Arcybiskup, czy arcykapuś?
Jan Sporek 6 stycznia, 2007
Moi pedagodzy w szkole średniej popełnili w stosunku do mnie pewien zasadniczy i totalny błąd: wydali na mnie wyrok skazujący, zanim sprawa wyjaśniła się w sposób oficjalny. Jako pedagodzy popełnili kardynalny błąd, ponieważ szkoła, do której uczęszczałem była szkołą pedagogiczną; miałem być nauczycielem. Ten błąd obrócił się w pozytyw wyłącznie dlatego, że jako absolwent owej uczelni postanowiłem nigdy nie osądzać moich przyszłych uczniów bez stuprocentowego sprawdzenia wszystkich informacji, a zwłaszcza negatywnych na ich temat. A już na pewno nie stosowania kar, gdy cokolwiek, co było negatywne nie zostało wyjaśnione do końca. Może to stało się i jest do dziś powodem, dla którego mówi się o mnie, że mam znakomity kontakt z moimi podopiecznymi, a na pewno stało się przyczyną, dla której moi byli uczniowie utrzymują ze mną kontakt długo po ukończeniu szkoły i nawet jeszcze w wieku dorosłym.
Aby wypowiadać się o „aferze Arycbiskupa Wielgusa” przeczytałem od deski do deski całą, 69-ciostronicową teczkę duchownego.
Gazeta Polska nie wydała wyroku na Arcybiskupa Wielgusa. Zwróciła jedynie uwagę społeczeństwa, że człowiek ten zamieszany był w niejasne układy z byłym MO, szczególnie zaś z osławionym Wydziałem IV.
Wielu natomiast wydało wyrok na Gazetę Polską. W Radiu Rytm, w Nowym Jorku usłyszałem nawet wypowiedź we wtorkowej „debacie”, 2-iego stycznia, że w tej gazecie są postkomunistyczne szuje, które bez skrupułów uderzają w Kościół polski.
Podniosło się larum, jakiego dawno w naszej Ojczyźnie nie było i sądzę, że nikt z broniących biskupa nie zadał sobie trudu, by do tych akt zajrzeć. Niesiołowski (co ten facet jeszcze robi w elitach rządowych?- nie rozumiem), nazwał dziennikarzy GP bydłem. Księża i wysocy przedstawiciele Kościoła polskiego stanęli murem za swoim kolegą. I w każdej innej sytuacji byłoby to normalne. Ale nie w tej. Gdyby ktoś z tych zapalonych obrońców arcybiskupa Wielgusa choć chwilkę się zastanowił, pomyślałby z pewnością, że podejrzeń o współpracę ze służbami bezpieczeństwa nie wysysa się z palca, że wyszły one od dziennikarzy, którzy znani są z detektywistycznych ciągot, że skądś zapewne te informacje otrzymali. I wystarczyło raczej apelować o wyjaśnienie zamiast rzucać okropieństwa w stronę dziennikarzy. Dziś cała ta silna grupa obrońców biskupa czuje zapewne potworną zgagę. Ani ich zgaga, ani fakty, jakie odsłonęła Komisja Kościelna po zbadaniu akt w IPN nie są w tej chwili tak istotne, jak to, co zrobi z tym polski Kościół.
Ksiądz Arcybiskup w kontekście swego zachowania teraz i tego, co przeczytałem w aktach jest dla mnie zwykłym karierowiczem, który poszedł na układy z SB. Twierdzi, że wyłącznie z chęci realizacji swoich naukowych ambicji. Dziś mówi, że się tego wstydzi i żałuje, że nie pojmował ogromu odpowiedzialności. Trudno jest uwierzyć, że człowiek z tytułem doktora nie objął swoim rozumem tego, w co wszedł, nie pojął tekstów oświadczeń, jakie podpisywał, nie zdawał sobie sprawy, że kieruje się go przeciwko Radiu Wolna Europa, że używa się go, jako polskiego szpiega mającego zachowywać się momentami, jak ….Hans Kloss, że zaakceptował luksusowe mieszkanie… W te bzdury nie wierzę.
Wstydem jest fakt, że ksiądz Wielgus, jako kapłan, najpierw uparcie kłamał zanim wreszcie przyznał, że wszystko, co powiedziano i napisano jest prawdą.
Sugestie, że faceci z Bezpieki przesadzali z opisem jego działaności są chybione, choćby dlatego, że trudno się tam dopatrzeć jakiejś przesady. Są instrukcje, są notatki służbowe, jest list (rękopis) samego biskupa.
Szokowało mnie stwierdzenie kapłana, że praca duszpasterska byłaby dla niego degradacją zawodową, bo on głównie dążył do habilitacji swojego doktoratu. Lubił cywilne ubranie, lubił wyjazdy, lubil status naukowca. Czy doktor Wielgus był jedynym doktorem habilitującym się w tamtych czasach? Nie. Ale by jedynym, któremu Bezpieka dawała za cel wejście do Radia Wolna Europa, zbierania danych o księżach poza granicami, nagrywania przemówień dostojników kościelnych itd, itp.
Człowiek, który ma taką przeszłość nie powinien być tak wysoko w hierarchi kościelnej (nie tylko kościelnej).
Gadanie o tym, że Gazeta Polska popełniła jakiś wredny nietakt, bo „rzopoczęła” lustrację w kościele jest idotyzmem. Oni po prostu zwrócili uwagę na przeszłość człowieka, który miał dostąpić drugiej co do ważności pozycji we władzach kościelnych kraju.
Nie doczytałem się w GP najmniejszego nawet apelu o lustrację w kościele, a jedynie informację, że mający zastapić Prymasa Polski Kardynała Glempa na stanowisku biskupa Warszawy kapłan, mógł być zamotany w kompromitującą współpracę ze skompromitowanymi służbami komunistycznej Polski.
Arcbp Wielgus twierdzi, że nie skrzywdził nikogo. Na miłość boską, wspieranie i współpraca ze zbrodniczym systemem jest krzywdą dla tych tysięcy i milionów, których ten system krzywdził. Na co była habilitacja, skoro ten człowiek do dziś myśli takimi kategoriami?
W jakim świetle biskup Wielgus postawił Kościół polski? W jakim świetle postawil Stolicę Apostolską, która tak zdecydowanie poparła jego kandydaturę?
Niezwykle ambitny w zdobywaniu naukowych awansów, dziś pozbawiony jest najprostszej, ludzkiej ambicji stawienia czoła swojej klęsce i poproszenia o przejście na emeryturę. To już komuniści mieli więcej honoru, odsuwając się nawzajem na „zasłużoną emeryturę”, albo rezygnując ze swych stanowisk „ze względu na stan zdrowia”.
To, co stało się w Polsce z powodu tchórzostwa księdza Wielgusa, jego chciwości w otrzymaniu nominacji i doprowadzenia do Ingresu, jest jedną z najgorszych rzeczy, jakie mogły się przydarzyć tej umęczonej wszelkimi okropnościami historycznymi ziemi.
Przypadek Arcybiskupa Wielgusa jest bolesną konsekwencją zaniedbań Wałęsy, który miał największe i najbardziej klarowne szanse na zdekomunizowanie, rozliczenie i wyprowadzenie Polski na prostą.
Jest bolesną konsekwencją, wprowadzonej w jakimś pijanym amoku „grubej kreski” Mazowieckiego.
Jest wreszcie bolesną i tragiczną koncekwencją nocnego „zamachu” na rząd Jana Olszewskiego, właśnie w chwili, gdy ten ujawnił zamiary dekomunizacji, rozliczenia.. Ale tam, pośród innych, w nocnej naradzie brali udział i Wałęsa i Mazowiecki i Tusk i Niesiołowski.
Co zrobią biskupi zasiadający w naczelnych władzach kościelnych Polski z kłamstwem Wielgusa? Co zrobi z tym Watykan?
Jestem człowiekiem wierzącym, jestem katolikiem i ogarnia mnie rozpacz. Moja Ojczyzna stała się miejscem męczeńskiej śmierci Kapelana Solidarności, Księdza Jerzego. Jego oprawcy są na wolności.
Była miejscem tortur Ojca Zaleskiego, któremu dziś stwarza się problemy w odsłanianiu prawdy o donosicielach.
Była miejscem nawoływań polskiego Ojca Świętego o naprawę wszystkiego, co zanieczyścił zbrodniczy system komunistyczny. Temu, o którego świętość modli się cały świat zanegowali rodacy – wybrali byłego członka PZPR na swego prezydenta. Będę to powtarzał do znudzenia.
Narodzie, sam jesteś sobie winien.
I kiedy dziś znajdują się krzykacze protestujący przeciwko lustracji, to myślę, że są to wyłącznie ci, którzy mają brudne sumienia.
To samo jest w Polonii. Tu też wielu jest kłamców, a że mają określone stanowiska i funkcje, lustracja Polonii jest odsuwana na dalszy plan, albo idea jej przeprowadzenia jest wręcz niszczona w zarodku.
Zaniedbania z przeszłości owych mądrych, chełpiących się intuicją, polityczną madrością bezrozumnych mężów stanu po-solidarnościowej Polski będzie się odbijać jeszcze długo czkawką pełną gorzkiego smaku niedoli tej części narodu, która nie zdołała nakraść, by żyć w dostatku.
Dziś wielu z owych mędrców piastuje lukratywne posadki w Brukselii, zbrodniarze Czerwców, Marców, Grudniów żyją z wysokich emerytur „zasłużonych” dla Ojczyzny, krajem nadal chcą rządzić ci, którzy wspierali komunistyczny reżim.
I niestety, jak to widać teraz bardzo boleśnie, nawet najwyżsi urzędnicy Kościoła.