Działacz działaczowi nierówny

27 lutego, 2008

Mieszkając i obracając się ciągle w jednym środowisku zaczynamy po pewnym czasie przyjmować tego środowiska kanony, oceniać według tego środowiska kryteriów. Okazuje się to być ogromnym i podstawowym błędem, gdy nagle znajdziemy się w odmiennym środowisku, pośród innych ludzi, innych organizacji. Oczywiście nie trzeba być geniuszem, aby dojść do takiego wniosku, jedyne co trzeba, to zmienić na chwilę otoczenie i mieć oczy szeroko otwarte. Tak się właśnie stało ze mną i to dwukrotnie w jednym miesiącu. Trzy pierwsze dni lutego, 2008 spędziłem w Cleveland, Ohio, gdzie obserwowałem debiut Anny Kostrzyńskiej w przedstawieniu operowym „Wesela Figara”, Mozarta, wystawionym przez Opera Circle, którego założycielami i dyrektorami są Dorota i Jacek Sobiescy. Działalność tych dwojga muzyków -Dorota, sopran, Jacek, pianista – jest godna conajmniej wysokiego odznaczenia polskimi orderami, ale chyba nie prędko do tego dojdzie, bo Cleveland zbyt jest daleko od Nowego Jorku, gdzie znajduje się Konsulat RP, który mógłby ewentualnie dostrzec wysiłki tej pary i wystąpić o takowe uznanie. O ile Opera Circle nie bazuje wyłącznie na polskiej sztuce, choć w ub. roku zorganizowano wspaniały spektakl z z okazji Roku Szymanowskiego, o tyle to, co robi pani Magdalena Pogonowska, w Sarasocie, na Florydzie, to po prostu sama polskość. Siedem środkowych dni lutego, 2008 (13 do 19) spędziłem tam właśnie, na Florydzie współprzygotowując z artystami, a potem prowadząc „Piąty, doroczny koncert muzyki kompozytorów polskich”. Pani Pogonowska, przewodnicząca Polsko-Amerykańskiego Klubu w Sarasocie jest przykładem niesamowitej energii skierowanej przede wszystkim na działalność w dziedzinie krzewienia polskiej kultury, przybliżania zarówno polskiej muzyki, jak i polskich artystów stęsknionym za tym Polakom, którzy wybrali życie w raju zwanym Florydą. Wokół niemłodej przecie pani Magdaleny skupia się gwardia 60-cio i 70-cio-letnich działaczy, którym polskość ich codziennego życia leży na sercu bardzo głęboko. Poznałem również męża pani Magdaleny, profesora Ivo Pogonoskiego, autora wielu książek zarówno o historii Polski, jak i losach Polonii, twórcy Słownika Polsko-Angielskiego, map, człowieka, myślącego o Polsce każdego dnia; www.pogonowski.com – toż to gejzer patriotyzmu. To niezwykły patriota,  – oni wszyscy aż kipią patriotyzmem. Kiedy w kontekście takich wyjazdów, w zestawieniu z „pseudo-działaczami” i pseudo-patriotami, od których roi się na Greenpoincie i w nowojorskich okolicach uświadomię sobie, jak wielu z nich obiciąża swoje piersi wysokimi odznaczeniami, to po prostu robi mi się żal tych wspaniałych, kochających polskość, cudownych ludzi z dalekiej Florydy, dalekiego Ohio, Arizony, Kalifornii, czy CHicago, których nie widzą gazety, radia, telewizje. O których nie wiedzą konsulaty, ani władze krajowe. Kiedy uświadomię sobie, jacy ludzie wyróżniani są przez polskie władze, to nie tylko żal mi tamtych, z Florydy, Ohio, Arizony, żal mi również  niektórych spośród tych wyróżnionych, tyle, że kompletnie niepotrzebnie, bo oni w swojej bezkrytycznej ocenie samych siebie uważają się za wybitnych działaczy. Wiem natomiast i jestem o tym do bólu przekonany, że bez tych działaczy z Florydy, Ohio, Arizony, Kalifornii, Chicago, polskość w USA dawno by już przestała istnieć. Tylko jak długo będziemy się oszukiwać, że tylko ci, którzy potrafią się sami reklamować, którzy są gdzieś blisko wpływowych instytucji, czy osób, – to prawdziwi działacze? Iluż jest – pośród odznaczonych,- takich, którzy wręcz szkodzą Polonii, szkodzą Polsce. Obiecałem sobie – bez nazwisk i nie będę nikogo wymieniał. Nożyce w stół – reszta sama się odezwie, inni się domyślą.

Wymienię natomiast artystów, którzy brali udział w tym koncercie: Stanisław Drzewiecki, pianista, Małgorzata Zarzycka, skrzypaczka. Stasiu grał solo, ale i świetnie akompaniował skrzypaczce. Krzysztof Biernacki, bas z Jacksonville, dyrektor departamentu śpiewu i uniwersyteckiego zespołu operowego w University of North Florida., który znakomicie zaprezentował się w polskich pieśniach i ariach. Anna Kostrzyńska, sopran,- od początku zapowiadana przez organizatorów koncertu, jako gwiazda wieczoru. I taką też była; wspaniały glos, świetne kreacje i słowiańska uroda podkreślona złocistym, jak kłosy polskich zbóż warkoczem zaskarbiły tej śpiewaczce sympatię i uznanie całej publiczności. Dwa tygodnie przed tym wspaniałym debiutem na Florydzie kapitalnie wcieliła się w rolę Marceliny, stając się pupilką publiczności oglądającej spektakl „Wesela Figara” w Cleveland. Anna Kostrzyńska coraz bardziej rozwija swój nieprzeciętny talent i coraz wyraźniej eksponuje swój wspanialy głos ku zadowoleniu miłośników śpiewu, ale też i z ogromnym pożytkiem dla polskiej sztuki. Śpiewakom akompaniował Marek Kudlicki, organista o międzynarodowej pozycji, na stałe mieszkający w Wiedniu, znakomicie czujący się przy kalwiszach fortepianu. Ta trójka dała tak znakomity występ, że Magdalena Pogonowska oznajmiła po koncercie, iż najchętniej widziałaby ich ponownie w przyszłorocznym koncercie. Czyż to nie cudowne? Ponad czterystu miłośników muzyki, -polskiej muzyki- z Sarasoty, ale i z Venice, North Port, Clearwater przeżyło cudowny, polski wieczór, dzięki staraniom kilkunastu ludzi z Polsko-Amarykańskiego Klubu w Sarasocie. Na sali było również sporo Amerykanów. Kto w Nowym Jorku wie o tym klubie, kto wie, o działalności 80-cioletniej Pani Magdaleny, która energią i zaangażowaniem mogłaby obdzielić zastępy młodszych od niej aktywistów i członków przeróżnych „rad dyrektorów”, pozornie działających na rzecz Polonii?

Dzięki, Pani Magdaleno, dzięki Dorotko i Jacku Sobiescy, dzięki Profesorze Pogonowski, Alku Dziewit, dr. Elżbieto Woźniak, Marylko, Thompson. Dzięki tym wszystkim, których nie sposób wymienić, a którzy stoicie murem przy swoich prezesach, wspierając ich codzienną, mrówczą pracą „ku chwale polskiej sztuki”, „ku chwale Ojczyzny”.  Jesteście solą życia polonijnego. Dzięki drodzy Artyści, – cisi na „politycznej” mapie działaczy, bezgłośni w swarach i „rodzimych” przepychankach, ale jakże doniośli w swojej sztuce, jakże oddani w utrwalaniu i propagowaniu polskich arcydzieł Chopina, Kilara, Karłowicza, Lutosławskiego, Moniuszki, Szymanowskiego, Wieniawskiego i innych. Któż zrobilby to lepiej?

Niech Wam wszystkim Bóg błogosławi.

Trackback URI | Comments RSS

Zostaw Komentarz