Napisane na trzy dni przed wyborami.

22 października, 2007

  Publikuję ten artykuł dokładnie w dniu wyborów, a jeszcze dokładniej o 13:55, czasu nowojorskiego, czyli 19:55, czasu polskiego, w niedzielę, 21 października. Myślę, że nie popełniam przestępstwa przeciwko ciszy woborczej. Po wielu przemyśleniach, teraz zaczynam się naprawdę obawiać o wynik wyborów. Przewaga PO, o ile z jednej strony jest dla mnie kompletnie niezrozumiała, o tyle z drugiej, jeśli spojrzeć na historię Polski ostatniego dwudziestolecia da się wytłumaczyć jedynie…głupotą i narodową bezpamięcią. Dlaczego kompletnie niezrozumiała? No, bo jak wytłumaczyć przewagę partii Tuska, który wali z grubej rury, nie jest w żadnej mierze mówcą porywającym. Jego argumenty są wyłącznie populistyczne, kompletnie zamazujące dorobek rządzącej partii. W dodatku w końcówce zrobił kilka posunięć, które powinny go zdyskredytować, choćby prośba do Ojca Dyrektora o udostępnienie mu wystąpienia na antenie Radia Maryja, co stało w całkowitej sprzeczności z pana Tuskowymi wystąpieniami nie tyle nawet przeciw samemu radiu, ale jego słuchaczom. Choćby skolesiowanie się w Kwaśniewskim. Dlaczego da się wytłumaczyć? A no, dlatego, że naród już zapomniał, po co wybrał PiS. Zapomniał, kto rozkradł Polskę, zapomniał, kto podkreślił „grubą kreską”, zapomniał, kto obalił rząd Olszewskiego, zapomniał w ogóle po co kiedyś lud pracujący obalił komunizm. Zapomniał słowa Papieża Polaka, zapomniał dziesięcioletnią kadencję komunistycznego prezydenta, który po latach służby dla PZPR nie wahał się klękać w kościołach i udawać wierzącego; zapomniał jego wygłupy w kraju i poza granicami. Naród, jak niegdyś rzymskie pospólstwo czasów cesarskich zapragnął chleba, wina i igrzysk. Premier Kaczyński natomiast popełnił kardynalny błąd w końcówce, a właściwie dwa: pierwszy, gdy zgodził się na debatę z Kwaśniewskim. Mało tego, dość buńczucznie nazwał go „szefem”, a Tuska „pomocnikiem”. Automatycznie dał byłemu prezydentowi dobrych kilka punktów i to kompletnie za darmo. Drugim błędem była zgoda na debatę z Tuskiem, choć ten nie zdeklarował się, że nie będzie koalicjował z LiD-em. Jeśli warunek nie został spełniony,- a to Kaczyński miał pozycję rządzącego i stawiającego warunki,- to debata nie powinna się odbyć. Tu nie sprawdzili się doradcy premiera, a i sam premier przymknął oczy, wierząc, że naród ma je szeroko otwarte. Stało się inaczej. Naród miał je szeroko…zamknięte, jak w tytule filmu z Tom’em Cruis’em. Przyznam, że byłem wściekły na premiera. Dał się zupełnie niepotrzebnie wciągnąć w prymitywną szarpaninę. A powtórzę za jednym z moich poprzednich artykułów: debaty nie są obowiązkeim konstytucyjnym. Nie są obowiązkeim w ogóle. Są pieprzem dosypywanym do przedwyborczej zupy i można tę zupę nim doprawić, ale czasem lepiej zjeść ją niedoprawioną. Pocieszeniem w tym wszystkim jest to, że nawet jeśli PO wygra, to Tusk jednak przepieprzył i będzie musiał tę mocno spieprzoną zupę jeść razem ze swoimi partyjnymi kolegami. Naród będzie na to patrzył, początkowo z sympatią, którą okaże wybierając tę partię, ale w pewnym momencie też będzie musiał wziąć łyżkę do ręki i dołączyć do miski z przepieprzoną zupą. Kiedy ekipa Tuska dojdzie do swoich stołków będzie miała kilka podstawowych spraw do załatwienia. I jestem teraz bardzo ciekaw, czy najpierw zabierze się do obsadzenia newralgicznych służb swoimi ludźmi, aby ukręcić łeb ciemnym sprawom sprzed lat, czy też zacznie od odpieprzania zupy, czyli spełniania przedwyborczych obietnic. Już spełnienie podlizywań słuzbie zdrowia wprawi rządzących w niemały kłopot. A podwyżki zarobków? A szkolnictwo? Ciekaw jestem reakcji społeczeństwa, które tak ślepo godzi się na zakończenie oczyszczania przeszłości i tak chętnie oddaje pole tym, którzy tego robić na pewno nie będą. Bardzo jestem ciekaw, jak naród oceni fakt, że polsko-zagraniczne stosunki będą znowu polegały na kłanianiu się i staniu w trzecim, albo dalszym rzędzie? Czy to się stanie? Czy PO wygra? Rozmowy, e-maile, nawet z dawnymi kolegami ze szkolnej ławy dają mi jedną, stanowczą radę: „wy tam za granicami kraju macie niewiele do powiedzenia, nie macie rozeznania, nie żyjecie (nie musicie żyć) w naszych, polskich realiach”.Brzmi to, jak jakaś groźba. Brzmi, jak przestrzeganie przed wtrącaniem się w sprawy własnego kraju, skoro mieszka się poza jego granicami. Pamiętajcie jednak Rodacy; koledzy, przyjaciele, krewni: emigracja nie zaczęła się za Kaczyńskich. Wielu z nas wyjechało, bo musiało. Ci którzy opuścili kraj w ostatnim dwuleciu, wyjechali głównie ze względów konformistycznych, materialnych. I pamiętajcie, że to wy, tam w Ojczyźnie weźmiecie za trzy dni odpowiedzialność za to, jakim krajem będzie Polska. Nie tylko w obrębie jej granic, ale również, jak będzie odbierana i postrzegana za granicą.  

Trackback URI | Comments RSS

Zostaw Komentarz