Polska po latach, Odc. 6 – ostatni
Jan Sporek 14 sierpnia, 2007
Poniższy tekst w całości dedykuję i poświęcam Panu Ferdynandowi Kostrzyńskiemu, żołnierzowi AK, Uczestnikowi Powstania Warszawskiego.
Wybrałem się do ojczyzny po czterech latach i jak zwykle oczekiwałem szokujących zjawisk, jak wtedy, gdy leciałem tam pierwszy raz po trzynastu latach. Szoku nie było. Może tylko niektóre centra handlowe zadziwiły mnie amerykańskim rozmachem, może Polacy zrobili się barwniejsi, weselsi. Ostatni dzień pobytu w Warszawie przyniósł mi jeszcze jedno określenie dotyczące Polaków: zaczęli być dumni. Dumni z przeszłości.Tak, jak było umówione, spotkaliśmy się u zbiegu Tarczykowskiej i Grzybowskiej. Stąd już bliziutko do Ulicy Przyokopowej, czyli tej, od której wchodzi się do Muzeum. Zdzisia była pierwsza. Poszliśmy na żołnierską grochówkę, – coś pysznego. Tego dnia odbyły się uroczystości rocznicowe z udziałem przedstawicieli Rządu i władz miasta stołecznego – Warszawy. 60 lat trzeba było tym bohaterom czekać, by wreszcie Ojczyzna uznała ich wielkość.
Gdyby cztery lata temu prezydentem Warszawy był kto inny, a nie Lech Kaczyński, Muzeum prawdopodobnie nie zostałoby oddane do użytku. Syn żołnierza AK, postanowił oddać hołd swojemu ojcu i jego towarzyszom broni. Słowa dotrzymał. Muzeum organizowali i do dziś go prowadzą trzydziestolatkowie. Kaczyński oddał całą tę nieprawdopodobnie szeroko zakrojoną akcję mlodym i bardzo zdolnym ludziom. Potrafili oni rozniecić tak niesamowity ogień w duszach Warszawiaków, że pamiątki z Powstania nadchodziły tysiącami. Powstańcy, żegnali się z przechowywanymi w szafach, komodach i Bóg wie, gdzie jeszcze personalnymi pamiątkami, ze smutkiem. Ale i świadomością, że oto ktoś wreszcie zrobił wysiłek stokroć większy, niż wszystkie rządzące w po-komunistycznej Polsce ekipy. Jest to JEDYNE na świecie Muzeum Powstania Warszawskiego. Wspomniałem w poprzednim odcinku, że były żołnierz AK, pan Ferdynand Kostrzyński „zagroził” mi, że jeśli nie pójdę do Muzeum Powstania Warszawskiego, to popełnię grzech ciężki. I miał rację „Stary Wiarus”; być w Warszawie i nie odwiedzić tego miejsca istotnie graniczy z grzechem. I nie tylko, byłby to grzech zaniedbania, a więc i lenistwa, ale przede wszystkim byłby grzechem lekceważenia historii własnego kraju; lekceważenia tych, którzy walczyli i przeżyli i tych, którzy walczyli i polegli w tej tragicznej bitwie o naszą stolicę. Jednocześnie nie odwiedzenie tego Muzeum byłoby akceptacją draństwa, jakie Powstańcom Warszawy zgotowały władze komunistyczne, a szczególnie Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego. Szok po ponad dwugodzinnym zwiedzaniu tego sanktuarium męki, bohaterstwa, heroizmu i poświęcenia był ogromny; – jeszcze większy nastąpił, gdy przeczytałem, już po powrocie do Stanów, potężnych rozmiarów broszurę, kupioną za jedyne pięć złotych w sklepiku na dziedzińcu.Wstrząs powoduje nie tylko samo zwiedzanie. Wstrząs, następuje po uświadomieniu sobie, jak straszliwie okłamywali nas „czerwoni”. Ale to, jakby wtórne zjwisko, bo w sumie, nic nam się od tego okłamywania nie działo. Natomiast fakty ukazujące zbrodnie Polski Socjalistycznej na Polakach są tak odrażające, przerażające i porażające, że z trudem zmuszałem się do dalszego czytania. Otwierały mi się wszystkie noże w kieszeniach, oczy wilgotniały bezkontrolnie, pięści zaciskały się same, po każdym rodziale usta bezwiednie wymawiały: „Wieczne odpoczywanie racz IM dać Panie”. Nie ma sensu, abym opisywał naszą marszrutę. Cała trójka zwiedzała, jakby na własny rachunek, zatrzymując się i kontemplując tam, gdzie dla każdego z nas coś wydawało się bardziej interesujące, czytaj wstrząsające, tragiczne w swojej wymowie. Od czasu, do czasu spoglądałem to na Zdzisławę, to na Anię. Zastanawiałem się, co też w tej młodej, artystycznej głowie może się teraz dziać. Przecież ona nie miała szans na poznanie tej części historii Polski. Długoletni pobyt we Włoszech oderwał ją od kraju, nauczył do perfekcji obcego języka, wyuczył fachu, ale…oderwał. Obydwie śpiewaczki patrzyły na eksponaty w niezwykłym skupieniu. Nagle Anna zatrzymała się przy ogromnym zdjęciu przedstawiającym przygiętych, wybiegających ze swojej kryjówki Powstańców…Czy wyobraża sobie swojego dziadka?- zastanawiałem się. Jak, zwiedzanie tego muzeum wpłynie na świadomość młodych pokoleń?
Tłumy ludzi. Już na zewnątrz olbrzymia, długa kolejka. Przekrój wiekowy od młodzieży, co cieszyło mnie niewymownie, do ludzi naprawdę w podeszłym wieku. A wśród nich Powstańcy, Bohaterowie tamtych czasów. W końcu, zmęczeni i przygnębieni eskpozycją doszliśmy do niewielkiej kawiarenki-restauracji, tak bym to nazwał. I tu spotkaliśmy człowieka, który zwrócił naszą uwagę tym, że był w mundurze. Niski, w podeszłym wieku. Trochę słabo słyszał. Rozpoczęliśmy rozmowę. Był to Kapitan Stefan Dąbrowski, pseudonim Staś z Narodowych Sił Zbrojnych. Bez namysłu zaprosiliśmy go na…cokolwiek by sobie zażyczył. Chciał tylko herbatkę; dołożyliśmy do niej ciastko. Wyszliśmy na taras i rozpoczęła się rozmowa. Mówił przerażające rzeczy; brał udział w Powstaniu,- uważał to za swój obowiązek, wywieziony na roboty; ale tortur i ciężkiego więzienia zaznał od swoich. Mówi, z trudem klecąc zdania. Zaszklone, stare oczy robią wrażenie tragicznie smutnych. „Nareszcie spełniło się nasze marzenie,- zostaliśmy uznani za obrońców Polski,” – pieczętuje swoje opowieści. W pewnym momencie przechyla się w moją stronę odsuwając kołnierz munduru; „widzi pan tę opuchniętą szramę? To Ubek rozciął mi nożem kark i posypywał solą”. Ciarki przeszły mnie od stóp do czubka łysiny. Moje panie, aż syknęły z wyobrażonego bólu. Powstaniec teraz już się z tego zaśmiewał. Teraz. „Czekaliśmy, panie 60 lat, kontynuował; -z kolegami myśleliśmy, że zrobi to już Wałęsa, Mazowiecki, bo to przecież z Solidarności, – gdzie tam…Trzeba było, żeby Kaczyński się wkurzył i powiedział: musi być Muzeum Powstania – i zrobił”. Ludzie przy sąsiednich stolikach poodwracali głowy i z zaciekawieniem sluchali starego Powstańca. Przyszła do nas żywa historia.
Dekretem PKWN, AK-owcy sądzeni byli i skazywani tymi samymi wyrokami, co niemieccy przestępcy wojenni. Rosjanie patrzyli na krwawiącą Warszawę i nie kiwnęli palcem. Zachodnie mocarstwa z bandytą Stalinem przekreśliły nadzieje Powstańców na wolną Polskę, wsuwając ją na pół wieku pod rosyjski but. Do brutalnej obojętności Rosjan, stojących na prawym brzegu Wisły i ohydnej decyzji Jałtańskiej polscy sługusi Związku Sowieckiego dołożyli tortury, więzienia i kary śmierci dla tych, którzy broniąc Ojczyzny ocaleli od kul niemieckiego najeźdźcy. W książce-broszurze, o której wspomniałem wyżej, zamieszczony jest spis 49 – czterdziestu dziewięciu !! – tortur wymyślonych przez polskich oprawców UB. Wszystkie 49 użyte zostały dla jednego człowieka, Kazimierza Moczarskiego, szefa Biura Informacji i Propagandy ostatniej Komendy Głównej AK. Jest to lektura wyłącznie dla ludzi o mocnych nerwach. Tym tragiczniejsza, ale też tym prawdziwsza, że spisana przez ofiarę. Są w tej broszurze wspomnienia, wielkiej naszej aktorki Aliny Janowskiej, łączniczki w Powstaniu. Są tam historie wydarzeń, od których ciarki przechodzą po plecach, jak stado mrówek. Jest tam prawda o zezwierzęceniu ludzi z aparatu, którzy swoje ofiary traktowali gorzej, niż traktuje się zwierzęta. Ale torturując ciała, nie pokonali ducha. Z podniesioną glową Ak-owcy przeżyli okres komunizmu, by u schyłku życia doczekać się pełnej chwały i uznania. Dopiero tam, w Muzeum ujrzałem patriotyzm i głęboko zaangażowany stosunek powojennych pokoleń do tego, co działo się 63 lata temu. Kalendarium Powstania – wiszące kartki kalendarzowe, opisujące dzień po dniu, rozwieszone są w każdej sali po kilka dat. Jest ich tyle, że każdy zwiedzający mógł brać nawet po kilka z każdej daty. 63 dni chwały, męki, poswięcenia i ofiary, ale przede wszystkim bohaterstwa. Kalendarium jest ciągle uzupełniane. Zwiedzający kompletowali tę historię i jestem pewien, że w swoich domach będą studiować prawdę. I jestem pewien, że świadomość społeczeństwa pójdzie we właściwym kierunku. Zwiedzający nie mają wątpliwości: Kaczyński swoją decyzją o przyspieszeniu prac nad zorganizowaniem tego Muzeum udowodnił, że zna historię i nie ma zamiaru jej ani utajniać, ani tym bardziej wypaczać, jak robili to jego poprzednicy, a szczególnie ci z okresu PRL. Po zwiedzeniu tego miejsca wzrasta czujność przed wszelkimi odmianami przedłużeń po PZPR.
W drodze powrotnej pierwszy przerwałem ciężkie, skupione milczenie: Jakie wrażenia? – zapytałem. Nie odrywając wzroku od autostrady, Anna odpowiedziała, jakimś dziwnie uroczystym półgłosem: „WIesz, chyba dopiero teraz uświadamiam sobie przez co przeszedł mój dziadziuś i ci wszyscy bohaterowie. Dlaczego zostali ukarani?…”
Tak,- pomyślałem. Tak właśnie ma działać to Muzeum, – to właśnie jest jego zadaniem. Milczeliśmy już do końca. Wiedziałem jednak, że w tym milczeniu było strasznie dużo treści.
Mógłbym pisać do rana i jeszcze kilka następnych dni. Nie. Pragnę natomiast z całego serca zaapelować do wszystkich, którzy to przeczytają, powtarzając słowa żołnierza AK, Powstańca, Ferdynanda Kostrzyńskiego, który ciężko chorując zaklinał mnie: „Być w Warszawie i nie odwiedzić Muzeum Powstania Warszawskiego, to ciężki grzech”. Słowa pana Ferdynanda niech staną się mottem dla nas wszystkich – okłamywanych przez ojczystą władzę. A jeśli chcecie wiedzieć to wszystko, co o Powstaniu napisano, sfotografowano i udekumentowano, a nie planujecie wyjazdu do stolicy, to wejdźcie na stronę http://www.1944.pl/ – będziecie w Muzeum. Jeśli nie będzie się Wam chciało tam wejść, to idźcie do spowiedzi, bo popełniacie grzech ciężki.
Ferdynandowi Kostrzyńskiemu, z najgłębszym szacunkiem, podziwem i przyjaźnią – Janusz Sporek