Wielcy i Malutcy
Jan Sporek 9 lutego, 2009
Tak, dzisiaj będzie najpierw o Wielkich, potem o Malutkich. Opublikowałem niedawno artykuł, w całości poświęcony kulturalnej działalności Konsulatu Generalnego RP w Nowym Jorku. Nie jestem w stanie uczestniczyć we wszystkich koncertach orgaizowanych przez Dział Kultury naszego Konsulatu. Koncerty w ciągu tygodnia są właściwie dla mnie poza zasięgiem ze względu na pracę pedagogiczną, ale sobota, niedziela, – nie mam przeszkód. No, chyba, że lenistwo. Akurat ta cecha jest mi dość obca. W minioną niedzielę miały miejsce dwa polonijne wydarzenia. Zacznę od drugiego. Godzina 17:00, wypełniona sala lustrzana i hall polskiej placówki dyplomatycznej. Niestrudzona działaczka Fundacji Kulturalnej w Clark, moja długoletnia znajoma, jeszcze z czasów, gdy pracowałem w tej Fundacji z młodzieżą, Józefina Cukier wespół a mamą artystów, Elżbietą Filochowską-chyba jedną z najszczęśliwszych mam na świecie -, rozdają programy i życiorysy artystów, oraz zachęcają do kupowania nagrań. Konsul Ewa Ger, jak zwykle z klasą, w pięknym języku ojczystym i bezbłędnym angielskim wita gości i zapowiada koncert dwojga młodziutkich, ale jakżesz wielce utalentowanych i jeszcze bardziej pracowitych artystów. Przedtem jej współpracowniczka, Kinga Marszal-Norsworthy w uprzejmych słowach i gestach próbowała rozładować napięcia przy wejściu, bo sporo ludzi wejść chciało, ale nie wszyscy potwierdzili uprzednio swoje przyjście. To bardzo utrudnia procedury. Ludziska, zróbcie z tym coś, – dzwońcie i potwierdzajcie. Chwilę potem krętymi schodami z górnych pomieszczeń schodzi, uśmiechnięta piętnastoletnia gwiazda, Ania Filochowska. Tuż za nią świetnie, jak się okazało akompaniujący podczas wieczoru pianista, Evan Solomon. Ania wygląda na kompletnie pozbawioną tremy, ale tremę widać, a właściwie słychać w pierwszym utworze, Polonez Koncertowy D-dur, Op. 4, Henryka Wieniawskiego. Gra bezbłędnie, ale, jakby nieco przytłoczona bliskością widowni, ilością słuchaczy. Tuż po pierwszym utworze Ani, z górnych pomieszczeń sunie w pobliże fortepianu starszy o dwa lata brat, Piotr. I też pozornie bez tremy, jednak nie daje „całej pary”. Ale kolejny utwór i wszystkie następne, to już bezgraniczny pokaz możliwości rodzeństwa Filochowskich. To prawidłowość. Tak jest z wieloma artystami. Niektórzy są wręcz nie do wytrzymania w gardebie. Pamiętam jakie męczarnie przechodził Józef Stompel, zanim wyszedł na scenę Carnegie. Tyle, że ten „stary” wyjadacz zapomniał całkowicie o nerwach, gdy usiadł do fortepianu. Ania i Piotr grają, jak nawiedzeni. Cudowne frazowanie, wspaniałe crescenda i decrescenda na jednym smyczku, popisy techniki skrzypcowej zarówno palców lewej ręki, jak i smyczkowanie prawej. Atmosfera koncertu wznosi się i rozgrzewa stopniowo z utworu na utwór.
Anię pamiętam sprzed trzech lat, gdy pokazałem ją w Alice Tully Hall, w marcu, 2006 we wspólnym koncercie z utytułowanymi artystami: pianistą-parodystą (ale i wspaniałym wirtuozem) Waldemarem Malickim, oraz znakomitym skrzypkiem, Arturem Banaszkiewiczem. Pamiętam, że gdy zaproponowałem im Anię, pisząc maila do Waldka i Artura, obydwaj odpowiedzieli mniej więcej w ten sam sposób: stary, co ty nam chcesz wcisnąć? Gdy wysłałem im próbki możliwości dwunastoletniej wówczas Aneczki, natychmiast wysłali maile: „BIERZEMY!!” i jako dwunastoletnia dziewczynka, Ania pokazała spore umiejętności i niesamowitą ikrę solisty. Ale to ciągle było dziecko. Słuchałem też wtedy Piotra, na koncercie w Clark. Oboje byli dziećmi; niewielki głos skrzypiec, niezbyt dojrzałe interpretacje wielkich utworów, ale wyraźne oznaki, że nadchodzi coś wielkiego. Minęły trzy lata i nagle wczoraj dojrzałem dwoje artystów o całkowicie odmiennej od tamtej, dojrzałości interpretacyjnej, niezwykle rozwiniętej technice. Zrobili ogromny postęp. Zastanawiałem się podczas przerwy z moim przyjacielem, Mieczysławem Gubernatem, skrzypkiem, czy jest różnica między tymi młodymi artystami w dźwięku, prowadzeniu smyczka, technice lewej ręki. I doszliśmy do wniosku, że gdy zamykamy oczy i słuchamy, to właściwie różnicy specjalnej nie ma. Oboje są świetni i znakomicie rozumieją to, co grają. Dodam, że imponowała mi intelektualna strona ich występów. Każda fraza do końca przemyślana. Różnorodność utworów zmuszała młodych artystów do przestawiania się w stylach. Słuchaliśmy i Wieniawskiego i Paganiniego, Beethovena i Mozarta, ale i Milsteina i Brahmsa. Dojrzałość Piotra w dwóch częściach „Partity” h-moll, BMV 1002, Jana Sebastiana Bacha zaimponowała mi ogromnie. Zdecydowanie, w porównaniu z Piotrusiem z 2006 roku, wczoraj grał ten utwór Piotr – mimo siedemnastu lat, powiedziałbym nawet Pan Piotr. Ania z kolei, gdy otworzyć oczy i obserwować tę skrzypaczkę jest chyba bardziej ekspresyjna. Symbioza jej ciała i duszy z muzyką jest niesamowita. A to przecież takie młodziutkie dziewczę. W porównianiu z Anią sprzed dwóch lat zauważyłem też o wiele większą skromność zarówno w stosunku do muzyki, jak i ogólnie w spotkaniach z ludźmi. To dobra cecha i dobrze wróży. Natomiast zabawa, jaką zafundowali w „Navarra, na dwoje skrzypiec”, Pablo Sarasatego przeszła moje najśmielsze oczekiwania. To był wulkan radości ze wspólnego muzykowania, a przy tym niezwykle precyzyjnie dograny w każdej frazie. Porozumienie tych dwojga, napewno wynika z więzów rodzinnych, ale na scenie są oni artystami, którzy mają ze sobą stały kontakt zarówno wzrokowy, jak i słuchowy. A to zadumana w swoich partiach Ania, niejednokrotnie przymykająca oczy nagle kieruje wzrok na brata i następuje wspólne, jednoczesne uderzenie w nutę, która rozpoczyna nową, odmienną od poprzedniej część utworu i odwrotnie, zasłuchany i skupiony na wyśpiewaniu swojej partii Piotr nagle kieruje spojrzenie na młodszą siostrzyczkę i wejście w nową frazę; czyste, pewne rytmicznie, pewnie intonacyjnie. I ten, nie schodzący z ich twarzy uśmiech; radości z muzykowania, radości z bycia niezywkłymi talenatmi, radości z…dawania radości. Tak, Drodzy Państwo na firmamencie polonijnej kultury coraz wyraźniej błyszczeć poczynają talenty rodzeństwa Filochowskich. Trzymajmy za nich kciuki. Oby Ania jak najdłużej była pod wspaniałymi skrzydłami Isaaca Pearlmana, oby Piotr rozwijał swój talent na równi z siostrą, oby dołączył do nich Maciek, najstarszy z nich, ale grający na altówce. Wszyscy troje studiują w Julliard School of Music. To jest ewenement. Utworów na dwoje skrzypiec i altówkę jet naprawdę znikoma ilość o ile w ogóle są (oprócz chyba Dworzaka). Ale kombinacje skrzypiec i altówki bywają, więc może kiedyś zobaczymy całą trójkę na jednej scenie, w różnych kombinajcach: Ania z Maćkiem,, Ania z Piotrkiem, Piotr z Maćkiem i…wszyscy razem. Fundacja Kulturalna w Clark, która jest chyba największym propagatorem sztuki rodzeństwa Filochowskich organizuje kolejny koncert Ani i Piotra 1 marca. Gorąco zapraszam.
I znów mój sen, jak w poprzednim artykule o Mariuszu Kwietniu i Piotrze Beczale: oto dzwoni do mnie prezes Polsko-Słowiańskiej Federalnej Unii Kredytowej i mówi: panie Sporek, dajemy panu fundusz na wynajęcie Carnegie Hall, – głównej sali – dla Filochowskich. Może pan zrobić resztę?
-Oczywiście, panie prezesie.
I…bolesne przebudzenie…to tylko sen. Prędzej trzeba się spodziewać telefonu typu: nietety nie może pan wziąć udziału w spotkaniu wybitnych liderów polonijnych.
Postanowiłem wycofać poprzedni tekst o konflikcie Centrum – Unia. Informacje, które otrzymuję od obu stron są tak sprzeczne, -łącznie z tym, co było powiedziane wczoraj na spotkaniu z Kongresem, że byłoby nieuczciwością wyciąganie jakichkolwiek wniosków. Nie mogę w takim razie pisać o tym dopóki nie dojdzie do:
1-Konfrontacji obu stron na terenie neutralnym, albo
2 -Walnego Zebrania Członków i publiczne wyjaśnienie wszystkich zagadnień konfliktu.
Osobiście radzę, aby Centrum wznowiło dzialalność, jak najszybciej, skoro są pieniądze zarówno na utrzymanie, jak i na kilkumiesięczną działalność.
Obu stronom radzę, aby problemy zostały ukazane publicznie, bo rozszerzające się, i nawzajem się wykluczające informacje powodują nieprawdopodobnie chorą atmosferę wokół naszych dwóch, największych organizacji.
Apeluję do Rad Dyrektorów obu instytucji, aby zakończyły ten impas dla dobra Polonii.