Gdyby ich nie było…?
Jan Sporek 12 czerwca, 2015
Myślę, że byłoby to niezwykle ciekawe odpowiedzieć na pytanie, “Co by było, gdyby ich nie było w polskim życiu polityczno-dziennikarsko-społecznym”? Kogo? Ot, na przykład Tuska, Sikorskiego, Komorowskiego, Kopacz, Lisa, Michnika, Niesiołowskiego, Pawlaka. Wymieniam tylko tych najbardziej reprezentacyjnych kłamców, cyników, oszustów ideowych. A Wałęsa? Nie, nie zapomniałem, tyle tylko, że to specjalny osobnik, któremu jednak jakoś nie mam ochoty poświęcać specjalnego miejsca i tracić dodatkowego czasu. Dla mnie, to największy szkodnik, jakiego wydała Polska komunistyczna. I tyle.
No, więc ujmijmy ich wszystkich w tym jednym zdaniu pytającym: Jakby to było, gdyby ich nie było, gdyby nigdy nie zajęli się polityką, dziennikarstwem, działalnością związkową?
Moim zdaniem nie byłoby tak głębokiego podziału między Polakami; nie byłoby pojęć leming, mocher, czyli wzajemnego obrażania się. Nie byłoby prania mózgów, większego, niż zafundowali nam członkowie PZPR. Że przesadzam? Ależ, skąd? Wystarczy sobie przypomnieć, jak niektórzy obrońcy systemu i koalicji komentowali choćby tylko na moim blogu, czy F-booku. Sprawa prof. Chazana, afera taśmowa, a w ostatnim czasie, skok na lasy, projekt ustawy o Trybunale Stanu. Prof. Chazana najpierw oczyszcza prokuratura, potem Najwyższa Izba Lekarska.Trudno tu więc nawet tłumaczyć, jak chcieliby niektórzy, że koledzy uniewinnili kolegę. Prokuratura była pierwsza. Profesor oczyszczony. Sprawa haniebnej ustawy o uzupełnianiu składu sędziowskiego w Trybunale Stanu sprowokowała jednego z komentatorów do stwierdzenia, że Polacy na emigracji “skretynieli”. Ustawa na szczęście nie przeszła, ale wcale nie oznacza to, że sprawa jest zakończona, bo oni (poslowie) ciągle kombinują). Ja już nie będę komentował ostatnich dymisji, spóźnionych o rok, czy nazywania podsłuchiwanych, “ofiarami”, a podsłuchujących, “przestępcami”, – to rozśmiesza mnie do nieprzytomności, bo wyobrażam sobie oto, że wraca żona z sanatorium, rzuca się mężowi na szyję: “kochanie jestem, nareszcie w domu, tak się cieszę”. A mąż stoi obojętny, ale z groźną miną. W końcu wysuwa zza pleców rękę, w której dzierży plik zdjęć, jakie otrzymał od kogoś usłużnego, na których widać żonę w objęciach różnych jegomościów, w sytuacjach niedwuznacznie wskazujących, że używała życia równie intensywnie, jak kąpiele borowe. Żona zerka na zdjęcia i oburzonym głosem mówi: a to świnie, sfotografowali mnie, to dranie, popatrz, nawet do sanatorium nie można spokojnie pojechać, bo cię gdzieś tam, ktoś wyśledzi. Musimy się temu przeciwstawić. Ktoś wyraźnie działa przeciwko nam, chce nas poróżnić, rozbić nasz związek. Wynajmijmy prywatnego detektywa, żeby znalazł tych “paparazzi” i oddamy ich do sądu…
Wyobrażacie sobie męża, który odpowie: tak, masz rację, zostaliśmy skrzywdzeni, musimy dać odpór, musimy dać nauczkę tym draniom? Ja, nie.
Wróćmy do tytułowych ludzi, których dotyczy pytanie w tytule. Oni jednak są, byli, przez lata, więc co robić, żeby nie mieć głupiej miny w sytuacjach, jakie wytworzyły się właśnie w ostatnich dniach? Odpowiedź jest przerażająco prosta: MYSLEĆ. Uwierzyć, że ma się swój własny mózg, że coś się czyta, że próbuje się choć przez chwilę zastanowić, kim są ci, którzy nami rzadzą i nie dać sobie wmówić, co jest dobre, a co nie, choćby przez tak kiepskich dziennikarzy, jakimi są Lis i Michnik, czy tak beznadziejnych naukowców – intelektualistów, ale, – polityków, jak Niesiołowski, Tusk (historyk, który nie zna historii własnego kraju),. Tym ludziom udało się opętać rzesze społeczęństwa nie dlatego, że są wyjątkowo mądrzy, mają charyzmę Dalaj Lamy i trzeba ich słuchać. Oni przede wszystkim dorwali się do środków (media), pieniądze, autorytet stanowiska i wykorzystali to perfekcyjnie, aby ogłupić sporą część społeczeństwa. Tę część, która jest leniwa i ogranicza się do telewizji. Ale też ta właśnie część społeczeństwa zachowywała się, jak ktoś, kto włoży rękę do ognia, bo włożył rękę ktoś z “autorytetem”.
Podczas wyborów słyszałem i widziałem na Facebooku wpisy typu: będę, oczywiście głosowała na Bronka. Pech chce, że znam tę panią i na proste pytanie dlaczego tak zrobi, nie potrafiła odpowiedzieć. Mało tego ochoczo dodawała, że na polityce się nie zna i nie wie za bardzo, co się dzieje w Polsce. Kiedy zapytałem ją o stan przemysłu i gospodarki w ogóle, jest twarz przyjęła wyraz kompletnie debilny i… nie odpowiedziała. Znam ludzi, z prowincji, którzy mówią takie zdania: “Tomek w swoim programie powiedział…” “Tomek”, – kolega, czy co? W życiu nie spotkał Lisa, ale, – “Tomek”. Ktoś, kto mówi o dziennikarzu, czy o jakimkolwiek celebrycie po imieniu daje sobie złudzenie, że wzmacnia swój autorytet, a niebezpieczne jest to, że ci ludzie mają już, niestety zlasowane mózgi i są w stanie wystąpić przeciwko członkom swoich rodzin, byle obronić swoją celebrycką “gwiazdę”. Nie istnieją przyjaciele, skoro mają inne opinie. I to jest ta straszliwie negatywna strona istnienia wyżej wymienionych person w społeczno-polityczno-dziennikarskim życiu Polaków.