Thanksgiving…Dożynki
Jan Sporek 28 listopada, 2008
Łaskawy Prezydent ułaskawił indyka imieniem, chyba Pumpkin, a miliony innych ptaków z koralami pod szyją dostały wyroki śmierci. Miliony skazańców zostało następnie częściowo pożarte, a częściowo wyrzucone na śmieci, jako niedojedzone resztki. Geneza Święta Dziękczynienia ma dwie wersje. Otóż pierwsza, o której dowiedziałem się krótko po przyjeździe do tego olbrzymiego kraju mówiła (tak, bo już nie mówi), że Thanksgiving świętujemy na cześć Indian, którzy pomogli Pielgrzymom z Europy przetrwać ich pierwszy rok w Nowej Anglii. Indianie zaopatrzyli przybyszów w indyki właśnie odsuwając goźbę wyginięcia wiszacą nad Pielgrzymami. W zamian za to, wdzięczni biali Europejczycy nawieźli niezliczoną ilość chorób, zaraz i epidemii, a niedługo potem wytłukli rdzennych Amerykanów, czyli Czerwonoskórych Braci prawie do pnia, zaś tych którzy jakoś przetrwali zapędzili do rezerwatów. I tak jest do dziś.
Pierwszy Thanksgiving obchodzono w 1619 roku w kolonii zwanej Wirginia.
Jako pierwszy Prezydent USA, George Waschington, popularnie zwany Tatusiem Narodu przygotował rozporządzenie o pierwszym, ogólno-narodowym Dniu Dziękczynienia, ale dzieła dopełnił Abraham Lincoln, który deklarację o tym święcie uściślił ustaleniem, że winno sie go obchodzić w czwarty czwartek listopada. I tak się stało w 1863 roku i trwało do 1939 roku, kiedy to FDR, czyli Franklin Delano Roosvelt (a FDR, to popularna i wiecznie zatłoczona obwodnica po wschodniej stronie Manhattanu), facet, jak widać z zacięciem bizensowym, przeniósł to święto na przedostatni czwartek listopada. Argumentował tym, że sprzedawcy będą mieli więcej czasu na przedświąteczne wyprzedaże. Nawet tak zachłanii i szaleni na punkcie zakupów ludziska, jak Amerykanie nie dali się na to nabrać i w więcej, niż połowie wszystkich stanów utrzymano prawie osiemdziesięcioletnią tradycję ostatniego czwartku, ignorując handlowe zapędy głowy państwa. I tak zostało do dziś, zaś handlową decyzję FDR zmienił ostatecznie Kongres w 1941 roku.
Thanksgiving już osiem razy obchodzli astronauci w kosmosie, a rozpoczęła, w 1973 roku trzyosobowa załoga statku Skylab 4 podczas misji do amerykańskiej bazy kosmicznej. Latali jednak tak długo, że załapali się jeszcze przy tej okazji na „Christmas”.
Dzisiaj najbardziej obiegową jest teza, że jest to święto podziękowania za obfitość plonów, zresztą lansowana już wieki temu.
Z tegorocznym świętem zbiegła się rocznica urodzin Andersa Celsjusza, który przyszedł na świat 27 listopada w szwedzkim mieście Uppsala, ale o tym już nikt nie pamięta, tym bardziej, że tu wyłącznie Farrenheit mierzy temperaturę.
Też tego dnia, 27 listopada przypadła dziesiąta, wspomnieniowa rocznica (z polską krwią w środku), banialuk, jakie wygadywał ówczesny prezydent Bill Clinton odpowiadając na 81 pytań komisji sprawiedliwości na temat harców z Moniką Lewiński w pokoju Oralnym, przepraszam Owalnym, Białego Domu.
Dla polskich emigrantów nie jest to żaden dzień dziękczynienia. Jest to fantastyczna okazja, aby spotkać się z przyjaciółmi, krewnymi, podjeść, do woli i zrelaksować się przez kilka dni; od czwartku, do niedzieli, zaś dla handlowców wszelkiej maści i usługowców, typu transport – też wszelkiej maści, to po prostu radocha.
Niech w radości żyją indyki, ale przede wszystkim niech się rozmnażają, bo został im tylko rok.