Spadek
Jan Sporek 8 września, 2012
Naipierw wytłumaczę może czym jest prowadzenie czegoś takiego, jak blog. Nie jest to czynność, do której ktokolwiek zmusza blogera. Wynika ona z własnego wnętrza: reakcji na codzienność. Czasem czyni się to regularnie (są tacy, którzy z tego żyją, bo płacą im reklamodawcy), czasem z doskoku, a czasem po prostu z potrzeby chwili w miarę dysponowania czasem. Nie jestem regularny choćby dlatego, że pracuję, jako pedagog, choćby dlatego, że ciągle dopisuję coś do książki, która rodzi się w bólach i choćby dlatego, że do niedawna przygotowywałem moje felietony, pisane niegdyś dla Nowego Dziennika do wydania książkowego. Drukowałem je w Polsce, żeby dać zarobić polskiemu wydawnictwu. Są już ukończone i właśnie płyną w poprzek oceanu i przybędą pod koniec września. Pisanie na blogu jest więc sprawą bardzo osobistą, zależną od możliwości czasowych autora. Pisanie na własnym blogu jest też, co tu dużo mówić indywidualnym poczuciem obowiązku reagowania na wydarzenia wokół, jest efektem wewnętrznej wrażliwości. Ludzie, którzy nie mają nic do powiedzenia nie powinni wpisywać swoich komentarzy. Postęp rodzi się, gdy dyskutujemy, czasem nawet ostro, ale na temat.
Jesteśmy tu, w Stanach po konwencjach obydwu partii. Jakie były? Takie, jak zawsze. Nikt nie zadaje pytań prezydentowi czego dokonał (mam na myśli zwykłych ludzi), ale wszyscy zachwycają się Pierwszą Damą. Zadziwiający jest pro-demokratyczny ton polskich sprawozdawców (idąc tokiem myślenia mojego dyżurnego komentatora-krytykanta, Adama, ludzie z Polski nie powinni wypowiadać się na tematy amerykańskie, skoro on zabrania mi pisać o Polsce..,).
Oto słyszę w Wiadomościach, że Republikanie mieli problem z obecnością artystów-celebrytów, których ponoć zatrzęsienie było na konwencji Demokratów. Jakoś jednak wszyscy zachwycają się rewelacyjnym “skeczem” Clinta Eastwooda właśnie na konwencji Republikanów. Takimi pokrętnymi komentarzami pierze się mózgi polskiego społeczeństwa. Zachwycali się nasi sprawozdawcy żoną obecnego prezydenta, oczywiście takiż zachwyt walił z hali konwencji jego partii, tymczasem na Internecie Amerykanie przypominają wszystkim, że ta zakochana w swoim mężu pani w ciągu tej jednej kadencji wyjechała pięciokrotnie na “zasłużone” wakacje, co kosztowało podatników, bagatela, – pół miliarda dolarów, łącznie z lataniem Air Force One!! Ale nie przeszkadzało to pani Obamowej oświadczyć, że “bycie pierwszą damą, to ciężka harówa”. Od początku rządów B. Obamy całą winę za obecny stan zwala się na Georga W Busha. I jest to najwierutniejsze kłamstwo.
Bradley J. Donner, Sr VP Investments, J. P. Turner & Company, LLC, napisał fantastyczne tłumaczenie obecnej sytuacji. Nie napisał anonimowo, podał imię, nazwisko, funkcję w JP Turner & Company, adres i telefony.
Bradley przypomina i nawołuje, aby pamiętać, że 3 stycznia, 2007 roku Deomokraci doszli do władzy absolutnej, to znaczy zdobyli większość zarówno w Izbie Reprezentantów (Kongres), jak i w Senacie. Jeśli chcemy zrzucać winę za kryzys na Busha to powiniśmy pamiętać, że G. W Bush ustanowił swoisty rekord utrzymując wzrost zatrudnienia przez 52 tygodnie.
3 stycznia, 2007 roku gdy Demokraci przejęli władzę, Down Jones zamknął się na 12.621.77, GDP (Gross Domestic Product – product krajowy) za ostatni kwartał, 2006 roku wynoisł 3.5% (dla przypomnienia;- nasz genialny rząd przewiduje go na wysokości 2.2, choć miało być 2.9), a bezrobocie zamknęło się na wysokości 4.6%. Od tego czasu, – pamiętajmy: 3 stycznia, 2007- rządy, a więc decyzje przeszły w ręce Demokratów. Tegoż dnia Barney Frank został szefem Komisji Finansowej Kongresu, (House Financial Services Committee ), a Chris Dodd objął Komitet Bankowy w Senacie (Senate Banking Committee). Gdzie znalazł się najbardziej newralgiczny punkt załamania gospodarczego piętnaście miesięcy później? Właśnie w bankowości i finansach. Rekordowe bezrobocie spowodowane zostało wpompowaniem w rynek niewiarygodnych sum na toksyczne pożyczki z Fannie Mae i Freddie Mac i lawinę tzw. forclosures (odbierania domów przez banki), a więc bezdomność. G. W. Bush 17-stokrotnie apelował do kongresu, ostrzegając, że te dwa para-banki są zagrożeniem dla finansów USA. Kongres większością głosów demokratycznych, niestety odmawiał mu zajęcia się tą kwestią (amerykański Amber Gold? – tak, tyle, ze w białych rękawiczkach) Pamiętać trzeba, że budżet nie wychodzi z Białego Domu, budżet, to sprawa kongresu. A od 3 stycznia, 2007 roku Kongres USA kontrolują Demokraci. Tylko w 2008 musieli pójść na kompromis, gdy Bush, jako prezydent twardo sprzeciwił się podnoszeniu wydatków. Budżetem w 2009 rządzili już Nancy Pelosi i Harry Reid. Uruchomili oni istny omnibus wydatków, a potem Demokraci już byli “panami świata” ze swoim, demokratycznym prezydentem, który dziś chwali się, że uratował General Motors. Gdzie był wtedy Barack Obama? Był członkiem kongresu i głosował za tym nieprawdopodobnym wzrostem wydatków, a później autoryzował je już, jako prezydent. Deficyt, jaki został po Republikanach za rok 2007 był najmniejszy za całe poprzednie pięć lat i czwarty w całej historii deficytów. Dziś Obama twierdzi, piorąc mózgi wyborców, że “w spadku po swoim poprzedniku odziedziczył potężny deficyt”.
Bradley Donner pisze, że Obama powinien mówić “odziedziczyłem potężny deficyt, bo sam na niego głosowałem, a potem sam powiększyłem go czterokrotnie”. I taka jest prawda o obencym prezydencie i jego zasługach w obecnym kryzysie.
W Ameryce nie dzieje się najlepiej i wszyscy o tym wiedzą. Pamiętamy sławetne ”wyznanie” szefa Rezerw Federalnych, Bena Bernanke, gdy podczas przesłuchania przed komisją kongresową, na pytanie gdzie podziało się 500 milionów dolarów powiedział, że “poszło gdzieś, do różnych krajów, ale on nie wie dokładnie do jakich”. Po raz pierwszy doprowadzono do “audytu” w FED i wyszło na jaw, że rozmyło się gdzieś…16 miliardów. Czy coś się z tym zrobi? Wątpię
Padają biznesy, drożyzna szaleje, ceny benzyny sięgają sufitu. Kiedyś jeździłem ciężarówką dla Adamby, rozwożąc polskie produkty żywnościowe do polskich sklepów od Nowego Jorku do Bostonu, Baltimore, stanów Main i Rhode Island. Widziałem, jak rozwijały się te polskie sklepy. Kilka tygodni temu rozwoziliśmy z kolegą afisze występów Pietrzaka. W Stamford, CT z pięciu sklepów zostały dwa, na Ridgewood, w Nowym Jorku pojechaliśmy do sklepów, które znałem i… trzech już nie ma. Emigranci, którzy jakoś się tam dorobili wyjeżdżają. Jedni mają tyle forsy i jakieś ciągłe dochody stąd i nie narzekają w starej Ojczyźnie, ale są i tacy, którzy wracają i podejmują wysiłki, aby wrócić do pracy, założyć jakiś biznes, bo w Polsce z dnia, na dzień zaczynało brakować. A są i tacy, którzy pozbyli się tutaj mieszkania, nie dopilnowali spraw emerytalnych i dzwonią, że już nie wyrabiają, że znowu chcą do Ameryki.
Nie wiem, czy wiedzą o tym przeciętni Amerykanie, ale od stycznia 2013 wchodzi w życie ustawa w/g której każda operacja bankowa (wpłacanie emerytury, czeków z pracy itp) będzie obłożone rządową opłatą w wysokości 1 procenta. Nie wiedzą, bo nie czytają, bo przeciętnych ludzi nie interesuje to, co serwują im politycy. Chwalą prezydenta, bo ładnie o nim powiedziała żona. Lemingi są wszędzie. A wystarczy trochę wyobraźni, aby uzmysłowić sobie, jak ogromne kwoty trafią do rządowej kasy i tym samym skradzione zostaną podatnikom. Jedyną kastą, bo to nie jest normalna grupa, to właśnie kasta, której powodzi się świetnie, to kasta polityków; za pieniądze podatników kłamią, kradną i mają się doskonale, – z pokolenia, na pokolenie.
Myślę, że wszyscy, którzy chcą się wybrać na jesieni do amerykańskich urn powinni dużo czytać i to z różnych źródeł. Te wybory będą niezwykle ważne. Jestem z przekonania republikaninem, a najbardziej przekonuje mnie poniższa anegdota:
Mieszkankę Long Island, o poglądach republikańskich odwiedzili przypadkowo sąsiedzi, gdy wyszli na spacer z dorastającą córką i psem i zobaczyli ją obrabiającą klomb z kwiatami. Sąsiedzi byli zatwardziałymi demokratami. Córeczka oczywiście też.
W rozmowie, pielęgnująca swoje kwiaty republikanka zapytała córkę sąsiadów:
-Kim chcesz być, gdy dorośniesz?
-Prezydentem.
-O, to świetnie. A jaki miałabyś główny cel?
-Pomóc wszystkim bezdomnym i bezrobotnym; dać im mieszkania, zapewnić pożywienie i pieniądze.
-Wspaniały cel, ale wiesz co, nie musisz czekać, aż zostaniesz prezydentem. Już teraz możesz wpadać do mnie, pokosić trawę, obrobić kwiaty, a ja będę ci płacić 50 dolarów na godzinę. Możesz wtedy zacząć kupować bezdomnym żywność i im pomagać.
-O nie, – oburzyła się dziewczynka.
-Dlaczego?
-To przecież oni sami mogliby przyjść i zarobić te pieniądze.
-Witaj w klubie republikanów, – skwitowała kobieta.
Od tamtego dnia sąsiedzi-demokraci nie rozmawiają z tą kobietą i nawet nie podchodzą w pobliże jej domu. Napisała o tym na jakimś portalu i obiegło to już całe Stany.
Jeśli cokolwiek od nas zależy, to najbardziej przy okazji wyborów.
To prawo, wynikające z konstytucji zobowiązuje nas do bardzo szczegółowego myślenia i analizowania teraźniejszości, zanim “odfajkujemy” kratkę z nazwiskiem kandydata do kongresu, czy senatu, albo wybierzemy “ballot” z nawiskiem kandydata na prezydenta.
Panie Januszu mam nadzieje ze nasi rodacy w USA otworza oczy i zobacza ze ten Pan prowadzi USA do kraju 3ciego swiata – z rozmowy z naszymi rodakami wywnioskowalam ze nietorzy uciekly od komunizmu/socjalizmu miely wszystko za darmo – a teraz im sie zmienilo i popieraja osoby ktore tworza, a wlasciwie to juz stworzyli socjalizm, – nie ma nic za darmo – mielismy opieke lekarska i co bylo – czekania, lapuwy smrod itd – a nowy system medyczny usa bedzie taki jezeli twoj pracodawca nie ma ubezpieczenia lub moze sie wycowafac (bo niektorzy beda mieli ulgi) to obywatel ma obowiazek wykupic panstwowe uzbezpieczenie jezeli nie to kara. Ci co maja za darmo medicaid i tak beda mieli tylko ich bedzie wiecej – a kto za to bedzie placil ten co tyra na budowie