Dziwny ten świat…dziwny ten naród…
Jan Sporek 27 listopada, 2006
Dziewięćdziesiąt procent przypadkowego społeczeństwa.
W jednym ze swoich artykułów Janusz Korwin-Mikke nazwał polskie społeczeństwo przypadkowym i to w 97%. Trafność opinii tego znakomitego dziennikarza jest po prostu porażająca. Pozwalam sobie zapożyczyć owo sformuowanie, ale będę nieco łagodniejszy i stwierdzę, że jest tak w 90%.
Okres wyborów do władz terenowych w Polsce, jak i same wybory, a przede wszystkim ich wyniki, dla pozostałych dziesięciu procent był okresem myślenia o Ojczyźnie, jej przyszłości, jej losach. Te dziesięć procent poszło do wyborów z pełną świadomością powagi chwili, świadomością przywileju, jaki daje nam demokracja, a więc przede wszystkim i ponad wszystko: współdecydowania o losach własnego kraju poprzez udział w głosowaniu.
Reszta poszła do urn przypadkowo (jeśli poszła) i przypadkowo zagłosowała prawdopodobnie nie znając życiorysów kandydatów, lub nie przejmując się kompletnie nawoływaniami trzeźwych komentatorów o tym, że najgorszy kandydat PiS-u lepszy będzie od najlepszego kandydata PO, czy, nie daj Boże, SLD.
Wyszło inaczej. W Warszawie rządzić będzie HGW, czyli Hanna Gronkiewicz-Waltz i tu życzę Warszawiakom, aby się nie zawiedli, skoro tak chcieli i aby za kilka lat nie musieli powiedzieć: „Tak nam dobrze, że dobrze nam tak”.
Reszta kraju podzieliła władzę prawie równo pomiędzy PiS i PO. Z tego remisu oczywiście nie wynika kompletnie nic, bo władze terenowe niewiele mają do powiedzenia tym z Warszawy i odwrotnie.
Dlaczego postanowiłem zapożyczyć obraźliwego, bądź, co bądź określenia Janusza Korwina-Mikke na temat naszego narodu? A no, z bardzo prostego powodu. Jesteśmy narodem nie wykorzystanych szans, – to po pierwsze, po drugie jesteśmy narodem działającym od przypadku, do przypadku, po trzecie wreszcie – jesteśmy narodem specjalizującym się w zaprzepaszczaniu szans. I nie wychodzi mi inaczej, jak tylko, że nauczyli nas tego powojenni piewcy komunizmu i wszelkich dobroci z tego barachła wynikających.
Ad 1: nie wykorzystane szanse:
Marszałek Piłsudzki,- cokolwiek by jego przeciwnicy i wrogowie gadali,- uczynił Polskę wolną. Zdarzył się Cud nad Wisłą, ale, kiedy w 45-tym wolności chciał nas pozbawić zboczeniec z wąsikiem, to szybko uwierzyliśmy, że z powrotem pod Ruskimi będzie nam lepiej,- najlepiej. A więc Dziadek Piłsudzki męczył się nadaremno. Bohaterowie, szczególnie AK zostali wdeptani w ziemię przez rodzimych fanatyków teorii Lenina i dwóch innych brodatych mędrców, Marksa i Engelsa,
Ad 2: Od przypadku, do przypadku:
Pamiętacie akcje KC, KW, KP? – tysiąc szkół na tysiąclecie, sadzimy drzewa z okazji rewolucji, malujemy trawę z okazji wizyty, goździk dla pań z okazji dnia, wszystkie dzieci są nasze. Od tego już blisko do: „margaryna, to tłuszcz tani, ale zdrowy”
– what a bullshit, – powiedziałby zamerykanizowany emigrant.
Czesi wołali „gołodupki do kupki”, w Polsce było „proletariusze wszystkich krajów łączcie się”. Morze haseł, akcji w „jedynie słusznej sprawie”…i szedł naród sadzić drzewka, i piął się po drabinie „przodowników pracy socjalistycznej” i…zdycha dziś z głodu i nie ma go kto leczyć i nie ma się gdzie leczyć.
A co teraz? Połączmy wysiłki, by pomóc choremu dziecku, zbierajmy pieniądze, bo powódź zalała miasta, zróbmy akcję, bo do NATO (na co…?), i nastepną, bo do Europy. Tylko po jaką cholerę? Czy ktoś wie, ile nas ta Europa będzie kosztowała? Czy ktoś naprawdę wie i zdaje sobie sprawę, ile musimy zapłacić członkowskiego?
Akcja, akcja, akcja, a na codzień? A gdzie szpitale, dla dorosłych, gdzie dla dzieci, gdzie szkoły, gdzie boiska, baseny, parki? W bankach szwajcarskiech…?
Chcemy się pozabijać; dla pieniędzy, dla władzy – spójrzmy na tę naszą, pożal się Boże „opozycję”: pershingi w oczach, kompletne zignorowanie faktu, że to przecież naród wybrał; nienawiść do prezydenta i premiera, nawoływanie do marszów nieposłuszeństwa. Ludzie, toż to Sodoma i Gomora!
Ad 3: specjalizacja – zaprzepaszczanie szans:
Solidarność była ruchem, jakiego nie doświadczył żaden naród na świecie. Wodzowie Solidarności tak się przejęli słowami Papieża o „wybaczaniu”, że zamiast odstawić komunistów kompletnie na margines polityki i życia publicznego i im przebaczyć, usiedli z nimi do Okrągłego Stołu i dali się sprzedać, Jeden z nich (do znudzenia można by to nazwisko powtarzać) podkreślił całą tę zboczoną przeszłość „grubą kreską”. Szanse przepadły przy suto zastawionym stole, zupełnie, jak za króla Sasa – jedni żrą i rzygają…forsą, drudzy zaciskają pasa..
W 1978 polski Papież rozpoczął panowanie na Stolicy Piotrowej i naród wpadł w euforię.
Ten wielki Polak przyjechał do Ojczyzny i wygłosił – w samym jej sercu, na środku Warszawy,- pamiętne słowa: „Niech zstapi Duch Święty i odnowi oblicze Ziemi…TEJ ZIEMI,” – podkreślił z mocą Ojciec Święty. Podkreślił, żeby już nikt nie miał wątpliwości, że chodziło o polską ziemię. Setki tysięcy gardeł wrzeszczało wiwaty na cześć Jana Pawła Drugiego. Wrzeszczało tam, na Placu Zwycięstwa w stolicy Polski.
Kilka lat później ten pusty narodek kompletnie o tych słowach zapomniał i tak się rozczulił nad słowami kandydata na prezydenta o nazwisku Kwaśniewski, że wbrew nawoływaniu Papieża o odnowę TEJ ZIEMI, wybrał działacza komunistycznej młodzieżówki na głowę państwa. A dziś mówi: był przystojniejszy i mówił po angielsku. Ja też mówię po angielsku,- jeszcze dziś jestem przystojniejszy od Olka, a w młodości chcieli mnie do Hollywood, taki byłem kruczo-czarny. Wybierzcie mnie w takim razie!
Czyż może by lepszy przykład totalnego zgłupienia? Oczywiście, że przyczynił się do tego Lech Wałęsa, który, jako prezydent nie zrobił dla Polski nic, co mogłoby zapalić światełko w tunelu. Wręcz odwrotnie; skłócił, poniżył, zdeptał taką masę wspaniałych działaczy, niegdyś towarzyszy swojego oręża, że pozostawił jedynie niesmak. Paplał o drugiej Japonii, dolarach dla każdego. Żeby choć mieć ćwierć tego, co on ma…
Sądziłem wówczas, że była to chwilowa i jednorazowa pomyłka ludu, który igrzysk i wina spragniony, oczekiwał, że coś się zmieni. Ale ten sam naród, po kolejnych nawoływaniach Papieża, po wydanych przez Niego książkach – prozie, poezji, sztukach teatralnych, homiliach -, kolejnych wizytach w Polsce, po kompletnym braku jakichkolwiek pozytywnych zmian, które mógłby (naród) zawdzięczać, rządom A. Kwaśniewksiego, pięć lat później wybiera go ponownie na swojego prezydenta.
Były to olbrzymich rozmiarów gwoździe wbijane w trumnę Jana Pawła II. Wbijane przez tak przecie ukochany naród, – tym bardziej zatem bolesne, tym głębiej raniące. Żeby był już komplet, to rządy w polskim Parlamencie obejmuje – o ironio – z woli narodu, większością głosów, partia postkomunistyczna SLD. Jak ten Papież miał się nie rozchorować? Jak nie miał cierpieć nad głupotą swoich owieczek?
Nie ma już „naszego Ojca Świętego”. Naród przerywał Jego homilie wiwatami i życzył Mu sto lat!! Przerywał i nie dosłyszał, czego ten Człowiek chciał. Ważniejsze były wiwaty, niż chwila zadumy nad Jego słowami. Ale właśnie już owe wiwaty świadczyły o bezmyślności, bezmózgowiu pospólstwa, które tylko w okrzykach widziało sposób na oddanie czci temu Największemu z Polaków; Człowiekowi znienawidzonemu przez komunistów, bedącego ich moralnym postrachem, dysponującego siłą ducha, przed którą drżały komitety centralne i ubecje wszystkich ówczesnych Demoludów.
Tę szansę też zaprzepaściliśmy i najgorsze jest to, że, niestety – bezpowrotnie.
Czy mamy jakiś wyrzut sumienia, że oddaliśmy wtedy Polskę komunistom? A czy jest jakaś gwarancja, że nie zrobimy tego ponownie?
…Wierzę w Jednego Boga i…w rządy Kaczyńskich.