Przywódca, czy tchórz?
Jan Sporek 7 maja, 2009
Andrzej Celiński bez wahania powiedział Wiadomościom, że Donald Tusk stchórzył. W mojej prywatnej sondzie wśród przyjaciół z Polski nawet tych, którzy głosowali na Platformę wyszło mniej więcej to samo. Przy okazji dowiedziałem się, że ci, którzy glosowali na Platformę robili to nie z jakiegoś specjalnego uznania dla tej fromacji, ale wyłącznie dlatego, żeby nie głosować na PiS. Część z nich dziś biła się w piersi. Dostrzegają lenistwo i nieporadność rządu, a teraz są niemal pewni, że do 7 czerwca, czyli dnia wyborów do Euro Parlamentu rząd nie zrobi nic, – będzie wyłącznie pilnował słupków, by kandydaci PO obsadzili „Europę”, jak najliczniej. Już się mocno rozniosło, jakie to cholernie lukratywne – być euro-posłem. Lepiej więc nie robić nic, niż popełnić błąd. Ale błąd i to duży popełnił dziś Donald Tusk.
Obchody rocznicy 1989 roku obnażyły nie tyle nieudolność rządzących, ile ich ciągoty do formułek, którymi karmili społeczeństwo „przywódcy” komunistyczni. Premier mówi o manifestujących związkowcach „politykierzy”; przewiduje, że 4 czerwca związkowcy pod sztandarami Solidarności będą tłuc policjantów, a policjanci bedą w rewanżu okladać związkowców. Ale to, co najbardziej jest dla mnie dziwne, to proroctwo D. Tuska, że związkowcy zachowają się, jak skończeni terroryści i w niebezpieczeństwie znajdą się zaproszone głowy państw europejskich. „Dla bezpieczeństwa” część polityczna przeniesiona została do Krakowa. Czyżby polscy związkowcy zagrażali zaproszonym przywódcom państw europejskich? Tego jeszcze nie słyszeliśmy nigdy z ust żadnego z pierwszych ministrów, nawet w epoce komunizmu.
Na kłamstwie budowano drogę PO do władzy; kłamstwem uspokajano nadchodzący kryzys ekonomiczny; kłamstwami argumentuje się konieczność ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego i kłamstwami przekonuje się naród, że waluta „euro” jest najlepszym i jedynym rozwiązaniem. Powtórzę: kłamstwem można zajść daleko – nie można jednak wrócić.
Prezydent Gdańska pyta: „co powiemy naszym dzieciom, tłumacząc im, że nie potrafiliśmy się zjednoczyć w obchodach rocznicowych?” Brzmi to prześmiesznie w zestawieniu z pytaniem związkowca ze stoczni, który przeszedł drogę od kolebki Solidarności, po obalenie komunizmu: „Co mam świętować?-że moje dzieci i moja rodzina będzie głodować?”
Dwadzieścia lat i z solidarnego, 10-ciomilionowego związku nie zostało nic.
Przywódca „Solidarności”, Śniadek oświadcza, że 4 czerwca jedyne, co będzie płonąć pod pomnikiem w Gdańsku, to bedą znicze. Premier znów wmawia narodowi, kolejny cud, – cud swoich zdolności proroczych: „nie dopuszczę, aby znów palono opony…” On to wie. I, jako bardzo strachliwy, żeby nie powiedzieć tchórzliwy facet nie przyzna się, że nie chce po prostu, aby obce „głowy” zobaczyły niezadowolenie „klasy” robotniczej. Świętowanie będzie więc od morza do Tatr, czyli od Gdańska, do Krakowa, bo politykom, nawet tak „wybitnie zdolnym i przygotowanym do rządzenia”, jak platformersi nie udało się wynegocjować jedności. Dziennikarka Wiadomości zakończyła swoje sprawozdanie z Gdańska cytatem z Ronalda Reagana (choć on też cytował Anglików): „politycy myślą bowiem wyłącznie o przyszłych wyborach, w przeciwieństwie do mężów stanu, którzy myślą o przyszłych pokoleniach”.
Przebudził się Lech Wałęsa i od razu wprawił w zakłopotanie zwolenników Europy, o której sam niedawno i właściwie cały czas mówił, że jest koniecznością. Ni stąd, ni zowąd wybrał się za granicę, by wziąć udział w spotkaniu partii „Libertas”. A partia ta nawołuje-i słusznie-do nie ratyfikowania Traktatu Lizbońskiego, ponadto argumentuje, że wejście Polski do strefy „euro pieniędzy” spowoduje katastrofę gospodarczą. Przypomnę, że przeanalizowałem 20 sesji polskiego parlamentu i w porządku żadnej z nich nie natknąłem się na debatę o Traktacie Lizbońskim – posłowie PO postulują ratyfikację w „ciemno”.
Coś w tym jest. Spójrzmy bowiem na ostatnie rewelacje – wykluczające się nawzajem – „euro-specjalistów”. Otóż w styczniu oświadczyli, że przyrost gospodarczy Polski wyniesie 2%. Genialny minister finansów w rządzie D. Tuska idzie -teraz, nie w styczniu – jeszcze dalej, bo założenia do ustawy budżetowej jego autorstwa mówią o wzroście…3,7%. Teraz „euro-specjaliści” wydali oświadczenie, że wzrost gospodarczy w Polsce spadnie o 1, 6% i oczywiście recesja jest nieunikniona. „Oaza spokoju” zostanie więc wtopiona w „burzliwy ocean kryzysu”. Jakie trzeba mieć IQ, żeby sobie uzmysłowić działanie naczyń połączonych, jakimi są banki? Tym bardziej, że znakomita większość polskich banków, to już nie polskie banki? Odpowiedź jest prosta: trzeba mieć IQ trochę wyższe od tego, jakie ma premier polskiego rządu. Jaki jest cel tych kłamstw? Jest maj, połowa roku, a zmian w ustawie budżetowej nie ma. Chlebowski mówi „poczekajmy pół roku”. Tymczasem instytucje gospodarcze powinny wiedzieć dokładnie, co mogą, a czego nie mogą, jeśli chodzi o wydawanie pieniędzy. A skąd mają wiedzieć, skoro ustawa jest tak potwornie wadliwa i właściwie niszcząca ekonomie kraju, że nawet samo ministerstwo już jej nie broni, choć to ich „dziecko”. Wystarczy spojrzeć na Harmonogram Wydatków na stronie Mnisterstwa Finansów, który jest kompletnie sprzeczny z ustawą budżetową, – czy ktoś widział kiedyś taki burdel? Ministerstwo Finansów zapowiada, że w czerwcu odbędzie się debata na uchwałą budżetową. Ludzie – debata w środku roku budżetowego? Jestem muzykiem, ale już we wrześniu ub. roku pracowałem usilnie nad tym, jak uzbierać fundusze na koncert w październiku tego roku. Społeczeństwo, albo nie docieka, jak jest i przez kogo rządzone, albo jest tak przyćmione, że tkwi w wierze dla polityków bardziej, niż w wierze chrześcijańskiej. Rząd dokonał ograniczeń wydatków o 20 miliardów złotych. Tymczasem już teraz okazuje się, że deficyt budżetowy zbliża się do owych zaklętych 18 miliardów zaplanowanych na cały rok – mamy dopiero maj…!!!
Na budowę dróg miało być 28 miliardów złotych, są…3 miliardy. To naprawdę będzie CUD. Ostrzeżenia opozycji, tak PiS, jak i SLD z jesieni ub. roku były, jak groch o ścianę. Tusk deklarował: „jesteśmy wyspą, do nas kryzys nie dotrze” – pamiętacie? To zapamiętajcie na trochę dłużej, bo zdziwienie i konsternacja mogą być olbrzymie, gdy „przyćmione” społeczeństwo wyniesie Donalda Tuska na piedestał urzędu prezydenta państwa.
Tymczasem w Radomiu, na koniec marca, dziewiętnaście tysięcy sześćset sześćdziesiąt sześć osób pozostawało bez pracy; 120 rodzin w samym marcu straciło zatrudnienie – nie będą mieli pieniędzy na rachunki; energię, czynsz, wyżywienie, życie. Tak jest w bardzo wielu miastach Polski.
Tymczasem głównym problem rządu na teraz jest, czy świat zobaczy, że to w Polsce, a nie pod murem berlińskim obalono komunizm. Przeciętny, zatroskany o swój los i przyszłość swoich dzieci obywatel ma to akurat w dupie; Na dziesięć osób, do których dzisiaj dzwoniłem wszystkie odpowiedziały właśnie tak, lub w bardzo zbliżony sposób. O tym, panie Donaldzie Tusk trzeba było myśleć, gdy obalał pan rząd Olszewskiego, gdy przedłużał pan żywot komunistów, gdy wykonywał pan polecenia Wałęsy, którego nienawiść do kolegów z Solidarności winna się stać przedmiotem badań naukowych. Teraz to akurat samych Polaków niewiele obchodzi, co pomyśli sobie świat. I tak przez 20 lat mur berliński był symbolem i nic z tym nie zrobił żaden z rządów. Cudów nie ma: jedno spotkanie rocznicowe z politykami na Wawelu nie zmieni biegu historii. Smutne jest, że rocznica, którą najbardziej powinni świętować ci, którzy poświęcali siebie, dziś jest problemem rządzących, polegającym na szukaniu komfortu spokojnego jej obchodzenia. Święto ważniejsze, niż ludzie pracy, żywność dla zagrożonych głodem rodzin, praca dla społeczeństwa.
Dziś, w przededniu jednej z najważniejszych rocznic rząd bez skrupułów mówi, że wszystkiemu winni są związkowcy, pracownicy, bo nic tylko „chcą”. A kto obiecywał? Kto niszczył PiS, byle tylko dorwać się do władzy? PiS sam też w dużej mierze winien jest tej sytuacji, winien jest swojej przegranej. Też nie miał zbyt sprawnych mechanizmów do ścigania, a przy okazji zbyt się tej czynności poświęcił, zaniedbując dziedzinę reform i ustaw dla społeczeństwa.
Politycy PO latali po białym miasteczku, jakby mieli problem z nerkami i protest pielęgniarek w/g nich był jak najbardziej na miejscu. Dziś poseł Nitras twerdzi, że to sami stoczniowcy zniszczyli stocznie, a politycy PO mówią, że protesty związkowców, to polityczna gra inspirowana przez…PiS przed…7 czerwca. Były członek Solidarności, Donald Tusk nazywa związkowców „politykierami”.
Kiedy obradują te różne „G”; G7, G8, G20, to obok szaleją w protestach np. alter-globaliści; we Francji prostestowali robotnicy niedawno i to bardzo ostro. Czy jakiemuś państwu coś się z tego powodu stało? Polscy robotnicy wywalczyli prawo do protestu; rząd PO chce koniecznie upartyjnić tę rocznicę. Gdyby zależało im na poinforomowaniu świata o wadze 4 czerwca, 1989 roku, to powinni dołożyć wszystkich możliwych starań, aby spowodować, że najważniejszymi gośćmi obchodów, w jednym pomieszczeniu zebranych, byliby nie goście z zagranicy, którym politycy PO włażą bez wazeliny w …, ale Wałęsa, Gwiazda, Kaczyńscy, Bujak, Wyszkowski, Celiński, Świtoń i ci wszyscy, którzy dali część swojego życia w walce o obalenie komunizmu. To powinniśmy pokazać światu w obecności „głów” zaproszonych, jako dodatek do tych, którzy winni być w centrum tych obchodów. Niezadowolenie i protesty ludzi pracy wynikają z fatalnej polityki gospodarczej obecnego rządu, nie z niechęci do obchodów rocznicowych.
Nie jestem zwolennikiem anarhii, ale przewiduję, że ten rząd nie dotrwa do końca kandencji. Od tatusia, który obiecuje dzieciom cukierki i czekoladki, żonie miłość i usmiech serdeczny, a przynosi suchy chleb, żonę leje leje regularnie, o usmiechu nie ma mowy (kto ostatnio widział DT uśmiechniętego?), odwracają się własne dzieci. Tusk, ani politycy PO, na szczęście nie są tatusiami społeczeństwa, ale obietnic nie dotrzymali. Żadnej. Bo teraz już nawet nie ma śladu po „miłości” i „uśmiechu”, tych z kampanii wyborczej. Polska Irlandia nie zdążyła nawet zakiełkować. Gwoździem do trumny PO będzie konieczność odwołania Euro 2012 i to będzie również klęska społeczeństwa, któremu takie wyróżnienie należało się, jak żadnemu innemu; Polacy kochają piłkę nożną, a przy tej okazji obrót finansowy tych trzech tygodni naoliwiłby polską gospodarkę, jak żadna uchwała budżetowa. Szkoda. Matematyki nie da się oszukać, praw ekonomii też. Jestem urodzonym optymistą i tym bardziej jest mi ciężko pisać, to co napisałem.