Jan Sporek 16 października, 2007
Piszę to po kilkunastu e-mailach otrzymanych od moich przyjaciół z Polski, a piszę dlatego, że przeraża mnie ich określanie się po stronie przeciwników PiS-u. Naiwność części polskiego społeczeństwa graniczy z głupotą, a w każdym razie na pewno z amnezją, żeby użyć delikatniejszych określeń. Jak to się mogło stać, że Tusk i jego partia osiągają tak wysokie notowania, tego chyba sam diabeł nie zrozumie. Pozornie wyglądało na to, że wygrał on debatę z Kwaśniewskim. Ja sądzę, że wygrał ją jedynie w kilku sekwencjach, szczególnie zaś w tych, w których były prezydent musiał się tłumaczyć z przeszłości. Ogólnie jednak mam przekonanie, że ta debata była mu potrzebna wyłącznie do zaistnienia na ekranach polskich telewizorów, na brak czego narzekał dość wylewnie w ostatnich czasach, zarzucając telewizji publicznej, że wyłącznie PiS obdarowywany jest czasem antenowym. Poza tym nie był do tej debaty zbyt dobrze przygotowany.
Ale nie Tusk i nie Kwaśniewski mają być tematem tego artykułu. Moje zdziwienie budzi fakt, że naród polski w ogóle dał sobie wmówić, że w ojczyźnie jest kilka partii, które mogą pretendować do rządzenia. Nikt nie próbuje nawet uświadomić sobie, że jesteśmy narodem, który w kilka lat po najwspanialszej wizycie polskiego Papieża w kraju, po Jego słowach „nie bójcie się”, po Jego wsparciu narodowego morale, ogłosił pierwszym prezydentem wyzwolonej Polski generała, który przedtem złapał naród za przysłowiową mordę stanem wojennym. A kto to zrobił? A no ten, który podobno założył Solidarność: „Wasz prezydent, nasz premier”. Zapomnieliśmy to kupczenie stołkami? A premier namalował „grubą kreskę. ”Nikt nie chce pamiętać, że tenże naród, tak ponoć szczerze kochający swojego Papieża, wybrał na dwie kadencje postkomunistycznego kandydata, robiąc go prezydentem na dziesięć lat. Nikt wreszcie nie chce przyznać się teraz, że nagonka na PiS jest niczym innym, jak wyrażaniem tęsknoty za komuną, poparciem nierozliczenia tych, którzy rozkradli nasz kraj, urządzając swoje gniazdka na kształt pałaców, którzy za bezcen nabywali najdroższe posiadłości, tych, którzy ustawili się do końca życia, jako europosłowie i drwią ze wszystkiego i wszystkich i oczywiście rękami i nogami bronią rozliczenia starego systemu. Premier zupełnie niepotrzebnie zgodził się na obydwie debaty. Nie jest to obowiązkiem wyborczym, nie ma tego w konstytucji, nie ma takiej obligacji w żadnych przepisach dotyczących wyborów. Dopuszczenie Kwaśniewskiego do debaty było zupełnie niepotrzebnym daniem mu możliwości zaistnienia w mediach. A niestety trafiło na podłoże naiwności i błędnej orientacji sporej części społeczeństwa urabianego niekoniecznie polskimi źródłami medialnymi. Tusk natomiast nie powinien dostąpić zaszczytu debaty z premierem dopóki nie złożył deklaracji, że nie zwiąże się z LiD-em. Taki był warunek i trzeba było go konsekwentnie podtrzymywać. A jesli już tak się stało, to mam pretensje do premiera, że przyszedł na to spotkanie-debatę z nastawieniem uprzejmości i dyplomatycznej grzeczności, wiedząc, że lider Platformy ani myśli o grzecznościowych konwenansach. Mam pretensje do premiera, że nie zadał Tuskowi, mogącego mieć kapitalne znaczenie pytania: co pan robił w grupie z „nocnej zmiany”, która w 1992 roku dokonała zamachu na rząd Olszewskiego, wstrzymując tym samym proces dekomunizacji? Jak „ciepłosłowy” pan Tusk czuje się z tym rozdziałem swego życiorysu dziś? A lider PO najspokojniej i najbezczelniej, za przykładem byłego liedera Solidarności i byłego prezydenta Polski, który obiecywał drugą Japonię, obiecuje Polsce drugą Irlandię. Czy trafi to na podatny grunt? Czy przekona tych naiwnych, którym nie podoba się polityka PiS-u i będą głosować przeciwko? Wiem jedno, – powrót do władzy tych, którzy chcą, aby przeszłość przyschła bezkarnie jest niedopuszczalny. Wiem również, że dojście do władzy Platformy nie gwarantuje niczego lepszego, niż jest w tej chwili. To będzie tylko zmiana ekipy, ale z jednoczesnym zamazaniem przeszłości, ugrzecznieniem na zewnątrz i pogrążeniem Polski gospodarczo, bo te gruszki, które obiecuje Tusk nie rosną nawet na wierzbach. Ich po prostu nie ma. Ja głosuję na PiS.