Bohaterowie i…bohaterowie…
Jan Sporek 6 kwietnia, 2009
Jan Pospieszalski – kiedyś członek zespołu Czerowne Gitary -, dziś twórca świetnego programu tv „Warto rozmawiać”, osobiście ten program prowadzący. Tematem ostatniego programu (z minionego tygodnia) był wyrok śmierci, przez powieszenie, wydany i wykonany na Generale Auguście Emilu Fieldorfie, ps. „Nil”, o którym film wejdzie na ekrany polskich kin 17 kwietnia br. Postać to niezwykła; legendarny przywódca podziemia, emisariusz Rządu Polskiego na uchodźctwie, dowódca oddziału, który dokonał zamachu na kata Warszawy, Kutcherę. Rząd Polski skazał go na smierć za…współpracę Niemcami. To oficjalnie. Faktycznie skazany został za odmowę współpracy z komunistami. Torturowany i powieszony przez służby bezpieczeństwa. Pytanie przewodnie programu J. Pospieszalskiego brzmiało: „jak to się stało, że sprawcy tej i innych, okrutnych zbrodni komunistycznych żyją w świętym spokoju i nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności.?” W programie udział wzięła córka Generała Fieldorfa, Maria Fieldorf-Czarska. Wspominając powiedziała: ojciec oświadczył matce podczas ostatniego widzenia – „odmówiłem współpracy i powiedziano mi, że będę wisiał”.
Ona sama – córka – przyszła do Prokuratury Generalnej 24 lutego, 1953 roku, by dowiedzieć się, czy ówczesny prezydent Polski, Bolesław Bierut odpowiedział na podanie-prośbę o udzielenie łaski; powiedziano jej, że jeszcze nic nie wiadomo. Tymczasem tego samego dnia, o godzinie 15-ej wykonano wyrok przez powieszenie. Gdy przyjechała w marcu powiedziano jej, że wyrok został wykonany. Zapytała: jakie były ostatnie słowa ojca? – Odpowiedź brzmiała: Prosił, aby powiadomić rodzinę, co niniejszym czynimy. Przez miesiąc rodzina nie była powiadomiona, a ponieważ sąd pozbawił Generała praw publicznych rodzina do dziś nie wie, gdzie Generał „Nil” został pochowany. Maria Czarska nadal nie znosi przyjeżdżać do Warszawy, a już szczególnie znaleźć się na Krakowskim Przedmieściu, lub w tamtych rejonach – siedziby Prokuratury Generalnej.
Były prezydent Polski, Aleksander Kwaśniewski prawdopodobnie nie ogląda takich programów, skoro stać go na to, by nazywać IPN „instytucją śmierci polskiej historii”. Wszystko, co związane z opinią nt. IPN opiera się na pracach dotyczących Lecha Wałęsy. Ten chodzący bożek współczesnego bohaterstwa, który nie ma pojęcia, czym było poświęcenie życia dla Ojczyzny, czym był ból z powodu utraty ojca, czym była świadomość, że najbliższy członek rodziny jest okrutnie torturowany, dziś pyszni się swoim bohaterstwem, do którego wyniosły go ramiona współdziałaczy i robotników. Bohaterstwa, do którego nigdy nie szedł samotnie: stał za nim Naród, stali przyjaciele, stali najbliżsi współpracownicy. Generał Fieldorf był w komunistycznym więzieniu kompletnie osamotniony, potwornie torturowany -społeczeństwo nie miało pojęcia, ani o nim, ani o jego losie. Wiedzieli najbliżsi krewni i przyjaciele. To nie internowanie w Bieszczadach z wizytami kurtuazyjnymi szefostwa SB. Generał Fieldorf mógł wyjechać za granicę, jak Mikołajczyk, ale nie – on został w kraju, gdzie jego żołnierze byli ścigani, i cierpieli z rąk bandytów firmowanych przez Polskę Ludową. IPN ma przestać istnieć, bo, bożek się obraził. A bożek miał jeszcze wyjście; powiedzieć: tak, miałem chmurną, durną i wyskokową młodość; tak, zmajstrowałem Wandzie syna i za to przeprosiłem i jakoś jej pomagałem i jest mi przykro i przyjechałem na pogrzeb Grzesia, gdy utonął w stawie. I bardzo tych czynów żałuję. Nie. Na szalę walki o swoją kryształową pozycję rzucił Instytut Pamięci Narodowej. Był odważny, gdy wokół tysiące protestujących, gdy 10 milionów wspierało Solidarność, gdy już wiadomo było, że świat o wszystkim wie i właściwie jemu już nic nie grozi. Czasem większą odwagę mieć trzeba, by przyznać się do błędów, niż gdy przeskoczyć płot, gdy tysiące innych nas wspierają. Brakło tej odwagi. Wyszła tylko agresja. Polska Gazeta w Nowym Jorku wysłała do owej wsi dziennikarzy: jest grób Grzesia Wałęsy, są wspomnienia o przyjeździe Lecha na pogrzeb, jest relacja księdza, który mówi, że właściwie, to Wałęsowie nie chodzili do kościoła, a ludzie we wsi mówią: „Lechu, nie kłam”.
Temu, co dzieje się w Polsce teraz, najbardziej winny jest sam Lech Wałęsa i pierwszy, niekomunistyczny premier Mazowiecki, którzy podali rękę komunistom, którzy zaczęli się z komunistami układać. Jeden z niemieckich (byłej NDR) działaczy antykomunistycznych powiedział niedawno w „Misji Specjalnej”, która została, niestety zdjęta z anteny, że największym rozczarowaniem dla nich, tam w NRD walczących z komunizmem był polski „okrągły stół”. Przewidywania były proste i do bólu realne: kilka miesięcy i komuna sama zdechnie. Ale nie. Mądrość, intuicja, „doświadczenie” podpowiadały Wałęsie zupełnie co innego i dziś mamy efekty. Dziwne, że nie ma takich problemów w innych, wyswobodzonych spod komunistycznego buta krajów. I teraz jest tylko opluwanie i totalna walka z prawdą.
Cdn.
Panie Januszu,
Serdeczne dzieki, za ten artykul. Mam cicha nadzieje, ze dotrze do wielu ludzi i rozjasni myslenie. Gdyby Walesa szedl prostolinijnie – nie bylo tych problemow, ale to nie w naszej metalnosci. Bolesna – prawda.
Prosze spieszyc sie z ukonczeniem ksiazki.
Pozdrawiam- M