Gabinet samobójców
Jan Sporek 28 listopada, 2013
Zwykle dzieje się tak, że gdy jedna ekipa budowlana zchrzani robotę, to druga niezbyt chętnie podejmuje się poprawiania po tamtej, a cena skacze w górę parokrotnie; gdy kupi się ubranie skrojone niekoniecznie na naszą miarę i sylwetkę, to krawiec kręci nosem i zwykle poprawka kosztuje więcej, niż zapłaciliśmy w sklepie. Kiedy przychodzi do mnie dziecko, które gdzieś już tam się uczyło i widzę, że paluszki powykręcane, nut nie zna w ogóle, liczyć rytm też mu ciężko, to ostrzegam rodziców, że za dwa, najwyżej trzy miesiące podejmę ostateczną decyzję, czy będę to dziecko uczył nadal, czy też zaproponuję, aby te błędy poprawiał ten, kto do nich dopuścił. Choćby dlatego, że odpowiedzialność za brak postępów spadnie wyłącznie na mnie, bo przyjąłem. I można by tak bez końca udowadniać, że przejmowanie po kimś czegoś doszczętnie spieprzonego jest tak samo ryzykowne, jak i kosztowne.
Nieodparcie utwierdzam się w przekonaniu, że nowi ludzie na stanowiskach ministerialnych, to albo samobójcy (polityczni), albo z brakami w myśleniu. Jak można bowiem zajmować miejsca w rządzie po ludziach, którzy tak dogłębnie popsuli to, za co byli odpowiedzialni? Jak można brać odpowiedzialność za efekty? I już do tych nowych ministrów straciłem zaufanie.
Ale obawiam się jeszcze o coś innego. Otóż cała ta ekipa dysponowała niewiarygodnie wysokimi kwotami z Unii Europejskiej. I wszyscy wiemy, że te pieniądze zostały karygodnie zaprzepaszczone, wydane źle i w ogromnych kwotach, że wspomnę tylko o najdroższym basenie świata, służącym czasem do kopania piłki i tych nieszczęsnych drogach, które już trzeba naprawiać, ktorych nie wybudowano tyle, ile powinno się za te kwoty wybudować, no i wreszcie tych zbankrutowanych, “przydrożnych” firmach. O pendolino nie wspomnę, bo ono robi na razie za kabaret na szynach: żeby rozpędził się na odcinku kilku kilometrów do szybkości 293 km, na godzinę, co trwało kilka minut, inne pociągi opóźnione były nawet o sto minut. Ostatecznie ten włoski gnat będzie miał niespełna 400 kilometrów torów, w kilku odcinkach, żeby osiągać połowę swoich możliwości i to dopiero (jak dobrze pójdzie) za dwa lata. Kosztował prawie trzy razy więcej, niż pociągi szwajcarskie już po polskich torach jeżdżące i zarabiające. Pendolino będzie sobie stało, rdzewiało i kosztowało. A minister-Laluś ma zegarki. Tego jego hobby, to już kompletnie nie rozumiem. Dwa lata temu popsuł mi się zegarek, który kiedyś dostałem od mojego syna. Kosztował kilka setek zielonych. Ze złości kupiłem u Chińczyka, za … 6 dolarów (słowo honoru), “elegancki” cyferblat, który przez te dwa lata pokazuje mi, jak upływa czas i to z dokładnością londyńskiego “bim-boma”. Trzeba mieć coś z głową…
Od wielu lat obserwuję remonty drogowe w Nowym Jorku i nie tylko. Na fantastycznej autostradzie zwanej New Jersey Turnpike, wiodącej z północy aż do samej Florydy, na długości kilkunastu mil od zjazdu numer 6, do autostrady Pennsylwania Turnpike toczą się niewyobrażalnie wielkie prace polegające na poszerzeniu autostrady. Nigdy nie słyszałem o tym w telewizji, nie widziałem ani jednego polityka przecinającego wstążkę po oddaniu jakiegoś tam kawałka. Autostrada ma być. Ma być poszerzona, bo jest ciasna – tylko trzy pasy w jedną stronę i trzy pasy w drugą (!). I nie robi się z tego powodu szumu medialnego na całą Amerykę. Już teraz widać, jak wspaniale pojedzie się tam, gdy to zostanie ukończone. A robią nie tylko drogę, bo i mosty, wiadukty, ślimacznice zjazdowe.
Brooklyn-Queens Expressway na odcinku w okolicach Bay Ridge wzbogacił się o kilka fantastycznych ślimacznic, łączących kilka dużych ulic Brooklynu z tą autostradą; – nie widziałem tego w żadnych “niusach”, nie zamykano autostrady. Umiejętnie przesuwano pasy – rano więcej w stronę Manhattanu, popołudniu wiecej w stronę Brooklynu, czyli zgodnie z tym, jak ludzie jadą do pracy i z pracy.
Polscy ministrowie wydawali pieniądze niegospodarnie (delikatnie powiedziane), a w dziedzinie informatyki stworzyli sobie nawet specjalny fundusz korupcyjny, żeby mieć na łapówki. I sprzeniewierzyli półtora miliarda złotych, czyli więcej, niż jedną piątą kwoty, jaką rząd Tuska dumnie ogłosił, że będzie “zarobiona” po podwyższeniu jakiegoś tam podatku i dokładnie tyle, ile planowano “zarobić” na tysiącach radarów, ale nie zarobiono. Już pomijam te prześmiewcze wypowiedzi Tuska, za czasów , gdy premierem był Jarosław Kaczyński: “Tylko człowiek, który nie ma prawa jazdy może instalować takie ilości radarów”. Pamiętacie To? W tej dziedzinie rząd Tuska pobił rząd Kaczyńskiego na głowę.
Afera 30-lecia sięgająca coraz wyżej , pokazuje, jak straszliwie lekceważąco ekipa Tuska, jego ministrowie, funkcyjni, wysoko usadowieni dyrektorzy traktują państwową kasę.
Dzisiaj, podczas ceremonii zaprzysiężenia nowych ministrów wypowiedź Tuska nie tylko mnie zbulwersowała, ale wręcz oburzyła. I zastanawiam się, czy Polacy jeszcze uwierzą w to pusto-słowie. Powiedział on, ni mniej, ni więcej tak:
„Najwyższy czas, aby ludzie, Polacy, polskie rodziny, odczuwać zaczęły ten…., te piękne zmiany 25-ciolecia coraz bardziej we własnym domu i we własnej kieszeni”.
Jasna cholera, to już naprawdę trzeba być mistrzem ironii, tupetu i pogardy dla wszystkich obywateli, a najbardziej tych dotkniętych biedą, bezrobociem i długami. A o 25-lecie czego chodzi dokładnie, panie prezesie?
Najwyższy czas panie Tusk, to odejść od tego żłobu i zabrać od koryta całą tę ekipę darmozjadów, kłamców i złodziei.
Tu się pewnie oburzy były konsul RP w Nowym Jorku, Krzysztof Kasprzyk, który po użyciu przeze mnie kiedyś tam określenia “koryto jeszcze długie i można sporo kolesiów przy nim usadowić”, wyrżnął mi e-mailową epistołę, jakim to bezczelnym jestem … czy cóś.
(Strasznie lubię praską gwarę). I tak mu nie wierzę, choćby dlatego, że, jako dyplomata pouczał mnie onegdaj, że nie ma już czegoś takiego, jak prezes rady ministrów. Jest “premier”, a nie prezes – warczał na mnie.
No i masz, a tu co chwilę słyszę “prezes RM” i nawet tabliczkę na jakichś drzwiach widziałem w telewizorni, mówiącą “Kancelaria Prezesa Rady Ministrów”. Oj “dyplomaci, dyplomaci’.
I na koniec: zaczynają mnie nieco niepokoić wypowiedzi przedstawicieli prokuratury w sprawie tej afery informatyczno-łapówkowej. Bo już coraz częściej mówi się o śledztwie “w dół”, czyli w stronę pionków, a nie “w górę”, czyli w stronę ministrów. Czyżby już tkano jakiś spory dywan, pod który zamiecie się tę aferę? Ano, zobaczymy. A tych nowych, to w sumie mi nie żal. Sami chcieli zostać “buforami” premiera.
Ciekaw jestem, co dokładnie miał na myśli minister Radosław mówiąc: “ogrzeję się w ciepełku pani wicepremier”, kierując tę lizusowską gadkę do pani minister dwojga ministerstw. Co za salon, no Wersal, panie…, czy cóś…
Oczekuję, że w swojej blogowej twórczości zaprzestanie Pan wycieczek pod moim adresem. Nie jest mi Pan do niczego potrzebny i przydatny – i niech ta relacja będzie wzajemna. Żal mi Pana. Odebrane przez nienawiść rozum i zdolność do elementarnej analizy rzeczywistości bardzo trudno się odradzają, jeśli w ogóle. I jak Pan chce walczyć o urzeczywistnienie własnej wizji Polski, to trzeba do niej wrócić i stawić wyzwaniu czoła na miejscu. Strzelanie zza węgła/zza oceanu ma w sobie coś wstrętnego.
Krzysztof W. Kasprzyk
b. konsul generalny RP w Nowym Jorku (2005 – 2010)
Pozwoli Pan, że Mu przypomnę, jak w podniosłych swoich wystąpieniach mówił o potrzebie działań ze strony Polonii. No chyba, że Pan kłamał, umizgując się do tych „zza węgła/zza oceanu”.
Zgadzam się – „ta relacja jest wzajemna” – Pan też nie jest mi do niczego potrzebny, ani przydatny.
„Elementarna analiza” mówi mi bardzo wyraźnie, że kraj jest wyprzedany, władza skorumpowana, a odebrane przez pazerność rządzących „rozum i zdolność do elementarnej analizy rzeczywistości bardzo trudno się odradzają, jeśli w ogóle”. Dlatego cała ta władza WON!! I to jak najszybciej. Mnie też Pana żal, bo jestem zdumiony, że wszystko to, co Pan mi mówił tutaj i co pisał w mailach i co pisze w komentarzu, to słowa kogoś, kto podobno wyszedł z „ruchu oporu”… Ale to już Pan sprawa. Szkoda, że tak stawia Pan te kwestie. Wstrętne jest zmienianie poglądów w zależności od miejsca siedzenia. Ale to podobno reguła, gdy idzie o punkt widzenia.