O rety…kabarety, bzdety!
Jan Sporek 8 lipca, 2011
Jesienią planuję zaprosić do Nowego Jorku i ościennych stanów legendę polskiej piosenki, niezapomnianą i cudowną Halinę Kunicką. Jesteśmy już “po słowie” i plany są na październik; albo koniec, albo przełom z listopadem.
W każdym razie powoli zaprzęgam się do pracy i tak sobie palanuję, planuję, zapisuję, oglądam mapę, rozeznaję te polskie sale koncertowe (nie ma ani jednej z prawdziwego zdarzenia) i jakoś mi było za cicho, za nudno. Pracując na monitorze na wprost mnie, wrzuciłem TV Polonia na ekranie po prawej i wybrałem “kabarety”. Na pierwszym miejscu listy programow kabaretowych “Pojedynek gigantow”, część I-a i II-ga.
-Fajnie – pomyślałem – nie będzie mi się nudziło i robota pójdzie szybciej, łatwiej i przyjemniej.
Po krótkim jednak czasie zrezygnowałem z słuchania i oglądania kątem oka tego, co działo się na scenie, oderwałem się od mojej pracy i otworzyłem drugą cześć “pojedynku”. Gigantami byly kabarety “Ani Mru, Mru” i “Moralnego niepokoju”. Druga część okazała się być taką samą tandetą i miernotą, jak pierwsza. Facet, który zapowiadał to wszystko ściągnięty został prawdopodobnie z jakiejś zabitej wiochy i chyba jeszcze musiał okazać zaświadczenie, że nie chodził do normalnej szkoły; powtarzał słowa po kilka razy, wołał o “wielkie brawa”, a głos miał tak okropny, że robiło się niedobrze.
Jakież było moje zaskoczenie, gdy krzyczący “zapowiadacz” oznajmił, że pojedynek ten “sędziują” dwaj sprawozdawcy sportowi – Dariusz Szpakowski i Przemysław Babiarz. I jeszcze większe, gdy obydwaj zaczęli się wysilać na górnolotne komentarze: “ujęło mnie”, zbudowało mnie”, “porwało mnie” i tego typu bla, bla, bla. Że-na-da.
I tak sobie pomyślałem: Rząd upadł już poniżej krytyki – moralnie, intelektualnie, obyczajowo. A i kabarety poszły jego śladem: poprzebierane, wykoślawione, z doprawianymi zębami, dziwną artykulacją. Bez treści, – ma być wygłup. Kiedy sala wybuchała śmiechem i burzą oklasków, zastanawiałem się: albo wszyscy weszli za darmo, albo jeszcze im dopłacono?
I wspominałem Kabaret Starszych Panów, więc Wasowskiego i Przyborę, kabaret Dudek, a więc Dziewońskiego, Kobuszewskiego, Kwiatkowską, Gołasa, Michnikowskiego. Kabaret Olgi Lipińskiej i tego fantastycznego Gajosa i Majewskiego, który choć pianistą był wmówił Polakom ów śmieszny slogan: “czy ja mam grać?”; Laskowik, Smoleń i wreszcie najwybitniejszy z nich wszystkich, choćby dlatego, że w przygniatającej większości to, co śpiewał i “monologował”, to była jego wena twórcza. I choćby dlatego, że on jedyny najbardziej był przez ubecję nękany, że stworzył przebój, który z jednej strony stał się hasłem patriotycznym, z drugiej pieśń ta, to nic innego, jak znakomita lekcja historii.
“Żeby Polska była Polską”. Nie będzie kłamstwem, ani przesadą, że śpiewali ten utwór, albo tylko jego dwulinijkowy refren Polacy pod każdą szerokością geograficzną.
Jak Państwo myślicie – dlaczego Pietrzak znów w podziemiu, a na szklanym ekranie debilizm?