Konsulat – Ambasada Kultury
Jan Sporek 29 października, 2008
Konsulat RP w Nowym Jorku, pod wodzą Krzysztofa Kasprzyka stał się ambasodorem kultury przewyższając w tym względzie kiepski dorobek poprzedniej ekipy kierowanej przez Agnieszkę Magdziak-Miszewską, za której to panowania i z pomocą pianisty (o ironio), Jerzego Stryjniaka zniknął z kulturalnej mapy Polonii nowojorskiej, działający od ponad dwudziestu lat Oddział Fundacji Chopinowskiej. Obecna ekipa ma chyba największe (przynajmniej za mojego tu bytowania) osiągnięcia w cudownej, kulturowej dziedzinie. Już sam „szum” wokół uświadomienia Amerykanów co do pochodzenia budynku, jego wartości architektonicznych i historycznych spowodował, że tak, jak niegdyś zarówno artyści, jak i mieszana, polsko-amerykańska publiczność przybywała tu tłumnie na koncerty Fundacji Chopinowskiej, tak teraz ludzie tłumnie przychodzą na imprezy organizowane przez konsulat. Anonsy informujące o tych wydarzeniach używają nazwy DE LAMAR MANSION – SALON OF ARTS & IDEAS”. Skąd się wzięła nazwa „De Lamar” każdy może się dowiedzieć wchodząc na stronę internetową naszego konsulatu: www.polishconsulateny.org Kiedy zajrzeć do kalendarza imprez na tejże samej stronie, łatwo można policzyć, że każdego miesiąca odbywa się tu conajmniej kilka, poważnych koncertów, wystaw, czy sympozjów i to od 2005 roku.
Z Konsulem Kasprzykiem nie we wszystkim się zgadzam, ale nasze spory zawsze mają ustaloną poprzeczkę kultury dyskusji, natomiast za rozwinięcie działalności kulturalnej mam dla niego bezdyskusyjnie najwyższe uznanie. Nie jestem w stanie bywać w konsulacie na każdym wydarzeniu, bo nie pozwalają mi na to moje obowiązki i praca z młodzieżą, ale kiedy już jestem, to za każdym razem muszę chylić czoła przed dokonaniami tej ekipy.
Któż tam prezentował swój dorobek? Ano, same tuzy: był Rafał Olbiński ze swoją książką „Kobiety”; Ilya Itin, pianistka z recitalem „Musical Soul of Poland”; Andrzej Kenda i Roman Kujawa z wernisażem; Olgierd Budrewicz, – że wymienię tylko kilka nazwisk. W ostatnim czasie miałem przyjemność i ogromną satysfakcję uczestniczyć w trzech, kolejnych, fantastycznych wydarzeniach: 2 października – koncert Mieszanego Chóru Mariańskiego z parafii Matki Boskiej z Lourd, z Krakowa, pod dyrekcją dra Jana Rybarskiego, 17 paździenika w znakomitym koncercie dwóch śpiewaczek i pianisty poświęconym poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego oraz 28 października w pokazie filmu-wspomnienia o Karolu Szymanowskim.
Pierwszy z tych koncertów interesował mnie, jako chórmistrza i z zapartych tchem słuchałem wykonań krakowskiego chóru, o których z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że stawiają one ten zespół w rzędzie najlepszych chórów świata. Opinia ta potwierdziła się na drugi dzień, kiedy zorganizowałem temu chórowi koncert w Katedrze Św. Patryka. Imponuje niezwykle bogaty repertuar, imponują wykonania i imponuje młodzież, która tworzy ten zespół.
„Poeta i Wojna”, to tytuł koncertu poświęconego Baczyńskiemu. Kiedy rozpoczęły się rozmowy na temat udziału w nim Anny Kostrzyńskiej, której karierą opiekuję się od początku pobytu artystki w Stanach, byłem nieco sceptyczny. Przede wszystkim Anna miała mieć swój indywidualny recital 13 czerwca, co zostało anulowane kiedy pojawiła się propozycja Judith Kellock, amerykańskiej śpiewaczki poszukującej polskiego sopranu do śpiewania poezji Baczyńskiego w języku polskim. Sceptyczny też i dlatego, że koncepcja sugerowała, iż pięć pieśni wykonane będzie najpierw w języku polskim, potem w języku angielskim. Wydawało mi się, że tragiczna, wojenna poezja tego genialnego poety będzie czymś tak ciężkim dla słuchaczy, że mogą tego po prostu nie zaakceptować. Jakoż jednak, po spotkaniu z Judith oboje z Anną podjęliśmy decyzję, że Anna zaśpiewa. Znakomitą muzykę skomponował młody polski kompozytor-pianista, Norbert Palej. On też dokonał tłumaczeń wierszy Baczyńskiego, a końcowy efekt najzwyczajniej przerósł moje oczekiwania. Nie tylko zostało to zaakceptowane przez publiczność, ale dało możliwość artystkom pokazania swoich możliwości głosowych i ukazania ich artystycznego wnętrza. Obydwie, przy niezwykle subtelnym akompaniamencie fortepianowym samego kompozytora stworzyły niezapomniane kreacje. Kostrzyńska udowodniła, że zarekomendowanie jej Judith przez uroczą panią Kingę Marszal-Norsworthy z konsulatu było ze wszechmiar słuszne. Udowodniła też, że jest jedną z najciekawszych młodych śpiewaczek polskich próbujących zaznaczyć się na nowojorskim rynku artystycznym. Niezwykle utalentowana, po słowiańsku piękna, dysponująca wspaniałą koloraturą, wspartą rzetelną szkołą włoskiego bell canto, Anna Kostrzyńska jeszcze chyba nieraz zadziwi publiczność. Judith Kellock, doświadczona śpiewaczka ze statusem długoletniego pedagoga, to z kolei doskonały popis szkoły amerykańskiej; z nieco inną emisją. Judith znakomicie wczuła się w poezję naszego młodziutkiego, tragicznie od kuli hitlerowskiego snajpera zmarłego w czwartym dniu Powstania Warszawskiego, poety. Znakomitym pomysłem było opublikowanie w programie zbeletryzowanej wersji życiorysu Baczyńskiego. Kiedy czytało się program tego koncertu można by odnieść wrażenie, że odbędą się jakieś „zawody” pomiędzy dwoma sopranami. Nic bardziej błędnego. Każda z nich dysponuje inną barwą, każda po swojemu odczytała teksty i każda po swojemu przekazała je z głębi swojej artystycznej duszy. Musiałem przyznać, że sugestia, co do której byłem sceptyczny okazała się w stu procentach trafioną. Odkryłem przy tym, że to całkiem fajne uczucie: umieć się przyznać do błędu.
Wreszcie wczorajszy, z 28 października pokaz dokumentalnego filmu Dagmary Drzazgi z katowickiej telewizji pt: „Zakopane Academy of Art – Karol Szymanowski”. Filmu, który wspominał Karola Szymanowskiego z jego okresu zakopiańskiego. Jego willa ATMA, cudowne i niezwykle ciepłe wspomnienia profesora Romana Totenberga, polskiego skrzypka, wykładowcy z muzycznej uczelni w Bostonie, jedynego już teraz, żyjącego przyjaciela zarówno Szymanowskiego, jak i Rubinsteina; człowieka, który spędził z Szymanowskim wiele czasu właśnie w Zakopanem, który grał z nim jego utwory, który był świadkiem tworzenia wielu kompozycji genialnego Karola; wspaniałe zdjęcia tatrzańskich krajobrazów, wnętrze Atmy. Dagmara robi swoje filmy perfekcyjnie. Znam ją od lat, widziałem kilka jej dokumentów i wiem, że w pełni zasłużyła na Grand Prix w Międzynarodowym Konkursie CIRCOM REGIONAL, we Włoszech, którą to nagrodę otrzymała w 2003 roku. Znakomita reżyserka i niezwykle dociekliwa badaczka faktów z przeszłości. Pokaz filmu Dagmary upiększony został recitalem świetnej interpretatorki muzyki Szymanowskiego, pianistki, Anny Kijanowskiej, skrzypaczki Sharon Roffman i śpiewaczki, Anny Czekaj-Farber. Wieczór, który, jak inne, wspomniane wyżej, na długo pozostanie w pamięci. A wszystko to za sprawą trzech wspaniałych pań. Muszę tu zaznaczyć, że w obecnej ekipie obrodziło urodą. Otóż wszelkie korespondencje otrzymywałem, (a potem miałem przyjemność spotykać na koncertach) od wspomnianej już, niezwykle uroczej pani Kingi Marszal-Norsworthy z Działu Kultury, natomiast podczas owych kulturalnych wydarzeń, które czasem, w miarę swoich rozlicznych obowiązków zaszczycał obecnością Konsul Generalny widoczne są zawsze dwie inne, równie urocze panie: dr. Ewa Ger, V-ce Konsul i Ewa Zadworny, asystentka w Dziale Kultury. Te trzy panie pełnią rolę gospodarzy wieczoru i czynią to niezwykle profesjonalnie. Dokładnie tak, jak można by tego oczekiwać w salonach. A trzeba przyznać, że budynek i wnętrze naszego konsulatu w Nowym Jorku, to naprawdę coś, co przypominać musi każdemu, Łańcut, albo Pszczynę.
Następnym wydarzeniem będzie recital dwóch piękności z Polski: pianistki, Beaty Bilińskiej i skrzypaczki, Patrycji Piekutowskiej. Proszę mi nie zarzucać, że ciągle upajam się urodą wymienionych pań. Nie dzieje się to bez powodu. Męska część publiczności, zarówno polskiej, jak i amerykańskiej (ale nie tylko męska, bo słuchaczki też chętnie to robią) z wielką admiracją podkreślają urodę Polek, które spotykają, bądź jako artystki, bądź, jako organizatorki. A to też powód do dumy; bo nie tylko piękne, ale mądre, utalentowane, grzeczne, kulturalne.
Zatem niech to trwa jak najdłużej. Spotykajmy się w De Lamar Mantion; serki, krakersy, winogrona, lampka wina pozwalają po spektaklu na miłe rozmowy, na dyskusje o czymkolwiek, na zapomnienie o codziennej szarzyźnie. Wstęp jest za darmo; pewnie dlatego więcej tam publiczności, niż na polskich koncertach w Carnegie Hall, gdzie trzeba jednak wydać „potworną” kwotę 30 dolarów, aby wesprzeć polskich artystów przedzierających się chyłkiem, bo bez specjalnej pomocy ze strony Polonii przez amerykańskie sito konkurencji. Ale o tym innym razem.