Kultura Kresowa … a zagłada świata
Jan Sporek 19 sierpnia, 2007
Zupełnie przypadkowo natrafiłem w TVPolonia, którą mogę oglądać w moim komputerze, na Festiwal Kultury Kresowej, co rocznie od kilku lat odbywający się w Mrągowie. Najszczerzej przyznać muszę, że było to widowisko przewyższające opolskie zawodzenie niektórych debiutantów i nie tylko. Fantastyczne aranżacje cudownej, kresowej muzyki w rewelacyjnym wręcz wykonaniu amatorów, których poziomu życzyłbym tym „wielkim” ponoć profesjonalnym gwiazdom polskiej sceny obecnych czasów. Wspaniałe wydarzenie, niesamowite wręcz przeżycia i nieprawdopodobnie autentyczne wykonania. Może właśnie dlatego, że to amatorzy, było w tych wykonaniach ogromnie dużo serca i, co najważniejsze z punktu estetyczno-muzycznej oceny, były to wykonania o niezwykłej kulturze wykonawczej.
Byłem naprawdę do głębi zachwycony wszystkimi wykonawcami; od sześciolatków do tych najstarszych, nie mówiąc już o gościu specjalnym; Bernard Ładysz,- cóż za klasa, co za warsztat, a przy tym skromność i…85-te urodziny. Strona artystyczna, to jedna, pozytywnie szokująca sprawa, natomiast ładunek patriotyzmu, jaki bił ze sceny w każdym wykonaniu najbardziej nawet banalnej piosenki, skeczu, tańca był tak ogromny, że starczyłby na obdzielenie kilku innych „festiwali”, a już na pewno winien stać się przykładem,-wzorcowym przykładem- patriotyzmu w najlepszym wydaniu. W czasach pokoju najwspanialszym przejawem i okazywaniem patriotyzmu jest, w moim odczuciu właśnie ten połączony ze sztuką. Tu mieliśmy przykład połączenia znakomitej pracy zawodowych aranżerów ze świetnymi wykonaniami amatorów. Czy to dlatego, że wszyscy uczestnicy tego festiwalu mieszkają poza Polską, czy dlatego, że w ich sercach i umysłach jest pamięć strasznych losów ich przodków; ojców, matek, dziadków, babć, ale też braci i sióstr. Nie istotne. To, co zaprezentowali wykonawcy na tej festiwalowej scenie w Mrągowie było tak porywające, że chyba wybiorę się na przyszłoroczny festiwal. Zatkało mnie, daję słowo. Czegoś tak fantastycznego nie wiedziałem już dawno.Kiedy ogląda się takie rzeczy, takie imprezy, aż ciśnie się pytanie: dlaczego kultura jest tak straszliwie osamotniona? I to niestety, im bardziej rozwinięty gospodarczo kraj, tym kultura dostaje mniej funduszy na jej rozwój. Przykładem są chociażby Stany Zjednoczone. Pamiętam, jak kilka lat temu zaszokowała mnie informacja Davida Dubala, (to taki nowojorski Bogdan Kaczyński, tylko w kierunku muzyki fortepianowej). Napisałbył niegdyś David (którego znam osobiście), w New York Times, że USA wydają na kulturę tyle w skali roku, ile Wiedeń wydaje na produkcje operowe w … jednym sezonie!
Od wczesnej młodości słyszałem deklaracje szefów rządów, podawane do publicznej wiadomości, o dążeniu do rozbrojenia. Dziś wszystkie bogate kraje świata doprowadziły sposoby zabijania ludzi do tak niezwykłych rozmiarów, tak zróżnicowanych rodzajów, że chyba czas będzie porządnie się wyspowiadać i czekać, aż jakiś nieodpowiedzialny idiota-zbrodniarz naciśnie ten newralgiczny guzik i…po wszystkim. Najstraszniejsza rzeczą w tym cholernym paradoksie „rozbrajania” jest to, że to my wszyscy jesteśmy współodpowiedzialni! Tak. To my wybieramy prezydentów, to my nie rozliczamy ich z ich działań, to my wybieramy ich na następne kadencje. To my nie alarmujemy, że mamy dosyć wojen, że chcemy żyć i dać żyć innym; to my nie krzyczymy głośno, że chcemy kultury; pieśni, poezji, teatru, książek. To my nie uczestniczymy w koncertach, nie popieramy sztuki. Zniknęło już właściwie pojęcie „mecenas sztuki”. Było bardzo popularne i pełne szacunku w dawnych czasach. Jeszcze pamiętają je czasy końca XiX wieku. A tu, w Stanach jednym z największych był Andrew Carnegie. Ponad dwieście bibliotek w stanie Nowy Jork, domy spokojnej starości, no i wreszcie ta najsłynniejsza w świecie Carnegie Hall. Sala koncertowa, w której chce i marzy, aby tu wystąpić każdy artysta, pod każdą szerokością geograficzną. Rządy wydają pieniądze podatników na zbrojenie, nie pytając ich o zgodę. Kiedy zwykły śmiertelnik chce dać pieniądze biednym, lub inaczej im pomóc natrafia na problemy z fiskusem i musi się tłumaczyć ze swej szczodrobliwości. Świat staje na głowie i to nie dlatego, że społeczeństwa są „porąbane”. To politycy stawiają go do góry nogami. Tam, w świecie polityki jest najwięcej obłąkanych porąbańców, najwięcej niebezpiecznych dla naszej matki Ziemi i dla ludzkości osobników. Dyplomaci, którzy nie mają pojęcia, co to dyplomacja, nie wiedzą, co to dialog, nie widzą potrzeb swoich społeczeństw; widzą biznes, najczęściej swój, a biznes zbrojeniowy, to niewiarygodnie lukratywny interes. Nigdy jeszcze świat nie był tak paradoksalnie skontrastowany, jak dziś: odrażające bogactwo w jednych i przerażająca bieda w innych krajach. Żywność wyrzucana na śmietniki w jednych i głód totalny w innych. Kosmos i perfekcyjne maszynki do zabijania w jednych i korzenie wyrywane z ziemi dla zaspokojenia głodu w innych.
Smutne to i przygnębiające ,zwłaszcza że prawdziwe. Myślę, że po części to wynik skupienia na jednostce, indywidualności z pominięciem wspólnoty. Liczy się tylko pojedyncza osoba, jej prawdziwe czy wmówione potrzeby i ona jest miarą rzeczy. Przy tym podejściu zaletą jest rozbuchany egoizm, bezwzględna dbałośc tylko o własne sprawy a wadą chęć kompromisu i porozumienia. Przy tym ginie to ,co decyduje o wyjątkowości wspólnoty i co ją integruje – kultura, tradycja, historia, pamięć- jako niepotrzebne ograniczenia dla „wolności” jednostki. Ale żeby nie było tak katastroficznie, to na koniec dodam, że wierzę , że ludzie w końcu się tym wszystkim znudzą (bo ileż można się tym stymulować?)- tą konsumpcją, szaleństwem, zabijaniem- i wrócą do tego co im z natury jest bliskie- spokojnego, szlachetnego życia. Pozdrawiam i do zobaczenia na Festiwalu Kresowym.J