Powrót KC- mam kaca

26 listopada, 2010

Był 11 grudnia, 1981. Prowadzony przeze mnie zespół pieśni i tańca “Górnicy” przy KWK Dębieńsko w Leszczynach-Czerwionce, koło Rybnika występuje dla załogi Ursusa. Wspaniałe przyjęcie przez załogę i dyrektora Wilka. Na drugi dzień zwiedzanie zakładu, a wieczorem występ kabaretu “Trzecia Zmiana” z Jurkiem Cnotą. Potem spotkanie biesiadne. Wspaniałe humory, piwo, wino, czysta. Nikt się nie upija. Przygotowuję z kolegami z Solidarności ulotki i materiały drukowane, aby zabrać je na Sląsk. Jeszcze długa rozmowa z dyrektorem zakładów i szefem d/s kultury o przyszłej wymianie kulturalnej między “moją” kopalnią i Ursusem. Byłem szefem komórki kulturalnej Solidarności w Rybniku. Około 1-ej po północy udaję się do hotelu pracowniczego. Śnieg chrupie pod nogami, jak w mojej Rajczy. Upajam się tym. Jeszcze papieros przed wejściem do hotelu i długie gapienie się na zakłady Ursusa majaczące w poświacie księżyca. Cudowna noc. Nie chce mi się spać. Oczami wyobraźni widzę radość moich kolegów w Rybniku z przywiezionych materiałów, satysfakcję dyrektora kopalni po znakomitym występie “Górników”. Podchodzi ktoś z zarządu Solidarności.
-Nie może pan spać?
-Jakoś nie, Najchętniej przeszedłbym się po zakładzie.
-To idziemy.
Mam więc przewodnika. Mijamy park maszyn, zaraz potem ustawione w “szyku” traktory, wchodzimy do montażowni, gdzie uwijają się ursusowcy, jak mrówki. Farbiarnia, myjnia i co tam jeszcze. Dochodzi druga nad ranem, a my dochodzimy do hotelu. Teraz dopiero czuję potworne zmęczenie. Moje “Dzieci”, jak nazywałem tancerzy i chórzystów śpią. Kompletna cisza. Nie wiem, kiedy zasypiam, ale jeszcze męczę się bezsennością. Za dużo wrażeń.
-Szefie, wstowejcie, pieronie, wojna!
Krzyk kierowcy naszego autobusu i straszliwe szarpanie mojego umęczonego ciała wkurzają mnie do maksimum. Patrzę na zegarek -5:15
-Rychuś, obiecuja ci, że cie zabija piyrszom, lepszom brechom, jakom znojda na placu, ty pierzyński giździe. Jakżeś się napił, to sie idź dospać, bo ci rzazna w dziub, że cie twoja Hilda nie pozno.
-Panie Januszu wsotwejcie, Jezusie i posłuchejcie, co tyn ch…. godo.
Kierowca postawił “koliberka” na szafce nocnej i puścił na full.
“Dziś w nocy, Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego…” Ten głos był rozpoznawalny, jak nocna zmora. Zerwałem się, jak oparzony.
-Budź ludzi, rozgrzewaj autobus, wyjeżdżamy najprędzej, jak się tylko da!
W tym momencie usłyszałem ryk silnika traktora i krzyk: “ Górnicy sp…..jcie, WRONA wypowiedziała narodowi wojnę! Otworzyłem okno na całą szerokość otrzymując potężny cios zimnego powietrza na całe ciało. Traktorzysta wyskoczył z kabiny i wrzeszczy: Gdzie macie te materiały?
-W autobusie, kierowca zaraz tam będzie.
-Trzeba to wyciągnąć i spalić, oni plądrują biura Solidarności w Warszawie, na pewno będziecie mieć kontrolę. Wszędzie “stójki” wojskowe. Uciekajcie stąd bo możecie nie dojechać na Sląk!
Błyskawiczna toaleta, bezładne pakowanie nesesera i po dziesięciu minutach stoję przy autokarze. Wychodzą moi artyści. Przestraszeni, niedospani. są, jak małe dzieci. Mam ochotę każdego przytulić. Zamiast tego pakuję ich do autobusu i poganiam maruderów. “Pod Twoją obronę” i Zdrowaś Mario. Pół godziny później odjeżdżamy. Ursusowcy życzą nam szerokiej drogi i jak najmnij problemów. Przy wyjeździe z bramy podchodzi jeden z tancerzy:
-Panie Januszu, mieliśmy zabrać moją mamę spod Pałacu Kultury.
-O cholera, zapomniałem. Rychuś do stolicy.
-Chopie, chyba ci rozum odebrało. Kaj terozki do Warszawy? Niektórzy z młodych artystów zaczęli mu wtórować i zrobiło się nieprzyjemnie. Miałem przed sobą potwornie zatroskaną i przestraszoną twarz syna, który obiecał matce, że zabierzemy ją na Śląsk.
Spojrzałem na moje “Dzieci” bez słowa i zdecydowanym głosem powiedziałem: -Do Warszawy.
Nie było dyskusji. Znali mnie aż za dobrze. Dopiero po około trzech godzinach parkujemy pod Pałacem Kultury. Wychodzę z autobusu, za mną Andrzej, który szuka wzrokiem swojej matki, ale jest za wcześnie. Umówiliśmy się na dziesiątą, jest dziewiąta. Czuję złość niektórych artystów. Złość podszytą strachem. Nikt z nas nigdy nie przeżył takiej sytuacji. Nikt nie miał pojęcia czym i co to jest stan wojenny. Z autobusu wychodzi Olek – najstarszy z chórzystów. Kapitan Wojska Polskiego w spoczynku, inżynier z wykształcenia, szef ochrony środowiska na kopalni, Podchodzi do mnie, wyjmuje “sporty”. Z racji wieku i powiązań towarzyskich byliśmy przyjaciółmi. Przypalamy, plujac tytoniem. Nagle pod Pałac Kultury podjeżdżają wojskowe suki i jeden duży, ciężarowy transportowiec. Wyskakują uzbrojeni żołnierze i ustawiają się szpalerem od pałacowych wrót.
Po chwili otwierają się i pojedynczo wychodzą jacyś ludzie. Pytam przechodzącego warszawiaka, kim są ci ludzie, gdy nagle rozpoznaję Gustawa Holoubka, zaraz potem Tadeusza Łomnickiego.
-To uczestnicy “Sejmiku Kultury”. Miał się rozpocząć o dziewiątej. A wy, co tu robicie? Na waszym miejscu jechałbym stąd jak najszybciej.
I odszedł. Patrzę na Olka. Po zoranej, oficerskiej twarzy płyną łzy.
-Stary, co jest?
Milczał, patrząc na wychodzących artystów, działaczy, profesorów. W pewnym momencie dwóch spośród wychodzących założyło ręce za głowę. Poczułem się, jak za Hitlera i coś strasznego ścisnęło mi trzewia. Wojnę znałem tylko  z filmów i opowiadań. I uświadomiłem sobie przez co przeszli nasi ojcowie, przez co przeszło całe pokolenie przedwojenne. Pochód “kultury” szedł spokojnie i bezgłośnie w stronę “Ściany Wschodniej”, tam poczęli się rozchodzić w różne strony.
-Więc te sk…ny  zaplanowały to dużo wcześniej – usłyszałem głos Olka.
-O czym ty mówisz?
-Cztery dni temu dostałem polecenie oddania pistoletu na komendę milicji…
-Żartujesz?
-Myślisz, że mam na to ochotę?
-Jezus, Maria – jęknąłem
Olek ruszył w stronę podziemnego przejścia. Poszedłem za nim. W tunelu dwie starsze warszawianki stały przed ogromnym rysunkiem Jaruzelskiego, namalowanego czarną farbą. Kreska, ale prawie portret. Zresztą wystarczyło, że były czarne okulary i generalska czapka. Obok rysunku napis: “Sp…..j do Rosji, świnio”. Trochę dalej kotwica z literą P-znak walczącej Warszawy.
Zatrzymaliśmy się obok starszych pań. Wyglądały bardzo dystyngowanie.
-Mają rację -powiedziała nagle jedna z nich z oburzeniem w głosie, – niech sp…..la, wojskowa świnia, a z nim te wszystkie czerwone…
Nie dokończyła. Z potwornym strachem w oczach spojrzała na nas. Nie zapomnę jej wzroku. Strach nagle ustąpił miejsca jakiejś heroicznej determinacji:
-No, dalej – aresztuj mnie szujo.
-Proszę się uspokoić, myślę dokładnie tak samo, jak panie. Kolega też.
-A wy przypadkiem nie z tego autobusu ze Śląska? Na co wy czekacie? Jedźcie stąd.
-Tak, ze Śląska, tylko musimy czekać na matkę jednego z tancerzy.
-To wy artyści?
-Amatorzy, górnicy. Mieliśmy koncert w Ursusie.
-No, to powodzenia. Jak widzicie mamy wojnę.
W tym momencie ze schodów dał się słyszeć krzyk jednej z dziewcząt: Panie Januszu przyszła mama Andrzeja!
Popędziliśmy, dziękując starszym paniom i żegnając się z nimi. Przy autobusie stała mama Andrzeja, która na mój widok nie mogła znaleźć słów, aby podziękować, że zdecydowałem po nią pojechać. Zapakowałem wszystkich i ruszyliśmy na południe. W Mierzęcicach staliśmy na autostradzie ponad trzy godziny przepuszczając zbrojne siły na kopalnie Wujek, Jastrzębie i inne. Staliśmy, jako trzeci pojazd przy światłach drogowych. Przerażający widok czołgów, transporterów, gazików, łazików. I refleksja: to sprzęt za pieniądze społeczeństwa, tych chłopców utrzymuje skarb państwa, a więc z naszych pieniędzy. Teraz idą przeciwko nam. Cztery kontrole. W sumie nic strasznego. Zapytali mnie co to za grupa, spojrzeli i wyszli.
Teraz inna, bolesna: Górnicy z Wujka dostali w swoje martwe twarze od tego, za którego między innymi oddali swoje życie. Hańba, jakiej nigdy się nie spodziewałem.
Gdyby wtedy ktoś powiedział mi, że prezydent wolnej Polski, wywodzący się z Solidarności, aresztowany, internowany, wybrany przez naród zaprosi do jednego stołu tego zbira, dałbym mu po gębie. Myślę, że gdyby wtedy ktoś powiedział Wałęsie, że przyjdzie czas i ty, Lechu siądziesz z Jaruzelskim przy jednym stole, aby udawać speca od bezpieczeństwa nadorowego, Lechu dałby po gębie. Podobno Sikorski na wjeździe do swojego rancza ma napis “Komunistom wstęp wzbroniony”. A jak ci się, Radku siedzi naprzeciwko Oleksego i generała?
Panie prezydencie Komoruski, jest jeszcze Kiszczak…
Jedno, z czego teraz się cieszę to to, że nie głosowałem na tego prezydenta. Cieszę się, bo nie muszę się wstydzić. Wróciła WRONA i wraca KC. I mam kaca, bo miałem nadzieję, że po największej tragedii wolnej (?) Polski, jaką był Smoleńsk nie wydarzy się już żadna inna. Wydarzyła się; zamiast ekshumacji ofiar katastrofy, ekshumowano PRL.
Wstydźcie się Polacy. Wstydźcie się bezmyślności. Robicie wszystko, aby komuchom wiodło się jak najlepiej. Wasz wybór. Polonia chciała pomóc. Przegraliście Polskę! Za dwa tygodnie napatrzcie się dobrze na wypięty w ukłonach przed Miedwiediewem tyłek Waszego (to nie mój) prezydenta…PRL-u.

Komentarze do “Powrót KC- mam kaca”

  1. Krzysztof- 26 lis 2010 o 11:33 am

    Panie Januszu, wzruszajace wspomnienia…ten tragiczny czas i my dobrze pamietamy. Po 29 latach od tamtych wydarzen jako Lider Polonijny i Patriota, wielbiciel PiSu, oredownik uczciwosci jak Pan odbiera swoja wspolprace z rezimowym spikerem TV i towarzystwem, ktore chce folwarkiem Centrowskim lepiej gospodarzyc?

  2. Jan Sporek- 26 lis 2010 o 1:10 pm

    Panie Krzysztofie, czy można się dziwić, że Polonia nie osiąga żadnych sukcesów wśród Amerykanów? Ja o stanie wojennym, pan o speakerze telewizyjnym i Centrum. Więc powiem panu, że nie mam żadnych, ale to żadnych dowodów, że ten człowiek pracował dla komunistycznego reżimu (odsyłam do google.pl gdzie można znaleźć wykaz pracowników telewizji przed 1982). I nie znajdzie pan tego nazwiska. To raz, a dwa to to, że znam grupę, która bardzo, bardzo chce przejąć władzę w Centrum po to, aby założyć tam swój folwark. Proszę się lepiej zastanowić, dlaczego moje nawoływania do konfrontacji pozostają bez echa. Chce tego „towarzystwo” z Centrum, ale nie chcą ci, którzy je atakują. Ja stoję pośrodku i słucham obydwu stron. Teraz chciałbym tych stron posłuchać przy jednym stole.
    „Towarzystwo” nigdzie nie ucieka i zgadza się na konfrontację. Gdzie przeciwnicy? Skoro powiedziało się „A”, trzeba powiedzieć „B”. I zgadzam się: wszystko w imię prawa i sprawiedliwości oraz uczciwości. Niech pan zadzwoni i poda mi swoje nazwisko, zaproszę pana do tego stołu, jako obserwatora. Pański adres: KrzysztofK@yahoo.com
    odbił mi się z powrotem, a więc już nie istnieje. O czym to świadczy…?
    Ja sam wiem, co należałoby w Centrum zmienić i co jest źle, ale dyskusja z ukrytymi komentatorami jest pozbawiona sensu. I na pewno nie pod tym artykułem.
    Nie będę wpuszczał tutaj komentarzy dotyczących czegoś innego, niż stan wojenny i obecnej sytuacji w Polsce. Jeśli pana i innych „chętnych” nie interesuje Polska, to nie mamy o czym rozmawiać.

  3. Jan Sporek- 29 lis 2010 o 2:05 am

    Uściślijmy parę rzeczy:
    Mój blog nie jest i nie chcę aby się stał miejscem sądzenia ludzi tylko dlatego, że nie podobają się innym.
    Cokolwiek by się napisało zmienicie ten temat na ludzi z Polonii. Nie o tym jest artykuł i niech mnie pan nie przekonuje, panie EMIGRANT. Mam prośbę: zadzwoni pan do mnie? Ucieszę się. Naprawdę nie jest to miejsce na dyskusję o ludziach tylko i wyłącznie na podstawie domniemywań,

Trackback URI | Comments RSS

Zostaw Komentarz