Donald Trump – Przemówienie

7 lipca, 2017

Najkrótszą recenzją przemówienia Prezydenta Stanów Zjednoczonych w Warszawie, może być ta jedna konkluzja: Przyjechał do Polski przywódca obcego państwa i w ciągu kilkunastu minut powiedział to, czego przez osiem lat nie powiedzieli, a wręcz próbowali zaprzeczyć,  rządzący Polską politycy PO i PSL. Donald Trump pokazał, że jest politykiem nietuzinkowym, o niezwykle silnej osobowości, charyzmatyczny. Skupia w sobie umiejętność okazania gniewu, złości, a jednocześnie potrafi być miły, sympatyczny, wręcz ciepły. Dawno, żaden obcy polityki nie dotknął tylu spraw związanych z Polską i Polakami w jednym przemówieniu, jak zrobił to Trump. I nie czyta z kartki. Zanim rozpoczął, ostentacyjnie zamknął jakiś skoroszyt, być może z zapisanym przemówieniem. Ma świetną pamięć i potrafi z jednej strony “dać po gębie”, a z drugiej polać miód na serca słuchaczy. Jest autentyczny, prawdziwy. W kontekście jego fantastycznego przemówienia trudno jest uwierzyć, jak debilne dyskusje toczą się w polskim parlamencie, jak idiotyczne przemówienia wygłaszają posłowie uzurpujący sobie wysokie pozycje mentorskie w polskiej polityce. A tymczasem ich przemówienia są płytkie, jak przydrożny strumyk, zaś argumentacje niejednokrotnie, głupie, jak kłótnie przedszkolaków.

Weźmy takiego posła Budkę. Ja nie mam pojęcia co miał spowodować wywód o zbieżności (sic) nazwisk Błaszczykowski i Błaszczak, a już zupełnie nie pojąłem literowania nazwiska ministra spraw wewnętrznych. I to był niegdyś minister sprawiedliwości. Tu się akurat nie dziwię, bo intelekt posłów platformerskich jest zastraszająco niższy od tego, jak kreują ich sympatyzujące z PO media. Równie dobrze można przeliterować

B. U. D. K. A.  – Bęcwał Uparcie Destabilizujący Konstruktywną Argumentację.

Natomiast uzasadnienie wniosku o dymisję ministra Błaszczaka, to już był szczyt poselskiego debilizmu.. I ci ludzie biorą potężne kwoty za te swoje wypociny, dostają diety, są nietykalni, mają hotel sejmowy, darmowe przejazdy i niewiarygodne możliwości bogacenia się.

Bogacenie się, to osobny rozdział w karierach poselskich. Jak to się dzieje, że ludzie młodzi, ledwo zostający członkami polskiego parlamentu, po niedługim czasie uczestniczenia w żyiu politycznym RP mają po kilka mieszkań, domów, konta,  w kraju i poza nim, wymieniają samochody, jak rękawiczki. I co, – wszystko za poselskie 12 tysięcy, plus kilka tysięcy na biuro?

Na tle mizernych i, co tu dużo mówić infantylnych wypowiedzi Budki, Schetyny, Brejzy, genialnie wręcz zabrzmiało spokojne, ale jakże konstruktywne przemówienie Premier Beaty Szydło. Wypunktowała Platformę i jej kacyków książkowo, wzorcowo. Nie pozostawiła na nich suchej nitki. Jeszcze raz potwierdziło się, że, jeśli chcemy kogoś krytykować, sami powinniśmy być bez zarzutu. Argument, że na posterunku policji zginął jeden człowiek dostał kontrę w postaci co najmniej pięciu trupów za kadencji Schetyny. Siedział też poseł Grzegorz, jak dzieciak w pierwszej ławce,  a powinien siedzieć w ostatniej. Nie wiedziałem, czy mu się chciało sikać, czy ma owsiki, czy, jakieś inne pasożyty. Wszystko, co dzieje się w tej chwili w Polsce udowadnia i potwierdza jedną, niezwykle istotną rzecz: dobrze się stało, że PO i PSL zostały wyrzucone za burtę, bo politycy tych partii nie mieli pojęcia ani o polityce wewnętrznej, ani o polityce zagranicznej. Czy ktoś może sobie wyobrazić Komorowskiego rozmawiającego w cztery oczy z Trumpem? A co, z pierwszymi damami…?

No, i jeszcze jedna sprawa: Wałęsa został wygwizdany… Pewnie, że nie powinno tego być, ale trudno przewidzieć reakcję grup społecznych, kiedy ryzykuje się zaproszenie na taką uroczystość człowieka, który sam (najbardziej sam, z własnej winy, pychy  i głupoty) doprowadził do kompletnej utraty szacunku, do kompletnego zdezawuowania własnej legendy. A może nie byłoby gwizdów, gdyby usiadł sam, a nie w towarzystwie, jakie sobie do tego siedzenia wybrał, czym jeszcze raz udowodnił, że własną legendę ma za nic?

Jakiś “analityk polityczny” wpisał pod moim postem, na FB, że “gwizdali ci, dowiezieni autobusami”. No i mamy autorytet, który tam był, widział te autobusy, widział, kto z nich wysiada, widział i słyszał, jak gwizdali. Gratuluje umiejętności bycia w dwóch różnych miejscach (na Maspeth, w N. Jorku i w Warszawie) jednocześnie. Tak właśnie rodzą się “fakenewsy” – kolejne durnowato zapożyczone z angielskiego słowo, którym politycy i dziennikarze chcą zastąpić polskie określenie “fałszywe informacje” (podrobione, spreparowane, nieprawdziwe, sztuczne). A, czyż to nasze nie brzmi lepiej, dosadniej? Oczywiście, że tak. Muszę spróbować, czy, któryś z moich znajomych tubylców chciałby się nauczyć mówić “fałszywa informacja”. Oczywiście zamiast fake news.

Polakom proponuję, natomiast, aby zaczęli mówić fake flowers (sztuczne kwiaty); fake man (fałszywy człowiek). Będzie ładniej. “Ubogacimy” – cóż za piękne nowoslowie – język ojczysty.

Trackback URI | Comments RSS

Zostaw Komentarz