Tomasz Lis – kpina, czy fachowość?
Jan Sporek 13 września, 2008
Programy z cyklu „Tomasz Lis na żywo” nigdy specjalnie mi się nie podobały, choćby dlatego, że prowadzący ma nieuleczalne ciągoty do zapraszania postkomunistów i tak ustawia program, że wszystko koncentruje się na mentorstwie takich ludzi, jak Urban, Kwaśniewski, czy ostatnio Niesiołowski. Poniedziałkowy program, z 8-ego września był wręcz niesmaczny. Tomasz Lis zrobił publiczny sąd nad byłym ministrem sprawiedliwości, Zbigniewem Ziobro, a do pomocy zaprosił speca od epitetów i urągania, Stefana Niesiołowskiego. Przypomnę, że Niesiołowski to ten sam vice marszałek sejmu, który został poproszony do prowadzenia pamiętnych obrad Komisji Regulaminowej w sprawie pozbawienia ministra Ziobry immunitetu poselskiego.
W programie pana Lisa słyszeliśmy prostackie komentarze NIesiołowskiego, najczęściej personalne w stronę ministra Ziobry, ale żadnych konkretów. Tomasz Lis rozpoczął od tego, że program ma odpowiedzieć na pytanie, czy Zbigniew Ziobro był dobrym ministrem sprawiedliwości, czy nie. Głosować mieli telewidzowie wysyłając sms-y. Kiedykolwiek Zb. Ziobro mówił o konkretach, Niesiołowski parował: „ale nie o tym mówimy”, albo: „tak, pan był najsprawiedliwszy”. Sam Niesiołowski imputował wiele razy kompletną nieuczciwość i niekompetencje Ziobry, ale dostawał piany na ustach, gdy Ziobro ripostował, że Platforma Obywatelska zwalnia gansterów z mafii pruszkowskiej, że piętnuje prokuratorów, którzy walczyli z korupcją. Był to wstrętny program, w którym dziennikarz prowadzący wykazał przede wszystkim płytkość intelektualną w doborze adwersarzy. Umiejętności dyskutowania pana Niesiołowskiego są delikatnie mówiąc mizerne, natomiast umiejętność ubliżania swoim przeciwnikom opanował do perfekcji. I sądzę, że red. Lis dobrze o tym wie. Uwielbiam ostre dyskusje prowadzone w kulturalny sposób, polegające na wymianie argumentów. Niesiołowski podnosił głos, szydził, a najperfidniejsze było to, że to on określił Zbigniewa Ziobrę, jako człowieka okazującego ludziom pogardę i ignorancję. Tymczasem pogarda Niesiołowskiego w odniesieniu do byłego ministra sięgała momentami sufitu studia, w którym prowadzony był program. Lis nie zawsze dawał sobie radę z okrzykami vice marszałka i złośliwym komentowaniem ledwie rozpoczętej wypowiedzi ministra Ziobry. Publiczność u T. Lisa też dość dziwna; buczenie, gdy Ziobro obnażał jakieś negatywne działania PO, owacje, gdy Niesiołowski kpił z byłego ministra. Wszystko zmierzało do tego, aby zniszczyść Ziobrę przed studyjną i ogólnopolską widownią. I…? A no, nie udało się. Po zakończeniu tej części programu sonda sms-owa wykazała kilkuprocentowe „zwycięstwo” Ziobry. Niesiołowski miał minę, jak przyłapany na łgarstwie uczeń pierwszej klasy. T. Lis pożegnał swoich gości i zaprosił telewidzów do „sensacyjnej”, drugiej części, w której wcielil się w dziennikarza śledczego i na oczach oglądających go telewidzów wziął się za rozwiązanie dylematu; „kto pobił kogo w Mielnie; piłkarze policjantów, czy odwrotnie?”
Oprócz dwóch, zamieszanych w sprawę piłkarzy i ich kolegi, do dyskusji zaproszono podinspektora z Komendy Głównej i podinspektora z Wybrzeża. Spokój, opanowanie i kultura oficerów policji były wręcz imponujące. I nie piszę tego dlatego, że pałam jakąś specjalną sympatią do policji. Zacietrzewienie piłkarzy i ich kolegi było natomiast tak NIEimponujące, że w pewnym momencie prowadzący miał wręcz kolosalne kłopoty, aby uspokoić wykrzykujących, jeden przez drugiego piłkarzy. I nie piszę tego dlatego, że pałam jakąś specjalną niechęcią do kopaczy piłki, wręcz odwrotnie,- sam kiedyś grałem i dobrych pilkarzy wręcz kocham. Trudno oprzeć się wrażeniu, że atmosferę okrutnego pokrzywdzenia piłkarzy wywołał właśnie prowadzący; sprowadził świadków, którzy „zeznawali” wyłącznie w obronie piłkarzy. To podkręcało atmosferę i nieważne, że wypowiadali się oni dziwnie nieskładnie, a dziewczyna, która rwała się do mikrofonu wręcz nie miała nic do powiedzenia oprócz powtórzenia tego, co przed sekundą powiedział jej kolega. Po prostu chciala zaistnieć na kolorowym ekranie. Najdziwniejsze natomiast w tym programie było pokazanie, jak to określił Tomasz Lis „przerażającego dokumentu”, czyli fragmentów filmu zarejestrowanego przez kamery przemysłowe rozmieszczone w ośrodku wypoczynkowym. Nie będę omawiał, co przedstawiał film – bardzo kiepskiej zresztą jakości. To, co mnie zdziwiło to fakt, że przecież właściciel obiektu miesiąc temu stwierdził, że te kamery, to atrapy i nie ma żadnego filmu.
Czyżby, zarabiający krocie na tym programie dziennikarz posunął się aż do tak prymitywnej manipulacji…? Bardzo bym się zdziwił.
Kiedy zakończyła się już dochodzeniowa farsa (inaczej nie potrafię tego nazwać) i podziękowano gościom, Tomasz Lis przypomniał, że ma jeszcze do obwieszczenia ostateczne wyniki sms-owego głosowania „Czy Zbigniew Ziobro był dobrym ministrem sprawiedliwości, czy nie?” Pokazano planszę: po stronie słowa TAK było 59%, po stronie słowa NIE – 41%. Osiemnaście procent, to wręcz druzgocące zwycięstwo Zbigniewa Ziobry. Tak osądzili telewidzowie. Jeśli pierwsza część miała nadszarpnąć dobre imię byłego ministra w rządzie PiS, to na pewno się to nie udało. Jeśli druga część miała nadszarpnąć dobre imię policjantów i pokazaść ich brutalność, to lepiej byłoby dla Lisa, aby się udało, bo jeśli film był zmajstrowany…?
Coś mi się wydaje, że Tomasz Lis powinien zaprosić ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji, vice-premiera Grzegorza Schetynę, aby ten wytłumaczył niedawny cud w Warszawie, kiedy to jego „chłopcy” w liczbie stu zaaresztowali ponad siedmiuset tzw. „chuliganów stadionowych” i to dość daleko od stadionu. Kolejna próba robienia wody z mózgów obywateli i pi-aru władz. Wyobraźmy sobie siedmiu chuliganów na jednego policjanta!!! Albo odwrotnie – jednego policjanta szturmującego siedmiu chuliganów. – „Wjście Smoka” z Brucem Lee, to pikuś. No, ale jeśli chuliganami były dziewczyny, nastoletni chłopcy, to bohaterstwo stróżów prawa mogło sięgać tak imponujących liczb. Tym bardziej, że najgroźniejszym, rzekomym narzędziem „zbrodni” po stronie chuliganów był…widelec i to nie wyjęty z ręki „bandyty”, a znaleziony po zajściach na trawie. Minister Schetyna powinien wytlumaczyć w jakich warunkach byli przetrzymywani ci ludzie, dlaczego byli bici na komisariatach i w ogóle o co tak naprawdę poszło w tej dziwnej „napaści” siedmiuset, uzbrojonych w jeden widelec chuliganów, w efekcie której złamano jedno lusterko z jakiegoś samochodu i jeden policjantowy palec. Ponadto mnóstwo „samookaleczonych” tzw. chuliganów. Sami się potłukli, czy co? Widać chuligani w Polsce zdelikatnieli, skoro w siedmiu nie dają rady jednemu policjantowi. Tylko po co ta pokazówka? Panie redaktorze Lis, ma pan pole do popisu. Tylko proszę nie zapraszać pana Niesiołowskiego, – on się chyba nie zna na…piłce nożnej.
A poza tym? Jest pan kpiarzem, czy fachowcem? Mam z tym problem.