Pogrzeb polonijnych mediów
Jan Sporek 1 czerwca, 2011
Nie pierwszy raz alarmuję, że w nowojorskiej Polonii dzieje się źle. Ale to jest głos wołającego na bezludziu, albo rzucanie grochem w ścianę. Czy sprzedaż Nowego Dziennika wyjdzie tej gazecie na dobre pokaże czas. Czy wyjdzie na dobre polonijnej społeczności…? Gazeta prawdopodobnie straci wartościowych dziennikarzy. Smutne jest, że, jak sama gazeta podała na stronie internetowej “pracownicy otrzymali wypowiedzenia”. Co z nimi? Też pewnie pokaże ten, co to płynie bezlitośnie, czyli czas. Nowy Dziennik podał informację o sprzedaniu się w sobotę, 21 maja, 2011 na okładce wydania weekendowego.
Minęło zaledwie trzy dni. Jest wtorek, 24 maja. Raniutko mój telefon zadzwonił i po podniesieniu słuchawki usłyszałem: “chcę cię poinformować o pogrzebie…Polskiego Radia 910 AM”. Potem rozmowa;
Ktoś przyjechał z Chicago w nocy, wymienił zamki i tyle. Pracownicy dowiedzieli się pocztą pantoflową, że już nie pracują. Nie ma radia. Koniec.
Można snuć rozważania, że przecież właściciel ma prawo sprzedawać, kupować, zarabiać. Oczywiście, że tak. Tylko biznesmanowi nie wolno zapominać, że w tym jego handlu jakimś tam towarem są ludzie. Oni mają rodziny, plany, a przede wszystkim są zaangażowani w swoją pracę dla niego. Takiej instytucji nie kupuje się z dnia, na dzień. Jest maj. Biorąc pod uwagę czas oczekiwania na zatwierdzenie pasma, czasu antenowego, te wszystkie licencje, zezwolenia, negocjacje warunków kupna/sprzedaży, itp., to sprawa musiała się zacząć conajmniej w styczniu. Zatem oszukiwanie pracowników i słuchaczy trwało z pewnością kilka miesięcy. Cyniczne oszukiwanie polonijnej społeczności w Nowym Jorku i New Jersey przez równie cyniczne „dowództwo” radia z Chicago, które to „dowództwo jest też i dowództwem Polameru i USMoney Order. Tylko na takie coś stać “szacownych” milionerów? Polonijnych “posiadaczy”? Tak właściciele tych dwóch instytucji odwdzięczyli się Polonii NY i NJ za wysyłanie paczek, za przesyłanie pieniędzy. Ciekaw jestem, czy nowi, meksykańscy właściciele będą wysyłali paczki przez Polamer, czy będą przesyłali pieniądze przez USMoney Order?
Poprzednie czasy w tym radio kojarzą mi się z wykorzystywaniem ludzi, łudzeniem dobrą zapłatą, zwalnianiem przez fax, albo telefonicznie, itp. Właśnie dlatego przestałem pracować w tym radio, – na własne żądanie, bo miałem dość kłamstw menedżerki, że czeki już tuż, tuż. I tak przez trzy miesiące. Aż wreszcie dowiedziałem się przez telefon, że nie było mnie w ogóle na liście pracowników, o czym ostrzegała mnie nieodżałowana, śp. Mariolka Durzyńska – najwspanialszy człowiek w tej redakcji. A menadżerka mamiła, że będę miał za pracę przy mikrofonie, plus przejazdy, (to w końcu 40 mil w jedną stronę), mosty i dodatkową godzinę za przygotowanie każdej audycji. Przyrzekała nawet, że po trzech miesiącach będę miał etat z ubezpieczeniem i pracę na social security. A potem przez dwa miesiące walczyłem z Chicago, żeby dostać chociaż tylko za same godziny przy mikrofonie, a i tak menedżerka zaniżyła ich ilość. Gdy szefem stacji w Pomonie został Wojtek Maślanka zmieniło się znacząco: budynek przybrał inny wygląd wewnątrz: odmalowane, wyczyszczone, Ewa Jasiński przywiozła piękną, skórzaną kanapę. Zajechałem tam z grupą artystów z W-wy: Krzesimir Dębski, jego żona Ania Jurksztowicz, wielkie gwiazdy polskiej muzyki rozrywkowej. Zachwycali się załogą radia, wyposażeniem, właśnie tymi warunkami w “poczekalni” urządzonymi przez Ewę Jasiński i innych. Przedtem było tam całe mnóstwo artystów, których tu sprowadzałem i gościła tam cała plejada znamienitych rodaków z kraju, personalnie, bądź przez telefon. Dziennikarze Radia 910 AM urządzali to studio swoimi sercami, duszami, czuciem. Dostali teraz dwa dni na „posprzątanie” po sobie. Ewa Jaczyński jest w Polsce, oprócz kanapy, foteli zostawiła tam książki, dokumenty. Szlag trafił wszystko. Polonijny biznesman zapomniał uprzedzić, ludzi, którzy dla niego pracowali, żeby szukali sobie roboty. Mam nadzieję, że wynagrodzi ich za dotychczasową pracę i sprawa nie pójdzie do Departamentu Pracy, jak w przypadku Radia Rytm. A co z reklamodawcami? Czy kontrakty się skończyły, czy powinni iść do sądu? Kompletnie bez klasy, jakby ci wszyscy ludzie: pracownicy, reklamodawcy i słuchacze byli zaledwie kupą śmieci, którą można ruchem nogi przesunąć, usunąć z drogi. Ochyda. Najgorsze zaś, że Polonia nowojorska i Polonia z New Jersey pozbawiona została z dnia, na dzień jedynej dwudziestoczterogodzinnej stacji radiowej, nadającej w języku polskim. A tyle się krzyczy o swojej polskości, o patriotyźmie. Dzwoniłem do Chicago, prosiłem, aby właściciel do mnie zadzwonił, bo oczywiście panie z biur nie są upoważnione do podania numeru szefa. Nie zadzwonił. Czekałem cały dzień . Chciałem się dowiedzieć kto kupił nasze, polskie radio. Ulica mówi, że …Latynosi. BRAWO!!! Brawo Polacy, wspierajmy się.
Czy właściciel radia, ponoć milioner, ponoć wielki patriota nie mógł uprzedzić słuchaczy, o swoich zamiarach? A może znaleźliby się polonijni biznesmani, którzy chcieliby założyć korporację i kupić to radio za podobne pieniądze? Dwoma łyżkami nie da się jeść. Czy musiało iść do obcych? Czy jego wierni i oddani pracownicy muszą się czuć, jak skopane kundle, pozostając z dnia, na dzień bez środków do życia? Czy jego wierni słuchacze muszą się teraz czuć, jak sponiewierani, a reklamodawcy oszukani?
W ciągu dwóch lat dokonało się kilka spraw, które świadczą o powolnym umieraniu Polonii w Nowojorskiej metropolii:
-Upadek Radia Rytm (pracownicy oskarżają menadzera, menadzer oskarza pracownikow). nikt sie nie dowie prawdy. Byly jeszcze inne informacje w prasie o jakiejs agenturze… wlasciciela.
-Sprzedaż Nowego Dziennika – nikt nie wie, jak to będzie dalej…Nie wnikam, kto stracił, kto i ile zarobił.
-Zamknięcie Polskiego Centrum Kultury w Passaic, NJ -nikt nie wie, co dalej.
-Sprzedaż Polskiego Radia 910…Latynosom.
Pogratulować. Ale czy tylko właściciele są winni? Nie. Winni jesteśmy też i my wszyscy. Przypomnijmy, jak to było z założonym przez Jerzego Bekkera “Naszym Radiem”?
Najpierw jakoś tam płaciliśmy po te 20 dolarów miesięcznie. Potem zjawił się cwaniak na Long Island, który zaczął produkować cheapy do słuchania w zwykłych radioodbiornikach, więc już nie trzeba było kupować odbiornika, a słuchać można było oczywiście za darmo, (ale on brał pieniądze za ten produkt, zaś wycwanieni, podli, mali ludzie za to płacili). Z długów wykupił to radio Włoch, przesympatyczny i nikogo nie wyrzucił; to nadal było polskie radio, – “Nasze Radio”, aż na koniec zjawiło się w redakcji dwóch cwaniaków, którzy intrygami, podchodami i oczernianiem zacnych dziennikarzy przed włoskim szefem doprowadzili do tego, że szanujący się dziennikarze po prostu odeszli, mając dość prymitywnych zagrań pseudodziennikarskiej pary intrygantów, a do tego doszło jeszcze oszukaństwo słuchaczy, którzy nie płacili opłat miesięcznych. Ci dwaj też zresztą wylecieli, bo ugłupiały Włoch nagle dostrzegł, że nie ma kim tego radia prowadzić. Koniec radia…”Naszego Radia”.
Kolejnym powodem jest brak wsparcia ze strony biznesów, które nie chcą się za bardzo reklamować. Biznesy polonijne, to swego rodzaju monopol. Są i wychodzą z założenia, że i tak jakoś im pójdzie, bo ludzie będą kupować te bułki, te kiełbasy, te bilety do Polski itp. Tych, którzy rozumieją potrzebę istnienia w reklamie jest zastraszająco mało. A media utrzymują się głównie z reklam i na to nie ma rady.
To, co jeszcze zostało też jest, jakby na czarnej liście. Ot, US Polsat, który dzięki staraniom Centrum Polsko-Słowiańskiego stworzył nowoczesne studio telewizyjne jest od ponad pół roku bez reklam Polsko-Słowiańskiej Federalnej Unii Kredytowej. Nasza Unia skierowała oczy i uczucia w stronę Chicago. Pojawiła się jakaś dziwna doktryna poprawności i niepoprawności politycznej, ferująca wyrok, że dawanie reklam w US Polsat jest “politycznie niepoprawne”. Nikt nigdy nie zapytał, jaką poczytność ma Nowy Dziennik, Super Express, czy Kurier. Nie mam nic przeciwko tym mediom, to są polsko-języczne media i powinny istnieć, a twierdzenie, że telewizji nikt nie ogląda, bo nadaje o 23-iej wieczorem, to przegięcie informacyjne widoczne gołym okiem. Tymczasem telewizja w Chicago, w której się reklamujemy nadaje w tzw. “low power”, czyli ściśle regionalnie. Można to zobrazować tak, że, gdyby US Polsat nadawał w low power, to byloby to np. wyłącznie na Greenpoint. A budżet tak, czy tak zawiera koszty reklamy telewizyjnej w Nowym Jorku. To dlaczego się tego budżetu nie realizuje? Przecież to nie są prywatne pieniądze. O ile pamiętam naszym celem było wspomaganie polonijnych mediów.
Więc o co chodzi? Żeby i ta telewizja padła? Żeby i te pół godziny dziennie było zabrane Polonii? Już raz mieliśmy sytuację, w której zagrożona została działalność Centrum. Teraz rzuca się kłamliwe oskarżenia, że Centrum się nie rozlicza. Ale nie pyta się innych sponsorów. A ja stawiam sprawę inaczej. Powinno się Centrum rozliczać z aktywności, z ilości wniosków o granty i sum uzyskanych w ten sposób, bo sporo pieniędzy leży “na ulicy”. Rozliczać z ilości programów i ich realizacji. A poza wszystkim formy rozliczeniowe CPS są na Internecie, jeśli ktoś znajdzie tam przekręty, niech po prostu złoży doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. I tyle.
Jeśli skojarzymy informacje ze strony internetowej Nowego Dziennika (dzisiaj, 31 maja, 2011), to trudno oprzeć się wrażeniu, że jest jakiś plan. Nagła sprzedaż stacji w Pomonie, to policzek dla Polonii, a wystawianie Gwiazdy Polarnej, Dziennika Związkowego, czy wreszcie rozgośni WPNA 1490, to właśnie wygląda na jakiś plan.
PNA, czyli Polish National Alliance, po polsku Związek Narodowy Polski, właściciel rozgłośni WPNA 1490, to jedna z najbogatszych instytucji polonijnych, taki polonijny MetLife, tylko, że jeżeli szef tego związku jest jednocześnie szefem Kongresu Polonii Amerykańskiej, ma pod sobą radio, to nie dziwmy się, że coś mu po drodze nie wychodzi. Za dużo tych prezesów z podwójnymi i potrójnymi funkcjami, a działalności niewiele. Upadek. Czy ktoś się poczuje odpowiedzialny, albo współodpowiedzialny? Idę o zakład, że taki się nie zgłosi. A najtragiczniejsze jest to, że zaczyna mi się to jednak składać w jakiś dziwny plan unicestwienia tego, co Polonia budowała przez wiele, wiele lat.
Ale może w tym układzie znalazłoby się kilku polonijnych biznesmenów chętnych do stworzenia korporacji medialnej? Radio to akurat wcale nie taka znów droga inwestycja, a prowadzona przez ludzi z głową może stać się wielce znaczącym ogniwem łączącym Polonię, dającej jej polskość; kulturę, naukę, obyczaje, obrzędy, tradycję, politykę, religię.
Zespół świetnych radiowców jest do dyspozycji. Sprzęt wcale nie jest taki drogi, a możliwości negocjacji bardzo szerokie.
Czas najwyższy, aby Polonia nowojorska uwierzyła, że stać ją na wspaniałe projekty, czego życzę jej z całego serca.
Szanowny Panie Januszu,
pisze Pan o pogrzebie polonijnych mediów, który właśnie trwa. Nie sądzę, że szukanie winnych tego stanu rzeczy jest działaniem, które gdziekolwiek doprowadzi. W każdym razie sprawy nie wyglądają tak prosto, jak je Pan przedstawia.
Upadek polonijnej prasy w Nowym Jorku zaczął się w chwili (choć wtedy nikt z tego nie zdawał sobie sprawę), wyrzucenia z Nowego Dziennika rodziny Czujów. Było to bodajże w 1994 r. Do tego czasu Nowy Dziennik był monopolistą na rynku prasowym w NY (aż dziw bierze, że przez tyle tal, od 1971 r., nie doczekał się jakiejkolwiek konkurencji). Bracia Czujowie, pozbawieni środków utrzymania, wpadli na pomysł (mniejsza o to czy sami, czy nie), wydawania gazety tabloidowej Super Express, która w Polsce biła rekordy popularności. Pomysł był o tyle ciekawy, że materiał miał być przesyłany elektronicznie. Nowojorski Super Express, którego redakcja mieściła się w jednym pomieszczeniu na Greenpoincie, szybko zdobył popularność wśród Polonii. I stał się poważnym konkurentem Nowego Dziennika. Nie czas na dokładną analizę całego procesu rozkładu, na który składa się zmiana – że tak nazwę – jakościowa i ilościowa Polonii, rozwój technologii elektronicznej, odejście młodego pokolenia od czytania gazet (nie tylko po polsku), ale też i arogancja i pycha dziennikarzy w Nowym Dzienniku. Przez lata przywykli, że są jedynymi i nie potrafili przystosować się i do nowych warunków, dostrzec zmiany. Największym jednak grzechem redaktorów N.Dz.było stawianie się ponad swoich czytelników. To niestety do dzisiaj jest szczególnie wyczuwalne w tekstach redakcyjnych Jana Latusa.
Wracając do końca lat 90. minionego wieku, zadrą w oku szefów N.Dz. byli sami Czujowie. Jeszcze tak niedawno pracownicy techniczni (drukarnia i dystrybucja) Nowego dziennika, dzisiaj byli wydawcami konkurencyjnego tytułu. Niektórym to się w głowie pomieścić nie chciało.
Zaczęły się podchody, by utrącić konkurencję. Skończyło się na tym, że warszawski Super Express odebrał Czujom wydanie nowojorskie (sami bracia Czujowie bardzo w tym pomogli, mniejsza o szczegóły). Czujowie po raz drugi zostają na lodzie. Nie na długo, po krótki okresie szoku wywołanym stratą gazety, Janusz Czuj wychodzi w czerwcu 2000 r. z nowym tytułem (Polską Gazetą). Do tego nic nie wychodzi z planów N. Dz., by przejąć nowojorskie wydanie Super Expressu, Warszawa postanawia sama je kontrolować. Tak więc w ciągu czterech lat Nowemu Dziennikowi – z gazety będącej absolutnym jedynakiem na rynku – przybywa dwóch konkurentów.
Wydawca Polskiej Gazety, po początkowym błądzeniu ideologicznym (sławne rozpościeranie czerwonego dywanu przed odwiedzającym redakcję na Greenpoincie ówczesnym prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, o czym z pewnością chciałby dzisiaj zapomnieć), zaczął coraz lepiej wyczuwać tzw. target, czyli oczekiwania czytelników). Ku zdziwieniu konkurencji, ta drobniutkimi siłami robiona gazeta przetrwała 11 lat, w dużej mierze dzięki internetowi (też mniejsza o szczegóły).
Gdy jeszcze w 2000 r. nakład weekendowego wydania N.Dz. wynosił 23000 egzemplarzy, tak obecnie – jak słyszę, nie przekracza 7000. Podobne spadki zanotował Super Express. Polska Gazeta nigdy nie wybijała się na takie wyżyny, ale jak była, tak i pozostała nakładowo najbardziej rachityczna z całej trójki.
Nie będę rozwodzić się nad przyczynami upadku N.Dz., napiszę tylko, że przyczyniły się do niego złe decyzje personalne na stanowisku prezesa gazety oraz redaktora naczelnego, a także skrzywiona mentalność wielu dziennikarzy. Nie pomagała także snująca się latami za N.Dz. opinia, że jest to gazeta żydowska (opinia muszę dodać niesprawiedliwa). Bardziej N.Dz. prezentował orientację lewicową, co zresztą zrozumiałe, jeżeli pamieta się, że twórca gazety, śp. red. Bolesław Wierzbiański wywodził się raczej z przedwojennego środowiska lewicowego. Oczywiście, nie trudno domyślić się dlaczego do N.Dz. przylgnęła łatka gazety żydowskiej. Jak się wypisuje takie bzdury po wyborze kardynała Karola Wojtyły na papieża, to trudno mieć jakiekolwiek pretensje (zainteresowanych odsyłam do wydania N.Dz. z dnia 17 października 1978 r., obiecuję, że przeżyją szok łagodnie mówiąc).
Nie jest tajemnicą, że dla trzech tytułów miejsca na nowojorskim rynku polonijnym nie ma. Kwestią otwartą było, kto padnie pierwszy. Padło na N.Dz., chociażby dlatego, że ma największe koszty – redakcja liczy 28 osób, przy kilku w SE i Polskiej Gazecie. Takiego obciążenia nie można było udźwignąć, nawet jeśli ma się najwięcej reklam. Do tego dochodzą koszty utrzymania siedziby na Manhattanie (100 czy 120 tys. dolarów rocznie samych podatków).
17 czerwca wyznaczy koniec pewnej epoki, po 40 latach Nowy Dziennik przechodzi w inne ręce, przejmuje go firma Outwater Media Group (OMG) z Garfield, kontrolowana przez braci Sadowskich. W krótkim komunikacie OMG zapowiada zmiany w gazecie i przeprowadzkę do New Jersey. Przez lata, szczególnie za życia red. Wierzbiańskiego, Nowy Dziennik był więcej niż gazetą, był instytucją, centrum ogniskującym inicjatywy Polonii. Wraz z przejęciem przez OMG i przeprowadzką za rzekę ta rola gazety dobiegła końca.
Czy Sadowscy kupili ją, bo widzą, że da się zrobić na tym dobry interes, czy też, by uratować ważny tytuł? A może, by połechtać swoje ego? Tego nie wiem.
Przy okazji słyszę, że bracia Sadowscy zapłacili za N.Dz. od 500 do 700 tys. dolarów. Prowadząc firmę reklamową Bluberries Sadowscy udowodnili, że znają się na biznesie. Tym razem ktoś, albo sami wystawili się na minę. Za upadającą gazetę zapłacili zbyt dużo. Ciekawe, co z nią zrobią?
Co do radia, nie od dzisiaj wiemy, że stacje radiowe przynoszą straty. Także amerykańskie (przykładem jest Sirius, którego akcje kosztują kilkanaście centów).Tak więc rozumiem, że p. Kotaba chciał zamknąć niedochodowy interes. Skandalem jest jednak sposób zamknięcia radia w Ponoma. Tak nie postępuje człowiek przyzwoity.
Pan Janusz Sporek nawołuje do jakiejś zbiorowej akcji Polonii. Że niby wspólnymi siłami stworzymy wielkie dzieło. To nigdy się Polakom nie udawało. Sam przecież doświadczył kłód pod nogami w swojej działalności.
I jeszcze na koniec o telewizji. Warto by było, gdyby Polonia zaczęła walczyć o poprawę jakości programu TV Polonia. Ten, którym nas karmią, stoi na nieprzyzwoicie niskim poziomie.
Co do „telewizji Janusza Jóźwiaka”, czyli programu US Polsat, to robi on program taki, na jaki go stać. Niedawno na łamach SE Jóźwiak był krytykowany za branie czy nie branie wiadomości z jednej czy drugiej stacji w Polsce (oczywiście krytyka ta była prowadzona na zlecenie). Jak ktoś chce zrobić lepszy program, proszę bardzo. Co, nie widać chętnych? I chyba się nie znajdą. Prężnie działająca przez pewien czas TV Antenna jest juz tylko miłym wspomnieniem, a jej szef (zresztą mój serdeczny przyjaciel) czasami robi wrażenie, że TV Antenna gdzieś nadaje, albo będzie lada chwila nadawać. A prawda jest taka, że „to se nie wrati”.
Gwiazda Polarna, najstarsza polska gazeta w USA, wbrew temu, co pisał kilka dni temu Nowy Dziennik, trzyma się i trwa na warcie. Na Florydzie działa miesięcznik Kurier Florydy prowadzony przez red. Głowackiego. Nie możemy zapominać o greenpoinckim Kurierze Plus, heroicznie prowadzonym przez Zosię Kłopotowską. Te tytuły działają dzięki zrywom i poświęceniu garstki ludzi, dinozaurom mediów. Na dłuższą metę nie mają prawa przetrwać. Jeżeli procesy społeczne są powtarzalne, polonijne media powinny zniknąć. Kto dzisiaj pamięta o gazetach w języku niemieckim, które wydawano w Nowym Jorku jeszcze w drugiej połowie lat 80. ubiegłego wieku. Dawno zatarł je kurz historii. To samo czeka media polonijne polskojęzyczne. A to jedynie dowód, że Polonia się kurczy i asymiluje. A dla tej grupki, która się nie zasymiluje nie warto wydawać gazety. Ona ma internet. On zastępuje wszystko.
Zasyłam serdeczne pozdrowienia
Maciek Majewski
Emocjonalnie jestem wzruszony i zbulwersowany zamknieciem emisji polskich programow na falach radiowych . Wlasciciel stacji radiowej , Walter Kotaba o swoich zamiarach sprzedazy rozglosni radiowej w Pomonie NY , powinien duzo wczesniej powiadomic zespol redakcyjny oraz opinie spoleczna w srodowisku polskim a wtedy napewno znalezliby sie nowi inwestorzy . Podobno nawet Amerykanska Czestochowa wylozylaby na ten cel pieniazki .
Ten czlowiek zachowal sie gorzej niz sam Judasz bo zdradzil nie jednego czlowieka Jezusa Chrystusa lecz caly narod polski i zasluguje na lincz jako , ze zrobil to po swinsku a nie jak czlowiek z charakterem .
Z powazaniem , Henryk Switala / Mahwah NJ /