Kultura Kresowa … a zagłada świata

19 sierpnia, 2007

Zupełnie przypadkowo natrafiłem w TVPolonia, którą mogę oglądać w moim komputerze, na Festiwal Kultury Kresowej, co rocznie od kilku lat odbywający się w Mrągowie. Najszczerzej przyznać muszę, że było to widowisko przewyższające opolskie zawodzenie niektórych debiutantów i nie tylko. Fantastyczne aranżacje cudownej, kresowej muzyki w rewelacyjnym wręcz wykonaniu amatorów, których poziomu życzyłbym tym „wielkim” ponoć profesjonalnym gwiazdom polskiej sceny obecnych czasów. Wspaniałe wydarzenie, niesamowite wręcz przeżycia i nieprawdopodobnie autentyczne wykonania. Może właśnie dlatego, że to amatorzy, było w tych wykonaniach ogromnie dużo serca i, co najważniejsze z punktu estetyczno-muzycznej oceny, były to wykonania o niezwykłej kulturze wykonawczej. Czytaj dalej »

Polska po latach, Odc. 6 – ostatni

14 sierpnia, 2007

Poniższy tekst w całości dedykuję i poświęcam Panu Ferdynandowi Kostrzyńskiemu, żołnierzowi AK, Uczestnikowi Powstania Warszawskiego.

Wybrałem się do ojczyzny po czterech latach i jak zwykle oczekiwałem szokujących zjawisk, jak wtedy, gdy leciałem tam pierwszy raz po trzynastu latach. Szoku nie było. Może tylko niektóre centra handlowe zadziwiły mnie amerykańskim rozmachem, może Polacy zrobili się barwniejsi, weselsi. Ostatni dzień pobytu w Warszawie przyniósł mi jeszcze jedno określenie dotyczące Polaków: zaczęli być dumni. Dumni z przeszłości.Tak, jak było umówione, spotkaliśmy się u zbiegu Tarczykowskiej i Grzybowskiej. Stąd już bliziutko do Ulicy Przyokopowej, czyli tej, od której wchodzi się do Muzeum. Zdzisia była pierwsza. Poszliśmy na żołnierską grochówkę, – coś pysznego. Tego dnia odbyły się uroczystości rocznicowe z udziałem przedstawicieli Rządu i władz miasta stołecznego – Warszawy. 60 lat trzeba było tym bohaterom czekać, by wreszcie Ojczyzna uznała ich wielkość. Czytaj dalej »

Polska po latach. Odc. 5

13 sierpnia, 2007

Wybrałem się do ojczyzny po czterech latach i jak zwykle oczekiwałem szokujących zjawisk, jak wtedy, gdy leciałem tam pierwszy raz po trzynastu latach. Szoku nie było. Może tylko niektóre centra handlowe zadziwiły mnie amerykańskim rozmachem, może Polacy zrobili się barwniejsi, weselsi. Po cudownym tygodniu, spędzonym w Rajczy wróciłem do Rybnika, spędzając następny tydzień w towarzystwie rodzinki mojego młodszego syna, Sebastiana. On jeden i trzy kobiety. Nie wiem, jak to wytrzyma, ale na razie wyglądają fajnie i cieszę się, że jest tam i uczucie i szacunek i praca. Zapowiedziałem mu już kilka lat tmu, że teraz czas na niego. Tatuś w Ameryce, to już żadna legenda, żadne podrzucane pieniądze. Radź sobie sam. Nie odmówię pomocy w trudnych chwilach, ale muisisz podjąć dorosłe życie. Czytaj dalej »

Polska po latach. Odc. 4

12 sierpnia, 2007

Wybrałem się do ojczyzny po czterech latach i jak zwykle oczekiwałem szokujących zjawisk, jak wtedy, gdy leciałem tam pierwszy raz po trzynastu latach. Szoku nie było. Może tylko niektóre centra handlowe zadziwiły mnie amerykańskim rozmachem, może Polacy zrobili się barwniejsi, weselsi. Ale…Pobyt w mojej ukochanej Rajczy, to zawsze ogrome podwyższenie adrenaliny. Tu jest wszystko, co było świadkiem mojego dzieciństwa; przede wszystkim rodzinny dom, w którego pokoju przyszliśmy na ten zwariowany świat. W tym pokoju i na tych samych, nigdy nie wymienionych łóżkach śpię teraz, kiedykolwiek tam przyjadę. Czytaj dalej »

Polska po latach. Odc. 3

12 sierpnia, 2007

Wybrałem się do ojczyzny po czterech latach i jak zwykle oczekiwałem szokujących zjawisk, jak wtedy, gdy leciałem tam pierwszy raz po trzynastu latach. Szoku nie było. Może tylko niektóre centra handlowe zadziwiły mnie amerykańskim rozmachem, może Polacy zrobili się barwniejsi, weselsi.

Pięć dni w Warszawie zrobiły na mnie wrażenie o tyle jeszcze pozytywne, że w znakomitej większości dyskusji i rozmów wychodziło mi, że politycznie rzecz biorąc spotykałem ludzi o tych samych poglądach, co ja. A jakie są moje poglądy? Mówiąc krótko: linia PiS-u. Leeper i Gertych – out. Oczyszczenie Polski z komunistycznych plew, rozliczenie „grabarzy polskich nadzieji” (to cytat tytułu książki St. Michalkiewicza).Alternatywa? Nowe wybory i albo zdecydowana większość dla PiS-u, albo ostateczność: PiS/PO. Nie odwrotnie. Dosyć „Popisów”! Czytaj dalej »

Polska po latach. Odc. 2

11 sierpnia, 2007

Wybrałem się do ojczyzny po czterech latach i jak zwykle oczekiwałem szokujących zjawisk, jak wtedy, gdy leciałem tam pierwszy raz po trzynastu latach. Szoku nie było. Może tylko niektóre centra handlowe zadziwiły mnie amerykańskim rozmachem, może Polacy zrobili się barwniejsi, weselsi. Z lotniska odebrała mnie moja dobra znajoma, wioząc na Wawer, gdzie we wspaniałej, pełnej patriotyzmu atmosferze poczęstowany zostałem równie wspaniałym obiadem. Flaczki domowej roboty, przesympatycznej pani-babci  Wiesławy. Ojciec mojej znajomej, to były żołnierz Armii Krajowej. Człowiek, który brał udział w Powstaniu Warszawskim, wywieziony na roboty do Niemiec, a w komunistycznej Polsce musiał się ukrywać. Oto, jak pan Ferdynand Kostrzyński, dziadek znanej wśród nowojorskiej Polonii śpiewaczki, Anny Kostrzyńskiej zapisany jest w książce Fr. Wojciechowskiego, „Polska Niepodległa”: Czytaj dalej »

Polska po latach. Odc. 1

8 sierpnia, 2007

Wybrałem się do ojczyzny po czterech latach i jak zwykle oczekiwałem szokujących zjawisk, jak wtedy, gdy leciałem tam pierwszy raz po trzynastu latach. Szoku nie było. Może tylko niektóre centra handlowe zadziwiły mnie amerykańskim rozmachem, może Polacy zrobili się barwniejsi, weselsi.

Ten wstęp będzie klamrował wszystkie odcinki o moich wrażeniach z wizyty w Polsce.Miałem mnóstwo pracy, załatwiając sprawy związane z moją działalnością w Stanach, uale dało mi się uczestniczyć w zdarzeniach, które mnie olśniły i przysporzyły sporo duchowych doznań. Pierwsze, to znakomity spektakl Teatru „Polonia”, Krystyny Jandy. Trzy, wspaniałe aktorki. Mała scenka na otwartym terenie: Czytaj dalej »

Polonijne Metamorfozy – Odc. 2 CPS

24 czerwca, 2007

CPS, czyli Centrum Polsko-Słowiańskie. Moje kontakty z tą instytucją – kolejną po Unii Kredytowej, największą polonijną organizacją na świecie -, zaczęły się dość niefortunnie: Gdzieś w początkach lat 90-tych zgłosiłem się do zacnego i wielce szanowanego Ojca Zembrzuskiego, będącego naówczas jednym z dyrektorów CPS, a przedtem inicjatora i „głównego dowodzącego” budowy „Polskiej Częstochowy”. Z zawodu Paulin, działał niezwykle aktywnie w Polonii i wszyscy go cenili, – ja też.Zgłosiłem się, krótko przedstawiając mój polski dorobek artystyczny i doświadczenia pedagogiczne w pracy z młodzieżą, zapytując, czy nie znalazłoby się jakieś zajęcie z młodzieżą na polu artystycznym. Po prostu roznosiło mnie od środka na tych wszystkich kontraktorkach i chciałem czegoś w moim fachu wreszcie. Czytaj dalej »

Polonijne Metamorfozy – odcinek 1 PSFUK

23 czerwca, 2007

PSFUK, czyli Polsko-Słowiańska Federalna Unia Kredytow.

Skąd bierze się u mnie nawyk do społecznej aktywności? – trudno mi powiedzieć. Od licealnych lat mieszałem się w sprawy dziejące się dookoła i tak mi to jakoś zostało. W przeciwieństwie do moich, bywa, że czasem bardzo bliskich przyjaciół, (którzy mogliby, ale chyba im się nie chce, mieć znaczący wpływ na to, co się w tych oragnizacjach dzieje –  już to dzięki ogromnemu autorytetowi, juści przez wrodzoną, lub nabytą mądrość),  próbuję, tu w Stanach, znaleźć czas, aby brać udział w zebraniach, zwłaszcza tych walnych, sprawozdawczo-wyborczych, ze szczególnym uwzględnieniem Unii Kredytowej i Centrum Polsko-Słowiańskiego. Bądź, co bądź są to organizacje skupiające kilkadziesiątkrotnie więcej członków niźli, mający jednak o wiele większy prestiż polityczno-społeczny, Kongres Polonii Amerykańskiej, zaliż też będącymi stokroć lepiej wyposażone w zielone symbole amerykańskiego bogactwa, z wizerunkiem pierwszego prezydenta USA, Jurka Waszyngtona (do dziś nie wiem, dlaczego ten facet sygnuje swoją twarzą jednego dolara, a nie banknot o nominale sto?) Najciekawszą rzeczą, jaką zaobserwowałem po dwudziestu latach życia w najbardziej polskiej dzielnicy Nowego Jorku, czyli na Greenponcie, jest… metamorfoza. Dziwne, co? Tak jednak jest, – metamorfoza, czyli zmiana,  – przeobrażenie zaistniałe w czasie, dotyczące zachowań, charakterów, postępowań itp. Czytaj dalej »

Służba Zdrowia

21 czerwca, 2007

Protesty, strajki…i po co to? Jestem bliżej nazwania tego zdradą. Jak długo trwał „dobroczynny” komunizm, tak długo słyszeliśmy, że „leczenie jest darmowe”. Tak samo długo wszyscy pracujący płacili składkę na Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Przez cały ten okres obie strony: służba zdrowia i pacjenci wiedzieli, że „trzeba dawać w łapę”. Pancjenci dawali w łapę, lekarze i pielęgniarki brali bez żenady; jak nie pieniądze, to prezenty, albo świadczenia: przydziały na materiały budowlane, talony na samochody, wczasy, wycieczki, etc. Czytaj dalej »

Byłym Prezydentom RP bekło się… demokracją

18 maja, 2007

„Grabarze Polskiej Nadziei”, to tytuł ostatniej książki Henryka Pająka, człowieka o niepodważalnie wysokiej pozycji pośród tych, którzy ujawniają prawdę i obnażają podłości twórców III-ej Rzeczpospolitej, oraz ich protoplastów z okresu Polski „komunistycznej”. Na okładce tego dzieła Henryk Pająk umieścił zdjęcia Jaruzelskiego, Wałęsy i Kwaśniewskiego. Zdjęcia są w osobnych ramkach. Wiemy, że twórca Solidarności do grabarzy musiał zostać zaliczony, bo przyzwalał na działania, które grzebały polskie nadzieje. Grzebały tak skutecznie, że odgrzebanie ich teraz przynosi ból wszystkim, jest odbierane, jako gry polityczne, polowanie na czarownice, itp. 17 maja, 2007 powinien być zapamiętany przez polskie społeczeństwo, jako dzień, w którym dwóch, spośród trzech „grabarzy” z okładki książki, rozdzielonych ramką, połączyło się w uściskach dłoni i współnych wypowiedziach opluwających obecną ekipę rządową. Musi dziwić fakt, że szacowna instytucja naukowa – Uniwersytet Warszawski,- udziela swoich zacnych pomieszczeń tak płytkim celom, jak też facetowi, który niegdyś zakpił sobie z wyższej uczelni, w której nie udało mu się obronić pracy magisterskiej (jeśli ją w ogóle napisał…). Czytaj dalej »

Wybory… chwyty poniżej pasa

5 maja, 2007

Obrzydliwość. Nie mogę inaczej nazwać ulotki, którą oblepiono różne punkty społecznej użyteczności na Greenpoincie i w jego okolicach. Notatka jest paszkwilem na tych, którzy odważyli się kandydować do Rady Dyrektorów Polsko-Słowiańskiej Unii Kredytowej. Oczywiście nie jest podpisana. Nie będę nawet próbował sugerować, kto jest jej autorem, bo dla kazdego myślącego jest to dość oczywiste. Kogoś było stać na setki kolorowych kopii, aby wybronić zasiadających obecnie w Radzie Dyrektorów i zaszkodzić tym, którzy chcieliby wejść do tejże Rady. Sam fakt, że jest to paszkwil nie mający podpisu autora dyskwalifikuje tę ulotkę, ale ktoś, kto ją kolportuje bardzo liczy na to, że „narodek” da się nabrać. Najbardziej w tej ulotce śmieszy mnie zdjęcie Pana Janusza Jóźwiaka, na szklanym ekranie. Czytaj dalej »

Kissin w Carnegie

4 maja, 2007

Dr. Andrzej Kamiński był chyba na wszystkich moich koncertach. Wiem też, że ściągał jeszcze swoich znajomych. To meloman rzadkiego kalibru. Reprezentuje tę grupę intelektualnych elit Poloni, które, jako żywo przywodzą na myśl ową egzotyczną już prawie generację Waldorffa  i innych jemu podobnych panów pod muszką, lub elegancko zawiązanym krawatem, złotymi spinkami w podwójnych mankietach nakrochmalonych koszul – miłośników muzyki. Kiedy przyszedł do mnie po bilety na koncert polsko-grecki, zagadnął na temat zbliżającego się  – 10 dni po moim koncercie,- recitalu Kissina w głównej sali Carnegie. Mój koncert był w Zankel Hall, czyli tej średniej. Obydwaj wiedzieliśmy, że Kissin jest wyprzedany do ostatniego miejsca. Pan Andrzej pałał jednak tak niewypowiedzianą żądzą usłyszenia tego rosyjskiego pianisty, że zdeklarował się zapłacić nawet potrójną cenę, byle tylko jakoś skombinować mu bilet. Czytaj dalej »

Polscy i greccy artyści w Carnegie Hall

29 kwietnia, 2007

Wbrew pozorom nie był to mój pierwszy „międzynarodowy” koncert, jaki popełniłem w Nowym Jorku. Miałem tu już Orkiestrę Symfoniczną z Fredericksburga, Virginia; Jamse’a E. Bakera – dyrygenta, miałem też i to dwukrotnie amerykańską śpiewaczkę, włoskiego pochodzenia, Tiffany CasaSante, która z orkiestrą Uniwersytetu Hofstra, na Long Island, wzmocnioną kikunastoma polskimi muzykami zaśpiewała po raz pierwszy w Nowym Jorku monumentalny Angelus, Wojciecha Kilara, a pół roku później powtórzyliśmy to w głównej sali Carnegie Hall. Wszystkie te koncerty miały jednak muzykę polską, jako główny temat wieczoru. Koncert polsko-grecki był zatem pierwszym, który, w przeciwieństwie do wymienionych wyżej miał program niezwykle zróżnicowany: od Belliniego, przez Chopina, Donizettiego, Karrera, Mozarta, Papamoschosa, Rossiniego, Verdiego, Konstantinidisa, do Szymanowskiego i Wieniawskiego. Czytaj dalej »

Muzyczne pasje Janusza Sporka

28 kwietnia, 2007

Kurier Plus – 14 KWIETNIA 2007, NUMER 668 (998)
Agata Ostrowska-Galanis – wywiad z Januszem Sporkiem

Agata Ostrowska Galanis: Skąd pomysł, by w jednym koncercie połączyć dwie tak odrębne kultury- polską i grecką?

Janusz Sporek: Może zabrzmi to śmiesznie, ale zawsze zastanawiałem się dlaczego w naszej telewizji program polski nadawany jest tuż po greckim? Czy jest to nie rodzaj metafizycznego połączenia dwóch kultur? To oczywiście żart, bo tak naprawdę do poznania kultury i obyczajów tego kraju skłoniły mnie względy rodzinne. Mój syn, Wojtek od pięciu lat stał się członkiem greckiej rodziny i wraz z żoną Matiną, która jest znakomitym choreografem, pracują w Vicky Simegiatos Dance Stodiu na Bayside. Ich siedmiomiesięczna córeczka, a moja wnuczka Angelina Zoe jest więc już dzieckiem polsko-greckim urodzonym w Stanach Zjednoczonych. Dzięki temu rodzinnemu wydarzeniu udało mi się nieco lepiej poznać Greków i szybko dojść do wniosku, że są to bardzo mili ludzie, o podobnych jak nasze korzeniach. Moja synowa została wychowana w sposób bardzo europejski, w poczuciu miłości do kraju, z którego pochodzi i szacunku do rodziny i do kultury, a to ogromnie procentuje w jej dorosłym życiu. To fantastyczne uczucie, gdy potrafisz z kimś dzielić podobną pasję i znaleźć wspólny język w sprawach, które cię fascynują. Te spostrzeżenia są kluczem do kwietniowego koncertu. Dlaczego mamy się ograniczać wyłącznie do artystów polskich? Dlaczego nie rozszerzyć grona i zapraszając wokalistów innej narodowości nie pokazać polskiej muzyki ludziom spoza polskiego środowiska. Myślałem, jak bardzo moi polscy przyjaciele zachwycali się chrzcinami mojej wnuczki i cerkiewnym ślubem mojego syna. Oba wydarzenia bogate w ortodoksyjne chóralne śpiewy nazwali największym przeżyciem artystyczno-religijnym w jakim kiedykolwiek brali udział. To dało mi nadzieje, że fascynacja i zainteresowanie naszymi kulturami może być obopólna, a przy okazji możemy się dowiedzieć i nauczyć czegoś nowego o sobie na wzajem. Czytaj dalej »

Były sobie domki dwa…

12 kwietnia, 2007

Nie przeczytasz w New York Time’sie, ani Washington Post. Nie zobaczysz na CNN, CBS, ABC, NBC, MSNBC, ani żadnym „BC”, ale jak pomyszkujesz, to możesz znaleźć na Internecie.

A Ty, Czytelniku zdecyduj, który z domków należy do działacza na rzecz ochrony środowiska…

Podczas tegorocznych „Oskarów” na scenę poproszony został Al Gore, były v-ce Prezydent za Clintona, Billa zresztą, kadencji. Podpasiony piewca apokaliptycznego ocieplenia globu z dumą odebrał statuetkę i pewnie polazł gdzieś potem na jakieś podrygiwane, zakrapiane alkoholem przyjęcie, dumny, że oto znalazł się pośród aktorów, reżyserów, producentów, kompozytorów, scenografów i wszystkich innych „…ów” świata filmowego. A znalazł się tam, bo od wielu lat straszy nas wizją do czerwoności rozgrzanego ziemskiego globu, horror zaś, wiadomo, to przecież kasowa kategoria filmu. Gore straszy wszystkim, czym się da: nie wycinać lasów (o tym mówili już nasi dziadkowie, a w zgniłym komuniźmie sadziliśmy hektary lasów w słynnych akcjach „zielonym do góry”), gasić światło, ograniczyć produkcję samochodów, ograniczyć zużycie i wydobycie naturalnych źródeł energii, etc. Przy okazji krytykuje politykę rządu George’a Busha, no bo tak mu wygodnie. Jako v-ce prezydent niewiele zrobił w tej sprawie (ochrona środowiska), ale na politycznej emeryturze wziął się do roboty i straszy świat wizją zagłady. Czytaj dalej »

Unia nad przepaścią obojętności, czyli…

9 kwietnia, 2007

… czy następne Walne Zebranie może się odbyć np. w…Los Angeles?

Zapytałem dziesięciu moich znajomych, czy wybierają się na Walne Zebranie Unii Kredytowej do Clark, w New Jersey? Siedmioro odpowiedziało „nie interesuje mnie to,- pieniądze trzymam w amerykańskim banku”; dwoje, że nie pojadą, bo nie mają ochoty spędzić niedzielnego popołudnia w samochodzie, a pomiędzy podróżą na ”wygłupach zarządców” Unii; jeden swkitował bardzo dosadnie: „mam tę Radę tam, gdzie hydraulik Jasiu radził klientowi pocałować pana majstra w d…” Czytaj dalej »

Odbrązowić „bohaterów” – ukarać zdrajców

17 marca, 2007

Czy społeczeństwo żyjące w czasach komunizmu dało się nabrać na ideologiczne plewy oskarżające Pułkownika Kuklińskiego o zdradę?  Czy zaakceptowało wyrok śmierci wydany na niego przez komunistycznych przestępców; sekretarzy, prokuratorów, sędziów?  Czy uwierzyło, że zdrajcą był Romuald Spasowski? Nie. Jestem pewien, że nie. Obaj ci „zdrajcy” zostali zrehabilitowni – głównie przez historię .- Płk. Kukliński, otrzymał status bohatera. Chwała historii, chwała tym, którzy postawili kropkę nad „i”. Czyż nie powinno jednak być tak, aby proces ten miał również swoje zastosowanie w odwrotną stronę? Czytaj dalej »

Pani Hania G. i prawo …

24 stycznia, 2007

… czyli jak obronić fotel prezydenta Stolicy?

Wyobraźmy sobie kobietę wpadającą na dworzec kolejowy. Przybiegła jednak nieco za poźno,- pociąg odjechał. Bezczelnie nie poczekał. Kobieta zostaje na peronie. Taka sytuacja mogłaby się przytrafić wszystkim kobietom (mężczyznom też, zresztą). Wszystkim, ale nie pani Gronkiewicz-Waltz.  Czytaj dalej »

Nasz Kolega Klaus

22 stycznia, 2007

Kiedykolwiek, gdy chcę napisać do Nowego Dziennika o polskich artystach, których mam zamiar tu sprowadzić, lub zamieścić tekst dotyczący polityki, słyszę stale powtarzany wymóg: ma być krótko, niech pan się streszcza, nie mamy miejsca, itp. Nigdy jeszcze mój tekst nie został zamieszczony w całości, w jego oryginalnej, „mojej wersji”; każdy został serdecznie pocięty i skrócony. I też nigdy nie robiłem z tego najmniejszego problemu. Ot, wymogi prasy,- zgadzałem się w duchu.

Nigdy, aż do środy, 17 stycznia, 2007 roku. Czytaj dalej »

Arcybiskup, czy arcykapuś?

6 stycznia, 2007

Moi pedagodzy w szkole średniej popełnili w stosunku do mnie pewien zasadniczy i totalny błąd: wydali na mnie wyrok skazujący, zanim sprawa wyjaśniła się w sposób oficjalny. Jako pedagodzy popełnili kardynalny błąd, ponieważ szkoła, do której uczęszczałem była szkołą pedagogiczną; miałem być nauczycielem. Ten błąd obrócił się w pozytyw wyłącznie dlatego, że jako absolwent owej uczelni postanowiłem nigdy nie osądzać moich przyszłych uczniów bez stuprocentowego sprawdzenia wszystkich informacji, a zwłaszcza negatywnych na ich temat. A już na pewno nie stosowania kar, gdy cokolwiek, co było negatywne nie zostało wyjaśnione do końca. Może to stało się i jest do dziś powodem, dla którego mówi się o mnie, że mam znakomity kontakt z moimi podopiecznymi, a na pewno stało się przyczyną, dla której moi byli uczniowie utrzymują ze mną kontakt długo po ukończeniu szkoły i nawet jeszcze w wieku dorosłym.

Aby wypowiadać się o „aferze Arycbiskupa Wielgusa” przeczytałem od deski do deski całą, 69-ciostronicową teczkę duchownego. Czytaj dalej »

Kopalnia Wujek …

17 grudnia, 2006

… wstyd, hańba, zbrodnia nieukarana.

Największy wstyd, największa kompromitacja systemu komunistycznego, najtragiczniejsze zakończenia robotniczych protestów: Poznań, Radom, Gdańsk, Kopalnia Wujek.

Telewizja Polonia nadała w minionym tygodniu dwa wtrząsające programy. Jeden zatytułowany „Prosta historia”, drugi „Sprawiedliwość”.   Czytaj dalej »

Dziwny ten świat…dziwny ten naród…

27 listopada, 2006

Dziewięćdziesiąt procent przypadkowego społeczeństwa.

W jednym ze swoich artykułów Janusz Korwin-Mikke nazwał polskie społeczeństwo przypadkowym i to w 97%. Trafność opinii tego znakomitego dziennikarza jest po prostu porażająca. Pozwalam sobie zapożyczyć owo sformuowanie, ale będę nieco łagodniejszy i stwierdzę, że jest tak w 90%.

Okres wyborów do władz terenowych w Polsce, jak i same wybory, a przede wszystkim ich wyniki, dla pozostałych dziesięciu procent był okresem myślenia o Ojczyźnie, jej przyszłości, jej losach. Te dziesięć procent poszło do wyborów z pełną świadomością powagi chwili, świadomością przywileju, jaki daje nam demokracja, a więc przede wszystkim i ponad wszystko: współdecydowania o losach własnego kraju poprzez udział w głosowaniu.

Reszta poszła do urn przypadkowo (jeśli poszła) i przypadkowo zagłosowała prawdopodobnie nie znając życiorysów kandydatów, lub nie przejmując się kompletnie nawoływaniami trzeźwych komentatorów o tym, że najgorszy kandydat PiS-u lepszy będzie od najlepszego kandydata PO, czy, nie daj Boże, SLD. Czytaj dalej »

« Wróć - Dalej »