Policzmy głosy
Jan Sporek 17 listopada, 2014
Powinienem ten tytuł ująć w cudzysłów, bo są to słynne słowa Tuska z jeszcze słynniejszej “Nocnej zmiany” – czerwiec, 1992, tuż przed obaleniem rządu Jana Olszewskiego przez grupę wyrachowanych karierowiczów i pseudo-solidarnościowców, na czele z Wałęsą.
Pamiętam dzień wyborów do Kongresu USA, w listopadzie, 2010. Byłem wtedy w biurze kongresmana Peta Kinga, na Long Island, gdzie razem z dr. Kirchnerem dyskutowaliśmy o katastrofie smoleńskiej. Siedzieliśmy w gabinecie kongresmana, gdy nagle z głównego biura, gdzie zgromadzili się pracownicy i przyjaciele, oraz zwolennicy P. Kinga dobiegły entuzjastyczne krzyki typu hurrra, brawo! Wybiegliśmy z niewielkiego pomieszczenia i zobaczyłem tłum stojący przed wielkim, plazmowym ekranem, wiwatujący na cześć swojego kongresmana. King przyjmował gratulacje, objął przyjacielsko dra Kirchnera, potem mnie. Był szczęśliwy. Wygrał. Spojrzałem na zegarek, – dochodziła 22:00. Jak, to? – pomyślałem – przecież jeszcze trwają wybory. Rzecz polegała na tym, że już wiedziano, jaki procent przyszedł, jaki procent jeszcze ewentualnie zgłosi się do urn. I w ten prosty sposób obliczono, że już nic się Kingowi przytrafić nie może.
Stany Zjednoczone – ponad 200 milionów ludzi. Nawet, jeśli założymy, że w wyborach wzięło udział, podobnie, jak wczoraj w Polsce 46% uprawnionych, to czyni to liczbę 92 miliony, prawie dwa razy tyle, ile liczy cała ludność Polski. I wyniki znane były tego samego dnia, na tyle, że można było w prawie stu procentach pewności stwierdzić, kto już wygrał, a kto jeszcze musi poczekać. W Polsce, w tej chwili mija 19-ta godzina od zamknięcia punktów wyborczych, a oni dalej liczą i zastanawiają się, czy polegać na komputerach, czy liczyć ręcznie.
I to jest obraz Polski po rządach PO-PSL. Są tylko trzy możliwości tłumaczące ten stan:
– Jesteśmy krajem totalnie zacofanym i nie stać nas na porządny system komputerowy.
– Koalicja w perfidny sposób doprowadziła do takiej sytuacji, mając nadzieję, że kolejne machlojki przy urnach skutecznie zniechęcą wyborców do uczestniczenia w wyborach.
– Koalicja daje sobie kilka dni, albo kilkadziesiąt godzin do takiego majstrowania przy liczeniu głosów, aby znowu wygrać.
Zadziwiające, z drugiej strony, jak szybko odkrywa się, że gdzieś tam są głosy nieważne – tu system działa bez zarzutu.
Konkludując, – jestem dumny z Polaków, że ruszyli do wyborów w tych 46 procentach i dokonali dość znacznych symptomów zmian, których pragną. Pokazali, że pewnych rzeczy mają już dość. Cieszy odsuwanie SLD na coraz dalszy plan sceny politycznej, a ugrupowanie Palikota na zupełne obrzeża polityki. Naród nie jest jednak do cna ogłupiony i Bogu dzięki.
Przyznam się, że od kilku tygodni, uczestnicząc w porannych Mszach Św. w kościele Św. St. Kostki odmawiałem dziesięć Zdrowaś Mario z różańca w intencji Polski, w intencji zmian, w intencji odsunięcia od władzy ludzi, którzy zaprzeczają naszej historii, tradycji, naszego chrześcijaństwa, którzy stawiają Europę wyżej, niż kraj rodzinny, Ojczyznę i Naród.
Trafić dziś naprawdę dobrego bloga to rarytas, zatem cieszę
się, że cię odnalazłem