródła, które pokazywały tamte dni. Na koniec wróciłem do ostatniego, przed wakacjami programu Jana Pospieszalskiego, „Warto rozmawiać”. Zanłem ten program na pamięć, bo oglądałem go w czerwcu kilka razy, a jednak nie byłem w stanie oderwać oczu od ekranu komputera. Najbardziej wstrząsnął mną widok wdowy po Januszu Kurtyce, pani Zuzanny Kurtyka. Niezwykłej urody twarz tej kobiety jawiła mi się, jak posąg smutku, żalu i ogromnej miłości do męża. Pospieszalski zaprosił w pewnym momencie do obejrzenia fragmentu z pogrzebu Prezesa IPN-u. I oto stało się coś, co po raz kolejny zaszkliło moje oczy łzami: do kościelnej mównicy podszedł syn Prezesa, Paweł Kurtyka i odczytał swoje krótkie, ale jakże bolesne przemówienie. Czytał wolno, z przerwami na kontemplacje jego słów. Młody, ale jakże dojrzale powiedział:
„Dziękuję wszystkim, którzy przybyli na pogrzeb mojego ojca… Swoje słowa kieruję w szczególności do pracowników Instytutu Pamięci Narodowej, tak licznie tutaj zgromadzonych… W domu…, nasze rozmowy często dotyczyły bieżących problemów politycznych Polski… Jako syn, wiem…, jak bardzo leżało Mu na sercu jej dobro… i jaką wagę przywiązywał do odwagi…, jaką wykazywaliście mówiąc zdecydowanie i bez „poprawności politycznej”…, o faktach przeszłości.
Boże…, do Królestwa Twojego przyjmij duszę mojego Ojca…, a naszym życiem pokieruj tak, by mógł być z nas dumny.”
A po nim głos zabrał Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Bogdan Zdrojewski. Nie obchodziło mnie, że jest z PO, nie obchodziło mnie, że należy do grupy, ktora już zapomina. Kochałem go za to, co powiedział. Ważył każde słowo. To nie było sztampowe przemówienie obecnego prezydenta Polski z tymi jego kaznodziejskimi rękami, unoszonymi karykaturalnie, jak u robota, z tymi, po dwa, trzy razy powtarzanymi słowami; to było przemówienie, które płynęło z serca, w pełnym spokoju, z długimi pauzami, podkreślającymi głębię jego słów:
„Zdążyłem poznać pana prezesa…, zdążyłem dotknąć jego wrażliwości…, nienagannych manier…, kultury osobistej. I mogę powiedzieć, że nie ma to nic wspólnego z obrazem, który próbowano mu zbudować…; strażnika, ale sędziego…, niezwykle wymagającego… Wiem dobrze też…, że w tej tragedii…, w tym momencie… dość konsekwentnie powinno się pojawić wiele słów…, zwłaszcza wobec Prezesa…, słów „przepraszam”.
…Od czasu, do czasu jest tak, że dochodzenie do prawdy sprawia ból…, – tym, których dotyczy…, czy obejmując pewne wydarzenia…, ale wiem…, bo tego też dotknąłem w rozmowach…, że ten ból od czasu, do czasu dotyczy także tych, którzy tę prawdę głoszą… Dziś żegnamy Strażnika Pamięci…, ale żegnamy też osobę, która szukała tej prawdy… – niezwykle konsekwentnie, nie z myślą o splendorach…, ale z myślą o Ojczyźnie… Cześć Jego Pamięci”.
Chyba najpiękniejsze przemówienie, jakie ktokolwiek wtedy wygłosił, pomijając wystąpienie Janusza Śniadka, szefa Solidarności na Placu Defilad w Warszawie.
Minister Zdrojewski pokazał cudowną wręcz twarz człowieka o niebywałej wrażliwości i prawości, a przy tym odwagi. Pamiętamy wszak, jak odbierany był Janusz Kurtyka przez klan Tuska, Komorowskiego, Schetyny, a..posła-ornitologa w szczególności.
Słowa Bogdana Zdrojewskiego, to niechcący, a może z premedytacją uczyniony apel o pamięć i dobre imie tych, których za życia lżono, jak Chrystusa w drodze na Golgotę.
Nie wiem, czy Państwo Czytelnicy moich artykułow zauważyli, że nikt z najwyżej półki polskich polityków nie powiedział „przepraszam” – ani prze min. Zdrojewskim, ani po jego mowie pogrzebowej.
Więc, jak długo bedziemy pamiętać…?
I oto dzisiaj włączyłem audycję „Tomasz Lis na żywo”. Już rozpoczęcie z niezmienionym sygnałem dźwiękowym, ale graika nasączona tak agresywną czerwienią, sprowokowało do wyciągnięcia wniosku, że „czerwone wraca” i to bardzo intensywnie.
A goście? Henryka Krzywonos i oczywiście „nalot” na Jarosława Kaczyńskiego. Nieładny, a przy tym śmieszne peany na swój temat, jaka to jest nie do zmanipulowania, jak bardzo broniła…Lecha Wałęsę, itp. A zaraz po niej na fotel zasiadł Aleksander Kwaśniewski (znowu strasznie przytył) – dyżurny „ekspert” u Lisa d/s poprawności politycznej, „kierunkowskaz”, „azymut” coraz bardziej miernego dziennikarza, jakim jawi mi się Tomasz Lis. Przy okazji poznałem dziwoląg językowy w wykonaniu „najlepszego” dziennikarza telewizji polskiej: „…Czekanie, aż wszystkie amocje „wybrzmieją”. No, panie redaktorze, okropnie nie lubię, jak niektórzy mówią, że „lubieją”. To właśnie z tego gatunku. Ale skąd się wzięło u takiego dziennikarza? Kwaśniewskiemu nieopatrznie wyrwało się, że jest niebywale wdzięczny III RP za to, co zrobiła. Też bym, był na jego miejscu. I strasznie dużo lekceważenia PiSu, pamięci o Smoleńsku. Niesmaczne, ale nie spodziewałem się niczego innego. Natomiast w drugiej części Stefan Niesiołowski i wyciagnięty z lamusa Andrzej Celiński, którego nie było w telewizji chyba ze dwa lata z okładem, a naprzeciwko nich Zbigniew Giżyński z PiSu. Byłem pewien, że trup będzie się kładł gęsto. Nic z tych rzeczy. Poseł Giżyński zachował niezwykłą klasę, natomiast Celiński sam wpuścił się w maliny podsumowując, że z 20 lat dziesięć zostało stracone na dbanie każdej parti wyłącznie o siebie – w czym miał sporo racji, ale nadepnął na odcisk Niesiołowskiemu, który zadziwiająco kulturalnie jednak nie zgodził się ze swoim kolegą z internowania. Potem Celiński znowu wpadł w ton SLD-owski na temat złej polityki względem kościoła i znów Niesiołowski przyłożył koledze i przyznać muszę, że podobał mi się jego rozważny ton. Jasno określił „ślepe” działanie SLD, czyli walkę z kościołem, religią w szkołach. Był to Niesiołowski, którego dało sie słuchać. Bez epitetów, wyzwisk. Może dlatego, że mówił do kolegi. Tematem wiodącym wszelako był list Jarosława Kaczyńskiego do członków PiSu po incydencie z europosłem Migalskim. Tak się jednak złożyło, że zarówno Celiński, jak i Niesiołowski nie mieli zbyt wiele do powiedzenia, a w końcu zaczęli coś o zachowaniu w sejmowej restauracji, co Giżyński skwitował, że strasznie by chciał, aby marszałek Niesiołowski przeniósł chociaż część swojego zachowania w restauracji na…salę sejmową. Może wtedy byłoby nieco więcej pororzumienia.
Mam jakieś dziwne wrażenie, że w programach Tomasza Lisa, który cały czas próbował sprowokować rozmówców do jednoznaczenj krytyki Jarosława Kaczyńskiego, będziemy mieli sporą dawkę niechęci, mówiąc delikatnie do opozycji. Ale obserwując ekonomię, przygotowania do Euro 2012, bezrobocie, dług społeczny, jestem też coraz bardziej pewny, że życie samo rozwiąże w Polsce dużo więcej problemów, niż zrobi to najbardziej leniwa partia, rządząca już teraz całkowicie jednowładczo. I tylko szkoda mi ludzi, którzy wyjdą na ulice i znów będą nazywani śmierdziuchami, mocherami, półgłówkami i  w ogóle kompletnie nie umiejącymi rozeznać, że przede wszystkim Europa, a potem dopiero Polska.

Komentarze do “Pamięć”

  1. Leszek z Bronxu- 08 wrz 2010 o 5:26 pm

    Panie Januszu , chyle czola przed panskim „piorem”!
    przepiekna konstrukcja ,przepelniona uczuciem i patriotyzmem -chwytajaca za serca tych , ktorzy maja Polske i jej niepodleglosc w najwyzszym celu.
    Podziwiam Panska wspaniala Polszczyzne -pozostaje z wielkim szacunkiem dla Pana postawy (odmowa przyjecia wyroznienia od KPA ) patrioty ,ktory zawsze widzi na pierwszym miejscu dobro Ojczyzny!

    Leszek z Bronxu

  2. HENRYK- 13 wrz 2010 o 10:59 pm

    W moim przekonaniu Polonia Nowojorska, ginie pod ciężarem agentury i karierowiczostwa. Podzielam opinie przez Pana wyrażane i staram się zarówno ich bronić jak i je rozpowszechniać. Zdaję się chyba widoczne, że w NY brak nam spotkań w większym gronie, na których możnaby poruszać aktualne sprawy Polski i przekazywć do kraju odważne opinie, tak jak kiedyś czyniła to emigracja niepodległosciowa. Nie możemy też zapominać o ważnych aktualnościach w Ameryce, jak np budowa meczetu w pobliżu „ground Zero”
    Gratuluję trafnosci ocen w Pańskich komentarzach i przykładnej polszczyzny.

    z wyrazami szacunku, Henryk Lipka

Trackback URI | Comments RSS

Zostaw Komentarz