Quo vadis KPA?
Jan Sporek 29 marca, 2008
Kongres Polonii Amerykańskiej (Polish American Congress) to organizacja powstała w czerwcu 1944 z inicjatywy polonijnych działaczy w USA dla wspomagania i ratowania Polski zagrożonej przez ZSRR wobec marszu Armii Czerwonej przez teryrorium Polski. Podczas kongresu założycielskiego w Buffalo ustalono, że na czele KPA stać będzie prezes największej i najbogatszej (chodziło o finansowanie działań) organizacji polonijnej, jaką był Związek Narodowy Polski (ZNP).
Tym samym pierwszym prazesem KPA został prezes ZNP Karol Rozmarek. Drugim był Alojzy Mazewski, a trzecim (do 22 marca 2005 roku) Edward Moskal. W skład KPA weszło ponad 100 organizacji polonijnych w USA oraz wiele osób fizycznych. KPA dzieli się na Wydziały Stanowe, z których najliczniejszym jest Wydział na Stan Illinois (prezes Christopher Kurczaba). Osiągnięcia KPA w okresie jego działalności to: doprowadzenie do uznania zbrodni katyńskiej za zbrodnię sowiecką i ludobójstwo przez Kongres USA, znaczny wkład w przyjęcie Polski do NATO, a także liczne akcje pomocowe od czasów Solidarności po dzień dzisiejszy. Tyle encyklopedeyczna”definicja”.
Rok założenia – 1944, świadczyć może o tym, że Polacy w Stanach bardzo wcześnie przewidzieli czerwoną pożogę zagrażającą Polsce ze strony “bratniego” narodu. I przewidzieli trafnie, dokładnie tak, jak dowódcy Armii Krajowej, jak wszyscy ci, których sprzedajne ekipy komunistycznych rządów PRL nazywały bandytami, jak ci, którym usłużni i jakże okrutni ubecy wyrywali paznokcie i torturowali na różne sposoby, byle tylko wyprać ich mózgi z antykomunistycznej świadomości.
Myślę, że w tamtych czasach rola Kongresu Polonii Amerykańskiej była niezaprzeczalnie wielka i pożyteczna, a jego działalność odczuwalna zarówno przez Polaków w kraju, jak i polskich emigrantów w USA. Byłem młodym człowiekiem, tuż przed maturą, gdy w 1967 roku prezesem został Alojzy Mazewski. Był nim, aż do momentu, gdy przyleciałem do Stanów, a właściwie gdy spędziłem tu już pierwszy rok emigracji, czyli do 1988 roku. Dwadzieścia jeden lat. Jego poprzednik, a pierwszy prezes KPA, Karol Rozmarek piastował ten urząd przez lat dwadzieścia osiem. Trzeci z rzędu szef Kongresu PA, Edward Moskal “rządził” przez lat siedemnaście i właściwie najbardziej pamiętam jego działalność. Przede wszystkim, jako nieprzejednanego obrońcę polskości i polskich interesów. Nie był dyplomatą, działał na zasadzie “co w sercu, to na języku” i to go zgubiło. Wystarczyło kilka potknięć, aby zaczęła z niego kpić i Polonia i rodacy w kraju, a przede wszystkim przedstawiciele polskiego rządu. Moskal stał się prawie “personą non grata”. To, co najbardziej mnie oburzało w zachowaniu Polonii, to kompletne odsunięcie się od niego, kompletny brak poparcia, wręcz kolportowanie obrażających go komentarzy, epitetów i zachowań. A Moskal chciał Polski polskiej, takiej, o jakiej śpiewał Pietrzak, a społeczeństwo wtórowało. Niestety, chyba nie rozumiało czego Jan Wielki- Kabareciarz chciał. Tak samo zagłuszali słowa Papieża; ważniejsze było skandowanie “niech żyje Papież”, niż słuchanie tego, co chciał powiedzieć. No i porobiło się. Osamotniony, schorowany Edward Moskal, tak, jak jego poprzednicy “oddał” urząd prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej w dniu swojej śmierci, po siedemnastu latach. Od marca do czerwca, 2005 jego miejsce zajęła Teresa N. Abick. Tego samego roku Zjazd wybiera na funkcję prezesa Franka Spulę.
To, co uderza mnie w kontekście KPA, to fakt, że o jego działalności przeciętny Polonus nie wie nic. A nastawienie przedstawicieli młodej Polonii, 20, 30-stolatków jest wręcz negatywne, ale wynikające z nieświadomości i niemożności odpowiedzenia na pytanie “czy chciałbyś włączyć się w działalność Kongresu Polonii Amerykańskiej?” Oni nie wiedzą, czy by chcieli, bo nie wiedzą, co to jest KPA. Ale nie tylko młodzi, mają luki w tej materii. Otóż sporo z tych, którzy dostąpili możliwości uczestniczenia w spotkaniu z Donaldem Tuskiem nie rozpoznali w człowieku, który witał Tuska ciepłymi słowami, prezesa Spulę. On jest nierozpoznawalny, bo polonijne media niewiele miejsca poświęcają działalności KPA, a sam Kongres też nie przykłada spewcjalnej wagi do tego, aby stać się medialną gwiazdą. Kiedy uczestniczę w zebraniach “mojego” okręgu nie mogę oprzeć się dziwnemu wrażeniu, że Kongres działa jakoś bezplanowo. Głównymi tematami jest Holocaust, albo akcje protestacyjne przeciwko zniesławieniu dobrego imienia Polski, Polaków, czy coś w tym rodzaju. Nie widzę w ogóle działań w kierunku pozyskiwania młodych ludzi w szeregi organizacji, nie widzę programu wychodzącego naprzeciw ewentualnym, młodym członkom.
Ale najbardziej dziwi mnie postawa szefostwa Kongresu odnośnie tak głośno zapowiadanej lustracji w szeregach KPA. Mówił o tym i to w telewizji polskiej, obecny vice-prezes Wnękowicz. Padały wielkie słowa i wielkie deklaracje… A potem nadszedł Zjazd Kongresu w San Diego (Kalifornia) i zamiast uchwały tego Walnego Zgromadzenia o sposobie przeprowadzenia lustracji nastąpiło zablokowanie tego procesu. Działacze KPA nie będą lustrowani. Czy szkoda? Nie wiem. Dziwnym wydaje się to zrezygnowanie z procesu lustracyjnego i to w organizacji, która powstała po to, aby być przeciwbalansem dla szerzącego się w Europie środkowej komunizmu, systemu rozsiewającego swoich agentów po całym świecie, systemu, który nieprawdopodobnie skutecznie przeprowadzał proces rozbijania polonijnych organizacji, systemu przeciwko któremu wreszcie Kongres Polonii Amerykańskiej został założony. Żadnych informacji na ten temat, żadnych komentarzy. Ani ze strony Ludwika Wnękowicza, który chyba najwięcej o tym mówił, spacerując przed kamerzystą telewizji po Placu Zamkowym w towarzystwie ówczesnego szefa IPN, ani prezesa Spuli, ani biura prasowego, ani zwykłych członków. Polska, decyzjami “komitetu przewrotowego” z czerwcowej nocy, 1992 roku odsunęła proces lustracyjny, stawiając nasz kraj przysłowiowe “100 lat za Murzynami” w stosunku do Czechów, Niemców i Węgrów. Szefem tego “komitetu” był sam L. Wałęsa, a wśród jego członków takie “tuzy” polityczne, jak Mazowiecki, Pawlak, Niesiołowski, no i Donald Tusk. Czyżby Kongres Polonii Amerykańskiej szedł w tym samym kierunku? Czy w takim razie nieskuteczność KPA w kwestii zbudowania polskiego lobby, wspólnego z całą Polonią nacisku na polityków USA, wspólnego z Polonią nacisku na nowe władze w Polsce n/t realizacji przedwyborczych obietnic, nacisku na rząd USA w kwestii polskich interesów w Iraku, itd, itp była skutkiem jakiejś wewetrznej niemocy? Ale spowodowanej czym…? Niemocy świadomej, czy nieświadomej…?. Tak, czy inaczej nic takiego się nie dzieje. Działalności KPA w tych sprawach nie ma. Dziwna też wydaje się cisza ze strony Kongresu na temat tego, że reprezentantem polskiego parlamentu d/s Kontaktów z Polonią zostaje człowiek z PZPR-owską przeszłością. Mówią o tym zwykli członkowie, nawet piszą na ten temat listy, ale zarząd milczy. Co z tego, że Borowski został wybrany przez Sejm? Czy to znaczy, że Sejm może nas, Polonię policzkować? Bo ten wybór, to niestety policzek dla Polonii. Zbyt wiele pomogła, by być dzisiaj ignorowaną. Zatem Quo vadis KPA?