Opole 2009
Jan Sporek 15 czerwca, 2009
Nie wiem, czy to ja się tak szybko postarzałem, czy mi się gust od lat 60-tych nie zmienił, czy też rzeczywiście z nowości premierowych nie ma czego słuchać. Niesamowicie podabał mi się koncert na otwarcie. Znani i lubiani, a przy tym naprawdę znakomici aktorzy pokazali, że oprócz warsztatu aktorskiego mają świetnie opanowany warsztat muzyczny. Sygnał koncertu zagrany został przez Piotra Polka i Zbigniewa Zamachowskiego na dwa fortepiany z towarzyszeniem zespołu „Gąs & Roses”, w którym przy perkusji Piotr Gąsowski, na gitarach akustycznych Dariusz Kordek, Paweł Królikowski, a na gitarze basowej Piotr Szwedes. Zaraz potem Polk i Zamachowski zagrali wiązankę na standardowym motywie, w której usłyszeliśmy fragmenty i Karawany i Marsza Gladiatorów i Błękitnej Rapsodii. A potem były niesamowite niespodzianki i jakże przy tym wspaniale wykonane:
Zamachowski, fortepian i śpiew, Katarzyna Skrzynecka, fortepian i śpiew i Joanna Trzepiecińska, flet wykonali „Jej portret”; Maciej Zakościelny w piosence „Nie wiesz kim jesteś”, podgrywający sobie na…skrzypcach; Bartosz Opania, grający na gitarze, zaśpiewał „Nic nie może wiecznie trwać”; Borys Szyc, Piotr Adamczyk i Tomasz Karolak w piosence „Baśka” z rep. grupy „Wilki” – kapitalna parodia współczesnych piosenkarzy, głównie tych, którzy nie mają wiele do powiedzenia; poprzebierani, wrzeszczący do publiczności teksty typu: jesteście z nami? Kochamy was, itp. Zaśpiewali też „Zróbmy prywatkę”, (chyba grupy „Oddział zamknięty”), a na zakończenie tego niesamowitego wieczoru wszyscy, biorący w nim udział aktorzy zaśpiewali porywająco, równie porywającą piosenkę z repertuaru Kayah i Bregovica „Prawy do lewego”. Przyznam sie, że zarówno umiejętności wokalne, ale nade wszystko umiejętności instrumentalne naszych, młodych aktorów zaskoczyły mnie nieprawdopodobnie. Mamy niesłychanie zdolnych ludzi w Polsce, a pomysł na taki koncert powinien otrzymać główną nagrodę festiwalu.
„Premiery” zawiodły mnie bardzo. Ani jednego, naprawdę chwytliwego przeboju. Nie wiem kogo by wyróżniono, gdyby Maciej Maleńczuk nie zaśpiewał „Niewiele mogę ci dać”. Przyznam, że nie widziałem nikogo, kto mógłby otrzymać nagrodę im. Karola Musioła. Zawiódł mnie Ryszard Rynkowski, zawiodła Steczkowska -myslę, że zamiast tańczyć powinna bardziej skupić sie na interpretacji.
Wyróżniona Ania Wyszkoni, to świetny głos, ale piosenka niesamowicie banalna (chwytliwa melodia z banalnym tekstem), no i ta sukienka… Owszem zespół „Pectus” z Rzeszowa zrobił na mnie wrażenie i cieszę się, że wszedł do pierwszej trójki.
Po „Premierach” powiało latami 60-tymi. 40-lecie wydania swojej pierwszej płyty obchodzili Skaldowie. Jakżesz miło słyszy się ich przeboje, jak niezwykle dobitnie dochodzi do naszej świadomości, że lata 60-te, to był Renesans w XX wieku. Ja już nie mówię o The Beatles, Bee-Gees, Abbie, czy Rollingstonsach.
Zanim zaczęły się festiwalowe „debiuty” na scenę wywołano Irenę Santor, i znów powiało latami 60-tymi, a przy tym dystynkcją, wielkością, skromnością i olbrzymią klasą. Irena Santor świętuje 50-lecie kariery piosenkarskiej; jest niekwestionowaną I-ą Damą polskiej piosenki. W Opolu otrzymała wspaniałe wyróżnienie – nagrodę dla „Artysty bez Granic”, nagrodę dla najbardziej znanego polskiego artysty poza granicami Polski. Jej ciepłe słowa do młodych artystów, do publiczności, jej bezpretensjonalny sposób bycia pokazały niezwykle wyraźnie, jaka straszna przepaść dzieli te wszystkie „dody”, „rutkiewiczówne”, „kasy-kasowskich” „candy girls” i te rozkrzyczane, na wpół rozebrane „artystki” od wielkości tamtych gwiazd. Boże, ileż bym dał, żeby posłuchać jednego wieczoru, choćby jeszcze tylko raz Santor, Kunicką, Sośnicką, Sipińską, Jarocką, Niemena, Jantar, Wodeckiego, Borysa, Woźniaka, Prońko (…”ty w tej samej kurtce szósty rok…”), zespołów i wszystkich „tamtych” WIELKICH, których wielkość dziś jawi się jeszcze większą. Cóż to były za teksty, jakżesz wspaniałe melodie, instrumentacje… Są marzenia, które, niestety spełnić się nie mogą. Jestem niepocieszony.
„Debiuty” w repertuarze rock-and-rollowym udowodniły, że młodzi piosenkarze brzmią w piosenkach Niemena, Anny Jantar, Tadeusza Woźniaka, Stana Borysa i innych, wspaniałych gwazd tamtych lat, jak dojrzałe gwiazdy, z których wytypowanie zwycięzcy mogło przysporzyć głosującym sporo kłopotów. Nie ma sensu, abym tu przytaczał wyniki, ale szczerze powiem, że w tym konkursie, może poza dwoma, trzema wyjątkami podobali mi się wszyscy, a pasja z jaką na zakończenie wieczoru wszyscy młodzi debiutanci zaśpiewali „Tyle słońca w całym mieście”, z repertuaru niezapomnianej Anny Jantar, o której nagrodę walczyli, wprawiła mnie w nieukrywany zachwyt. Mamy w Polsce nieprawdopodobnie zdolną młodzież. Mamy ją też tutaj, w Stanach, ale powiedzmy sobie szczerze, – nie dbamy o nią.
Najbardziej cieszył mnie fakt, że w Opolu nie było „dziczyzny”, aczkolwiek denerwuje mnie u niektórych wykonawców dziki wrzask typu „czejś Opole”, (grupa Konstelacja) albo: „jesteście z nami?”. Odstawała nieco piosenkarka pod scenicznym pseudonimem „Candy Girl”, nie wiedzieć czemu zwana ponoć „polską Lady Gagą” (?). Mam…zGagę. jedyna ubrana w krótkie majtki pod białym kożuszkiem. Nawet kamera czuła się nieco zażenowana, bo ani razu nie zrobiła zbliżenia na dolne partie wokalistki (kiepskiej zresztą). Urzekła mnie skromność zwycięzców, urzekła mnie nieprzeciętna uroda dziewcząt „rock-and-rollowych” debiutów, zachwyciła mnie zarówno uroda, jak i niezwykłe możliwości młodziutkiej, 15-letniej, podwójnej laureatki, Ewy Farny. Zachwyciły mnie gustowne stroje (sukienki) młodych debiutantek. Cieszę się, że wygrała te „debiuty opolskie” Natalia Krakowiak, a „debiuty roku”, słusznie wygrała grupa „Pectus” – znakomity głos solisty. I wreszcie główny wygrany Opola – Andrzej Piasek-Piasecki. Świetny głos, znakomita piosenka – „Przytul, przebacz”. Kayah otrzymała siódmą już statuetkę „Super Jedynki”, za to, że dotychczas otrzymała ich sześć. Trochę mnie skonfundowała ilość nagród i przyznam, że nieco się pogubiłem. Nie będę więc analizował „tabeli” wyników. Było dobrze, a momentami nawet bardzo. Następny festiwal odbędzie się w jakimś innym miejscu. Nowiutki amfiteatr ma być oddany piosenkarzom za dwa lata. (Ciekawe, czy w takim samym tempie piłkarze dostaną nowe stadiony…). Stary odchodzi do lamusa, ale jego części – deski z ławek, gwoździe i co tam nadaje się do zachowania, jako relikwie kulturalnego wydarzenia, które przez prawie 50 lat bawiło całą Polskę -w dużej części zabiorą artyści. „Wiadomości” pokazały nawet mojego przyjaciela, Witka Paszta z dawnego VOX-u, jak odrzyna kawałek deseczki z ławki. To na pewno wzruszające, pełne sentymentów chwile dla tych, którzy tam rozpoczynali swoje wielkie, mniejsze i bardzo wielkie kariery. Tysiące ludzi bawi się przez kilka wieczorów na żywo, miliony bawią się przed telewizorami.
K…a, czy politycy muszą to zawsze s……..ć „perszingami”, czołgami, karabinami, kłamstwami i tym całym brudem polityki? Już nie mogę patrzeć na te ich nadęte gęby, bez uśmiechu, bez uczuć, bez człowieczeństwa prawie. A tak może być fajnie… O koncercie finałowym w następnym artykule.
Niedługo Sopot. Do tego czasu nućmy sobie „Przytul, przebacz”, albo cokolwiek pamiętamy z tamtych genialnych lat sześdziesiątych.
Ja na stanąłem w poszukiwaniu takich rzeczy w 2004 na rubryce Moj pierwszy raz w Bravo- zresztą samiście mi to pokazali w Beskidzie Niskim coż Wiocha-On Ja chyba jakiś niedzisiejszy jestem